Rozdział XX

1.8K 115 74
                                    

Ostrożnie nachyliłem się nad Eve chcąc odpiąć pas, gdy dojechaliśmy na miejsce. Nadal spała. A przynajmniej tak było, dopóki moja ręka nie sięgnęła zapięcia. Kiedy tylko musnąłem niechcący nagą skórę jej ramienia, cała się poderwała, sprawiając, że zamarłem. Szeroko otworzyła oczy, głośno oddychając. Spojrzała na mnie, później na swoją dłoń i klatkę piersiową. To wystarczyło bym zrozumiał co się stało.

Miała koszmar, a ja nie potrzebowałem wiele, by domyśleć się czego dotyczył.

Postanowiłem jednak w żaden sposób nie poruszać tego tematu, szczególnie, że szybko się uspokoiła.

– Właśnie dojechaliśmy – poinformowałem ją, odpinając wreszcie pas. Nim się odsunąłem, wyciągnąłem jeszcze rękę na tylne siedzenie, chwytając jej torebkę, po którą wcześniej wróciłem się do mieszkania.

– Znowu zasnęłam – zauważyła. – Nawet nie wiem kiedy.

– Byłaś zmęczona – odparłem. – A chwila snu pozwoliła ci się trochę zregenerować. Nie musisz się tym przejmować – dodałem, odsuwając się już od auta i robiąc jej miejsce, by mogła wysiąść.

Kiedy stanęła na nogi, oparła się o samochód, najwidoczniej wciąż naprawdę mocno osłabiona. Widziałem, jak w tym czasie starała się objąć spojrzeniem cały dom, o czymś myśląc. Zamknąłem drzwi i przywarłem do nich plecami tuż przy niej, patrząc w to samo miejsce.

– Jeżeli masz jakieś pytania, pytaj. Postaram się na nie odpowiedzieć.

– Na razie tylko jedno – przyznała, więc przytaknąłem, zamieniając się w słuch. Chciałem jej odpowiedzieć na możliwie najwięcej pytań. Wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Zerknąłem na jej krtań, która się poruszyła, gdy przełknęła ślinę. Zaraz po tym się odezwała. – Czy twoi bracia również...

– Również zajmują się tym samym co ja? – dokończyłem, gdy sama tego nie zrobiła. Zacisnęła usta, potwierdzając jedynie słabym ruchem głowy. Ponownie spojrzałem przed siebie. – O ile mi wiadomo nie skończyli medycyny... Patrząc na ich wiedzę w tym zakresie, wątpię, by zabawiali się w lekarzy.

Zerknąłem na jej delikatne rysy, starając się dostrzec przynajmniej cień uśmiechu, jednak tym razem widziałem tylko pełną napięcia sylwetkę, jakby czekała jedynie na tę konkretną odpowiedź. Nic więcej.

Wsunąłem dłonie do kieszeni, postanawiając więc dać jej to, czego oczekiwała.

– Każdy z nas zajmuje się takimi sprawami w innym stopniu – zacząłem, skupiając się na jednym z okien. – Można powiedzieć, że ja i Dave w największym. Interweniujemy, gdy sprawy są poważniejsze albo bezpośrednio zagrażają nam jako rodzinie.

Był to dość spory skrót. Skrót, który miałem nadzieję, że obecnie jej wystarczy. Zagłębianie się w to bardziej nie sprawi, że poczuje się lepiej. Wręcz dodatkowe szczegóły teraz by ją przytłoczyły.

– Carl i... Jay? – pytała dalej.

– Zazwyczaj w granicach swoich obszarów. Carl lubi dużo imprezować. Ma więc na oku wszystko, co się z tym wiąże, pilnując, aby wszelkie kluby były bezpiecznymi miejscami.

Dla wszystkich osób, które szły po prostu się pobawić, być może zaszaleć trochę bardziej. Nie było to łatwe, szczególnie, że były to idealne miejsca na handel. Wszelkiego rodzaju.

Ponadto Carl zajmował się finansami. Zarówno naszymi prywatnymi, pochodzącymi z legalnych źródeł, jak i tymi drugimi, z którymi trzeba było się trochę bardziej natrudzić. Manewry, które robił, zadziwiały nawet mnie. Żaden z nas nie poradziłby sobie z tym lepiej.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz