Rozdział XXIII

1.7K 138 52
                                    

Zamknąłem oczy, próbując się skupić na czymkolwiek innym, niż na wbijającym się w plecy oparciu krzesła. Jeżeli miałbym oceniać, było to o wiele bardziej irytujące, niż zaciśnięte na nadgarstkach kajdanki czy już kilkugodzinne oczekiwanie. Bo z pewnością musiało minąć przynajmniej z trzy godziny, może nawet więcej, odkąd tu trafiłem. Do małego pokoiku, w którym nie był wiele więcej od metalowego stołu, dwóch niewygodnych krzeseł i kamery. Ściany były praktycznie puste. W dodatku temperatura w pomieszczeniu wcale nie należała do przyjemnych.

To jedynie sprawiło, że odchyliłem głowę do tyłu, delikatnie się uśmiechając. Prawo nie było moją dziedziną. Wiedziałem tylko tyle, ile gdzieś mimochodem usłyszałem czy przeczytałem. Znałem ogólne kwestie związane z medycyną i raczej nic ponad to. To po prostu nie było na moją głowę.

Jednak przesłuchania już były.

Nie dało się ukryć, że wcale nie brakowało ich w moim „grafiku". Ciągle zdarzały się sytuacje, gdzie informacje od danej osoby były kluczowe, a dotyczyły naprawdę różnorodnych tematów. Od jakiś błahych do poważniejszych, gdzie liczyło się każde słowo. Przez te lata zdążyłem poznać różnych ludzi i różne metody na wyciągnięcie z nich tego, czego chciałem. Bo nie było na to uniwersalnego sposobu. To, co zadziałało na jednego, wcale nie musiało zadziałać na drugiego.

Najważniejsza w tym wszystkim była obserwacja. Dostrzeżenie tego, co najistotniejsze. Tego, co można byłoby później wykorzystać, niekoniecznie w negatywny sposób. To właśnie dzięki temu dało się uniknąć wielu niepotrzebnych... działań. Wystarczyło tylko dobre podejście.

Nie dało się ukryć, że osoby, które przesłuchiwałem, z reguły odczuwały strach. Zazwyczaj spowodowany sytuacją w jakiej się znaleźli i niepewności tego, co będzie dalej. Ale nierzadko również przeze mnie, przez wiedzę kim byłem. Chociaż ten strach często pomagał w wyciągnięciu informacji, to zbyt duży działał zupełnie odwrotnie, skutecznie zamykając usta.

Ból działał na podobnej zasadzie. Zadany w nieodpowiednim momencie, czy też za bardzo intensywny na daną osobę, może zachęcić ją do mówienia, ale niekoniecznie prawdy. Kierowana bólem i chęcią zaznania chociażby chwilowej ulgi, przyzna się do wszystkiego, powie to, co ktoś chce usłyszeć, jednak w żadnym wypadku odpowiedzi nie muszą być prawdą. Nawet najmniejszą. Z kolei inni mogą uparcie milczeć, tracić przytomność bądź nawet się od tego wszystkiego odciąć.

Dlatego, gdy tylko było to możliwe, to właśnie najzwyklejsza rozmowa okazywała się najskuteczniejsza. Ta, w której nie byłem wrogiem. To nawiązanie dobrych relacji działało cuda. Łagodność, zrozumienie, dotrzymywanie słowa. Wszystko, co sprawiało, że dana osoba nie obawiała się mówić. Co pozwalało jej dostrzec, że współpraca naprawdę się opłacała.

Wszystko jednak zależało od człowieka. Rozpracowanie danej osoby nierzadko wymagało czasu. Nie zawsze był on dostępny, a większości sytuacji praktycznie go nie było. Zostawało mi więc liczyć na własną intuicję i najzwyklejsze doświadczenie, które po tylu latach było naprawdę spore.

Jednak teraz to nie ja byłem na miejscu przesłuchującego. Znalazłem się po tej drugiej stronie i o dziwo, szczerze nie mogłem się doczekać, kiedy doznam zaszczytu tego przesłuchania. Przynajmniej przekonałem się, że słowo bezpieczeństwa „nie powiem nic bez obecności adwokata" naprawdę działało. Od tamtej pory nie widziałem nikogo więcej. Nie mając zbytnio innego wyboru, siedziałem, cierpliwie czekając i nadal zwyczajnie rozmyślając.

Wbrew pozorom w tym czasie właśnie takiego miejsca było mi trzeba. Ciszy i spokoju, odosobnienia, by w końcu wszystko przemyśleć, przeanalizować, a ostateczne poukładać. Aresztowanie mnie było więc najlepszym, co Cade w tym wszystkim zrobił.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz