Rozdział XV

2.1K 131 45
                                    

Przetarłam dłonią oczy, gdy ból głowy dawał o sobie znać. A ja zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę z jakiego powodu się pojawił.

Czułam się rozdarta. Na dwie lub nawet więcej części, nie mając pojęcia, która z nich jest tą odpowiednią.

Przystanęłam u dołu schodów, opierając się o barierkę.

Odkąd wczoraj zostałam już sama, wyrzuty sumienia uderzyły mnie ze zdwojoną siłą, nie opuszczając nawet następnego dnia.

Samuel naprawdę chciał mi pomóc. Słowa, które mówił, zapewnienia, które dawał, to wszystko było szczere. Wierzyłam w nie. W dodatku, ta jedna część mnie, pragnęła mu bezwarunkowo zaufać. Oddać mu cała kontrolę, aby zrobił każdą możliwą rzecz, jeżeli to sprawi, że strach przed Nolanem, który trzymałam gdzieś głęboko w sobie, po prostu zniknie. Że poczuję prawdziwy spokój.

Jednak ta inna część mnie ciągle przypominała o tym, że już raz na to pozwoliłam. Dopuściłam do siebie człowieka, który zamiast przynieść mi ukojenie, sprowadził chaos. I nie ważne jak bardzo próbowałam to naprawić, nie umiałam zrobić tego w wystarczającym stopniu.

Niezależnie od tego, która z nich miała więcej racji, była jeszcze inna. Ta, która powodowała poczucie winy, przypominając dlaczego tak właściwie tutaj byłam. Krzycząc, że przyjechałam tu, by odnaleźć cokolwiek, co doprowadzi nas do końca sprawy. Co wyjaśni, dlaczego telefon May Deris znalazł się na miejscu zbrodni.

Bo nie mieliśmy wiele więcej. Musieliśmy się czegoś uczepić, czegokolwiek, co pozwoliłoby nam ruszyć dalej. Ale May zdecydowanie nie należała do osób, które od tak mogliśmy zaprosić do siebie na złożenie wyjaśnień.

Tylko żeby to tego dotrzeć, wykorzystywałam Samuela.

Zdradzałam jego zaufanie.

Wczoraj to nie ja byłam głównym tematem. Tym razem to Sam zdradził fragment swojego życia. Opowiedział go, pokazując cząstkę siebie. Pokazując to, co kryło się za jego szmaragdowymi oczami oraz to, jak ważna była dla niego obecna rodzina. Że zrobiłby dla nich wszystko.

A ja właśnie mogłam zagrozić ich bezpieczeństwu.

Doprowadzić do tego, że jego rodzina się... rozpadnie.

Za jego dobre intencje, zrujnować im życie.

Wypuściłam z ust drżący oddech, mrużąc oczy, by przynajmniej trochę zminimalizować rozchodzący się ból.

To była moja praca. Nie mogłam mieć wątpliwości tylko dlatego, że ktoś był dla mnie miły. Ludzie kryli w sobie różne oblicza. Jeżeli któreś z nich przyłożyło rękę do tej zbrodni, musi ponieść tego konsekwencje. Najcięższe z możliwych. Bo tego nie da się wybaczyć.

Uniosłam spojrzenie, od razu natrafiając na czarną kamerę, znajdującą się w samym górnym rogu pomieszczenia. Były we wszystkich najważniejszych punktach. Nie miałam wątpliwości, że zapisałam się na nagraniach każdej z nich. Nie było możliwości, by przejść dalej, nie wchodząc w żaden sposób w ich zasięg.

Czy aż tak były im potrzebne nawet w środku? Samuel wspomniał, że nie ma tu nikogo innego, prócz jego braci i May. Gdy wczoraj, po naszym powrocie, oprowadził mnie po domu, powiedział, że mogę natknąć się jeszcze na ich przyjaciółkę, jednak obecnie miała być za granicą. Nie było tu nikogo więcej. Wszystkim zajmowali się sami.

– Eve! – Odwróciłam się, słysząc za sobą wołanie. Ucieszyłam się, kiedy moim oczom ukazała się znajoma twarz blondyna. – Dobrze cię widzieć!

– Ciebie też – odpowiedziałam, nie powstrzymując uśmiechu, gdy jego kąciki ust również się uniosły.

Podszedł bliżej, zerkając na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu tkwił mój wzrok.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz