18

78 9 0
                                        

Pov. Antoni

Cały rozdygotany wszedłem w końcu do sali szpitalnej w której leżała moja mama.

W powietrzu unosił się specyficzny nieprzyjemny zapach, który można spotkać tylko w miejscach takie jak te.

Vera leżała na łóżku przy oknie.

- Hej, synu- Powiedziała zerkając w moją stronę. Jej głos był cichy i zmęczony.

Podszedłem szybko bliżej.
Miała złamaną rękę i duży plaster na czole. Wyglądała na obolałą.

- Co ci się stało? Nic z tego nie rozumiem. - Usiadłem na krześle obok.

- Jak mogłeś wczoraj nie wrócić na noc. - Rzuciła z wyrzutem a mnie zamurowało. Nigdy nie obchodziło jej gdzie i z kim jestem.

- Mamo... Przepraszam. Zostałem na noc u znajomego- Zawahałem się wypowiadając ostatnie słowo.

-Jak można być tak samolubnym... Zostawiłeś mnie. - Mówiłam cicho, niby sama do siebie.

- Co się stało? - Puściłem te uwagi mimo uszu, chodź każda trafiała prosto w moje serce.

Nawaliłem. Wszystko zniszczyłem przez swoją zachciankę by nie wracać do domu.

Mówiłem, ostrzegałem sam siebie. Miałem chodzić wyznaczoną trasą i nie szukać problemów a teraz przeze mnie ludzie cierpią.

A co jeśli to jest nieodłączny elementy życia?
A co jeśli nie?

Myśli przebijały po moim umyśle a ja próbowałem poddać się temu. Niech płyną.

Zacisnąłem mocniej powieki czując jak zaczynają dusić mnie poczucie winy

- Nic. Wylądowałam tutaj bo się niefortunnie potoczyły zdarzenia. Gdybyś był to byś wiedział. Nawet nie odebrałeś telefonu.

- Przeprosiłem, nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć...

***

- Niech kto mi w końcu powie co się stało. Jestem jej synem i chcę wiedzieć. - Przemówiłem najpewniejszym głosem na jaki byłem w stanie się zdobyć.
Ojciec stał na korytarzu gapiąc się w telefon.
Podniósł wzrok i zmierzył mnie spojrzeniem.

Miał oczy całkiem podobne do moich.
Szare, zmęczone. Jego całą twarz można było tak opisać.

-A co mogło się stać tej pjaczce Antoni? Nie bądź śmieszny. Upiła się i pod blokami zaczęła awanturę.

- Kto jej to zrobił? - Pytałem próbując poukładać wszystko w głowie.

-Jakiś inny pijak. Uprzedzając kolejne pytania. Jestem tu bo kazała do mnie zadzwonić. Powinienem być teraz z Madison, ale ta kobieta zawsze musi narobić wokół siebie szumu. - Pokiwał głową w pogardliwy sposób.

- Nie mów tak o mojej mamie. Nie ma cię przy niej, więc nie masz prawa jej oceniać. Nie wiesz z czym musi mierzyć się każdego dnia.

Światło zamrugało a ja oparłem się o ścianę.

Nie chcę rozmawiać z tym mężczyzną ani tu być. Zdałem sobie sprawę z uciążliwego pulsowania głowy, który mi towarzyszy. Pewnie przez kaca.

Przy Aronie zapomniałem nawet o bólu.

- Naiwne dziecko... Załatwię żeby wypisali ją jak najszybciej. Nie możesz mieszkać sam. Chociaż na razie nie masz wyjścia.

Skinąłem tylko głową.

- A ja nie mogę zabawić tu zbyt długo, mam swoje sprawy na głowie. - Kontynuował. Włożył rękę do marynarki po czym się zbliżył. - Masz tu pare stówek, może jakoś pomogą.

Run the risk [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz