Rozdział XXXIV

1.6K 135 66
                                    

Przyłożyłem dłoń do karku, przechylając odrobinę głowę. To wystarczyło, bym szybko się przekonał o skutkach źle przespanej nocy. Promieniujący ból nie pozwolił mi ruszyć głową bardziej. Skrzywiłem się, próbując odrobinę rozmasować kark, jednak to zdecydowanie nie było czymś, czego w tej chwili potrzebował, by przestać boleć.

Westchnąłem, rzucając okiem na zegarek na nadgarstku. Był to raczej zwykły odruch, niż faktyczna chęć zobaczenia godziny. Wiedziałem, która jest. Inaczej nie byłbym w połowie drogi do pokoju Sally. Bo jaka byłaby na to lepsza pora niż wtedy, gdy doktorka nie było na dyżurze?

Odgarnąłem lekarski kitel do tyłu, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Przejechałem czubkiem języka po zębach, zaraz mimowolnie się uśmiechając.

Rhett będzie wkurzony, a to mało powiedziane. Nie miałem co do tego najmniejszych wątpliwości, szczególnie, że wczorajsza wizyta Callena u Sally mocno go podminowała. Teraz wystarczyło tylko delikatnie dołożyć do ognia, by wszystko poszło zgodnie z planem.

Spojrzałem na pielęgniarkę i odwzajemniłem jej uśmiech, gdy mnie mijała. Zerknąłem na nią jeszcze przez ramię, dostrzegając, jak wyciąga telefon i pisze jakąś wiadomość. Prychnąłem pod nosem. Nawet nie poczekała, aż odejdę, by poinformować go o mojej obecności tu.

Otworzyłem drzwi, mrużąc oczy, gdy nigdzie nie zobaczyłem dziewczyny. Powinna tu być o tej porze.

Chyba, że Rhett jednak wyprzedził mnie o ten jeden spory krok.

– Szuka doktor Sally? – Odwróciłem głowę, nieznacznie się krzywiąc, gdy zapomniałem, jak bardzo ten ruch był zły. Młody pielęgniarz stał kilka kroków ode mnie, cierpliwie czekając na moją odpowiedź.

– Tak – odpowiedziałem więc. – Wiesz, gdzie mogę ją znaleźć?

– Jest z doktorem Callenem. Zabrał ją kilka minut temu.

Uniosłem brwi, zaskoczony. Nic mi nie mówił, że będzie się z nią jeszcze widział. Tym bardziej dzisiaj. Chyba niecelowo pokrzyżował mi trochę plany. Lub w nich pomógł.

– Dzięki – rzuciłem do chłopaka, nie zamierzając marnować czasu na stanie tu. Ruszyłem do gabinetu Callena, gdy to było pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdzie teraz może być.

Nacisnąłem klamkę, delikatnie otwierając drzwi, aby przypadkiem nie przestraszyć dziewczyny, gdyby faktycznie tam była. I okazało się, że trafiłem w dziesiątkę. Siedziała tam, na fotelu, niemal skulona, gdy owinęła ręce wokół swoich nóg. Nawet z tej odległości mogłem ocenić, że czuła się o wiele gorzej, niż kiedy widziałem ją ostatnim razem. Nic dziwnego, że Callen postanowił zareagować.

– Sally... – zaczął, pochylając się i łącząc ze sobą dłonie, jakby to nie był pierwszy raz, gdy próbował do niej dotrzeć. Jego ciepłe spojrzenie było utkwione na jej twarzy, chociaż dziewczyna nawet na chwilę nie uniosła wzroku. – Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać? Zrobiłem wczoraj coś źle? Jeżeli tak, powiedz mi o tym.

Nie odezwała się, ale w przeciwieństwie do niego, ja znałem powód.

– Nie zrobiłeś niczego źle – oznajmiłem zamiast niej, widząc, jak na mój głos podnosi głowę. Callen się nie ruszył, jakby już wcześniej mnie zauważył. Wszedłem do środka i przykucnąłem przed dziewczyną, próbując złapać jej wzrok. – Rhett coś ci powiedział, prawda?

W jej oczach pojawił się cień paniki. I tak, jakby przestraszyła się, że to dostrzegłem, szybko zacisnęła powieki, chowając głowę, nie chcąc ani zaprzeczyć, ani potwierdzić moich słów. Jednak ta reakcja w zupełności mi wystarczyła, tak samo jak Callenowi.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz