Przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech. Tylko się nie denerwować.
- Jak to bagaże zaginęły? - zapytałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam.
Wyraz twarzy kobiety stał się współczujący, ale nawet się nie starała, by faktycznie wyglądało to szczerze.
- Bardzo nam przykro za niedogodności. Postaramy się, jak najszybciej rozwiązać państwa problem.
Zacisnęłam dłonie na blacie, czym zwróciłam uwagę nie tylko brunetki.
- Proszę mnie posłuchać - zaczęłam, będąc dumna z tego, że mój głos brzmiał na naprawdę opanowany. - Przyleciałam tutaj służbowo i zostanę przynajmniej na trzy tygodnie, jak nie dłużej. W bagażach znajdują się moje wszystkie rzeczy. Potrzebuję ich. Teraz - dodałam, jakby miała jakieś wątpliwości.
- Bardzo nam przykro...
- No nie wytrzymam! - powiedziałam w końcu, po raz setny słysząc tę samą formułkę. - Już od czterech godzin krążę po różnych stanowiskach, ciągle kierowana gdzieś indziej, a kiedy wreszcie dotarłam do odpowiedniego, chce mi pani powiedzieć, że mam, nie wiadomo ile, czekać na swoje rzeczy?
- Ma pani prawo do złożenia reklamacji...
Nim coś jej na to odpowiedziałam, silna dłoń odciągnęła mnie na bok. Nie opierałam się, posłusznie się wycofując. Nawet nie musiałam się wysilać, by zobaczyć skierowane na mnie spojrzenia należące do ochrony lotniska.
Cieszcie się, że to wam nie zaginął bagaż - mruknęłam w myślach.
- Nie przyśpieszysz tego, Eve.
- Wiem - wymruczałam, unosząc zmęczone spojrzenie na Cade'a. - Na pewno nie możemy użyć swoich odznak? - zapytałam, chociaż wiedziałam, że to na nic. A byłam już tego pewna, kiedy jego twarz rozświetlił delikatny uśmiech.
Pokręcił głową, ostatecznie niszcząc resztki mojej nadziei.
- Mamy nie rzucać się w oczy, pamiętasz? Pokazanie odznaki w tym nie pomoże - zauważył, na co się skrzywiłam. - Zajmę się tym, a ty pojedź już do mieszkania i odpocznij. Masz adres i klucze, prawda?
- Tak - potwierdziłam, ale nie chcąc już żadnych niespodzianek, postanowiłam to jeszcze raz sprawdzić. W telefonie znalazłam zapisany adres, a w torebce pęk kluczy.
- Zamów taksówkę. Samochody i resztę służbowych rzeczy dostaniemy dopiero jutro.
No tak, jestem bez auta.
Spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Jesteś pewny, że chcesz to załatwiać samemu? Zgaduję, że nie zamknie się to na wypełnieniu jednej kartki.
- Bez obaw, na pewno będzie to mniej, niż wymagają od nas w pracy - prychnął.
Cade praktycznie od zawsze ogarniał formalności i papierologię, nawet jeżeli część należała do moich obowiązków. Od momentu, gdy zobaczył, jak mozolnie mi to idzie, już więcej nie miałam do tego dostępu.
- Wybacz, lepiej radzę sobie z pracą w terenie.
- Dlatego możesz to zostawić mnie. Jedź odpocząć, bo z tego co widzę, to podróże samolotem ci nie służą. Wyglądasz, jakby cię z grobu wyciągnęli.
- Wow, dzięki, Cade. To miłe - rzuciłam, zaraz się uśmiechając. - W takim razie nie daj się tu pożreć. Jak coś, dzwoń o każdej porze - powiedziałam, wskazując telefon.
Gdy skinął głową, ruszyłam w stronę wyjścia. Zmrużyłam oczy na ochroniarzy, którzy śledzili mnie wzrokiem.
- Eve! - Przystanęłam, odwracając się. - Prosto do domu. Nie chcę cię później szukać po całym mieście.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 2
ActionSłońce nie jest czymś, co możesz zgasić. A gdy spróbujesz to zrobić, spłoniesz. Akcja rozgrywa się pół roku po ostatnich wydarzeniach II tomu. Copyright © by Asteria396, 2021/2022