Rozdział XXXV

2K 152 102
                                    

Wbiegłam do szpitala, czując, jakby moje serce miało zaraz przebić się przez kruchą pierś. Rozglądnęłam się, szukając kogokolwiek, kto powiedziałby mi, że niedawny telefon był głupim żartem. Nieporozumieniem. Bo przecież nie mogło być inaczej. Cade nie mógł mieć wypadku.

Drgnęłam nieznacznie, gdy znajome, ciepłe dłonie niespodziewanie spotkały się z moimi ramionami. Jednak nie pozostały tam długo. Tak samo jak ja w tym samym miejscu, gdy dostrzegłam szpitalną rejestrację.

Tam muszą mi coś powiedzieć.

Ruszyłam szybko w tamtym kierunku, przeciskając się przez niewielką kolejkę.

- Przepraszam - rzuciłam, wchodząc na sam jej początek, przed starszego mężczyznę. Gdy tylko mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem recepcjonisty, nie czekałam na nic więcej. - Czy może mi pan powiedzieć, gdzie leży...

- Co pani wyprawia? - przerwał mi oburzony głos kobiety, która stała gdzieś z boku. - Nie widzi pani, że jest tu kolejka?!

- Przepraszam - powtórzyłam. - To naprawdę pilna sprawa.

- Tak samo jak sprawa każdego z nas - prychnęła. - Proszę pójść na koniec i poczekać na swoją kolej - powiedziała, obrzucając mnie kpiącym spojrzeniem. - Gówniara, która myśli, że wszystko jej wolno - mruknęła pod nosem, mimo to te słowa i tak bardzo wyraźnie dotarły do moich uszu.

Moja szczęka napięła się niemal do granic możliwości, gdy sięgnęłam do kieszeni, wyciągając odznakę, którą sekundę później pokazałam kobiecie.

- FBI - warknęłam, widząc po chwili jej zaskoczone spojrzenie. - Radziłabym uważać na słowa i odsunąć się, nim ta gówniara postanowi panią aresztować.

Jad w moim głosie musiał dotrzeć nie tylko do kobiety, ponieważ już po sekundzie Sam stanął tuż przede mną, a Carl swoim ciałem zasłonił mi brunetkę niemal w całości, skutecznie uniemożliwiając z nią dalszą konwersację.

- Nie warto - szepnął młodszy Sanders, zwracając moją uwagę. - Zignoruj ją, Eve.

Te kilka słów z jego ust spowodowało, że w jednej chwili cała złość ze mnie odeszła. Miał rację. Ta kobieta nie była tego wszystkiego warta. Szczególnie teraz.

Nie po to tu byłam.

Odwróciłam się w stronę mężczyzny, mając zamiar dokończyć swoje wcześniejsze pytanie. Niestety tym razem, to Samuel nie pozwolił mi dojść do słowa.

- Będzie lepiej, gdy zaczekasz z boku, Serce - oznajmił, a w jego głosie rozbrzmiało samo ciepło. Mimo to poczułam się, jakby właśnie uderzył mnie w policzek.

- Dlaczego? - spytałam, czując nagły niepokój.

- Jesteś zdenerwowana - odpowiedział, chowając moje dłonie w swoje. - Usiądź i poczekaj z Carlem, w porządku? Ja dowiem się co z Cade'em i wrócę do ciebie.

Zerknął na Carla, a wtedy to jego dłonie spoczęły na mnie.

- Chodź, wojowniczko. Zostawimy to Samowi, będzie wiedział o co pytać. - Pociągnął mnie do siebie, zmuszając moje nogi do ruchu.

Powinnam na to pozwolić? By to Sam się tym zajął?

Usiadłam na krześle, pochylając się i niemal chowając twarz w dłonie. Brzuch bolał mnie od stresu, a w głowie huczało od natłoku myśli.

Nie byłam na to przygotowana. Na taką sytuację. Brałam wszystko pod uwagę. Szczególnie to, że któreś z nas może zostać ranne przy jakiejś sprawie. Ale nie to, że Cade będzie miał wypadek samochodowy. To wydawało się nierealne. Z tych wszystkich rzeczy, które mogły nas spotkać, wypadek wydawał się najmniej prawdopodobny.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz