Rozdział XXVIII

2.4K 136 89
                                    

– Przepraszam – wydusił po raz kolejny, a ja zupełnie oniemiały patrzyłem na jego twarz. Na podkrążone ze zmęczenia oczy, kiedy najwyraźniej nie pozwolił sobie nawet na chwilę snu. Na jego drżące mięśnie, gdy z jego gardła wydobywał się najzwyklejszy szloch. Na brunatne włosy, które wyglądały, jakby ciągnął za nie całą noc.

Patrzyłem na to wszystko i zamiast odnaleźć gniew, za którym zawsze ukrywał emocje, odnalazłem przeraźliwy ból.

To był pierwszy raz. Pierwszy raz, gdy go takiego widziałem.

Gdy zapłakany pochylił się do przodu, szybko się otrząsnąłem, przeklinając pod nosem.

– Kurwa, jeżeli nie planujesz mi się oświadczyć, to wstawaj z tych jebanych kolan – warknąłem, wciągając go do środka i zamykając drzwi, nie pozwalając, by ktoś więcej zobaczył go w takim stanie. Nie mogli go takiego widzieć.

Pokręcił głową, w ogóle nie ruszając się z miejsca, chyba nie mając na to nawet siły.

Przykucnąłem tuż przed nim.

– Hej, spójrz na mnie – rzuciłem, jednak jego głowa znowu poruszyła się na boki. – Powiedziałem: spójrz na mnie – warknąłem rozkazująco, doskonale wiedząc, że inny ton na niego nie zadziała. Zacisnął zęby, a jego załzawione oczy odnalazły moje. – Piłeś alkohol? – zapytałem twardo, chociaż w ogóle go od niego nie wyczuwałem. Gdybym się mylił, los okazałby się naprawdę dowcipny, podsuwając mi tego samego dnia pod nos dwie pijane osoby.

– Nie... Nie umiałem. Nie byłem w stanie niczego przełknąć – wydusił ciężko z siebie. Zacisnąłem usta, gdy z jego oczu nadał płynęły słone łzy, tworząc ścieżkę dla kolejnych.

– A brałeś coś? – Nie wierzyłem, że go o to pytałem, jednak musiałem przyznać nawet sam przed sobą, że nie byłem pewny, czy definitywnie by tego nie zrobił. Nie wiedziałem, na ile tak naprawdę go znałem. Czekałem na odpowiedź, jednak jego wzrok tkwił w tym samym miejscu, a usta wcale nie poruszyły. – Na mnie masz, kurwa, patrzeć – przywołałem go do porządku, od razu uzyskując tego efekt: jego wzrok skupiony na mojej twarzy. – Odpowiedz mi, Dave. Brałeś narkotyki lub inne gówno?

Jego grdyka się poruszyła, gdy z trudem przełknął ślinę.

– Nie brałem – odparł.

– Na pewno?

– Tak, przysięgam.

Przytaknąłem, gdy to mi wystarczyło. Wierzyłem mu.

Usłyszałem z boku kroki. Dave również musiał je usłyszeć, ponieważ jego głowa przekręciła się powoli w tamtą stronę. Zrobiłem to samo, dostrzegając w progu drzwi prowadzących do sypialni sylwetkę Eve. Doskonale pamiętałem, że część jej ubrań nadal znajdowała się w kuchni, dlatego nie zdziwiłem się, widząc ją ubraną w moją bluzkę, którą musiała znaleźć w szafie. Wyciągnęła z niej nawet dresowe spodenki, których szczerze mówiąc w ogóle nie kojarzyłem.

Stała tam, a jej twarz wyrażała gamę emocji. Od smutku, współczucia czy zrozumienia, aż do niepewności, poczucia winy albo nawet zmieszania. Jej palce wbiły się mocniej w framugę drzwi. Z całą pewnością wciąż pamiętała słowa, które skierował do niej Dave. I wątpiłem, by wierzyła w późniejszą obietnicę, którą złożył May.

Zerknęła na mnie, a słowa, które w następnej chwili opuściły jej usta, w żaden sposób mnie nie zaskoczyły.

– Wrócę już do siebie...

– Zostajesz – oznajmiłem krótko, a w swoim tonie nie zawarłem żadnych możliwości do negocjacji. Powróciłem do Dave’a, obmacując jego pas. Nie miał przy sobie broni. – Jesteś tu tak samo mile widziana jak on, więc zostajesz, a Dave nie będzie robił z tego powodu żadnych problemów. – Widziałem, jak jego usta mocno się zaciskają, nie wypuszczając żadnego najmniejszego dźwięku. Podniosłem się, zaraz pochylając i chwytając go za ramiona. – Wstawaj – rzuciłem do niego, siłą go do tego zmuszając.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz