Rozdział XXV

1.7K 143 89
                                    

Wyprostowałem się, odsuwając na bok, aby dać przestrzeń do działania prawnikom. Tym razem to oni musieli się wykazać.

Oparłem się o lustro weneckie, by trochę podroczyć się z osobami za nim.

Sprawa seryjnego morderstwa musiała obiec już świat. Nasze nazwiska z pewnością prędzej czy później wyciekną do mediów, więc podejrzewałem, że od teraz będziemy musieli radzić sobie również z dziennikarzami. Zapowiadały się z nimi naprawdę uciążliwe dni, szczególnie, że nasz każdy ruch będzie pod ich czujnym okiem.

Miałem tylko nadzieję, że żaden z nich nie będzie na tyle odważny, by bez pozwolenia wchodzić na naszą posesję.

Cade podszedł do stolika, kładąc na nim laptop, na którym przez chwilę zatrzymałem wzrok. Obawiałem się, że nie wróżył niczego dobrego.

Nim jeszcze Cade się odezwał, policjant, którego wcześniej wysłałem po picie, szybko postawił przed May napełniony kubek wody. Zaraz po tym odsunął się, zajmując swoje poprzednie miejsce. Tym razem ręka May nawet nie drgnęła. Jedynie siedziała, wpatrując się w agenta i zapewne oczekując aż wreszcie to wszystko przejdzie do konkretów. Chciała mieć to po prostu już za sobą. Nawet jeżeli wiedziała, co będzie tuż po tym.

Cade zerknął na całą naszą czwórkę i delikatnie się uśmiechnął.

- Mieliśmy okazję się już spotkać i poznać, jednak dla formalności pozwolę się jeszcze raz przedstawić. Cade Rendevers, agent FBI. To ja przeprowadzę dzisiejsze przesłuchanie.

- Nie spodziewaliśmy się nikogo innego, agencie - odparł Dan, równie miłym tonem, na co usta mężczyzny ułożyły się w szerszym uśmiechu.

- Tak samo jak ja nie oczekiwałem spotkać nikogo innego w roli adwokata May Deris - powiedział, swobodnie zajmując wolne krzesło. - Dobrze wiedzieć, że obie strony dostały to, czego się spodziewały. - Po tych słowach, jego głowa przekręciła się w moją stronę. Nie musiałem długo czekać, aby usłyszeć uwagę skierowaną do mnie. - Jestem psychologiem, nie sądzę, aby była tu potrzebna jeszcze obecność lekarza psychiatry - oznajmił. - Jeżeli zajdzie taka konieczność, zostanie doktor wezwany.

- Agencie - zacząłem spokojnie, spoglądając w jego oczy - jak sam właśnie zaznaczyłeś, jesteś tylko psychologiem, więc proponuję przy tym pozostać - oznajmiłem, kątem oka widząc, jak May odwraca głowę, próbując powstrzymać cisnący się na jej usta uśmiech. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej trochę poprawiłem jej humor, czego nie mogłem powiedzieć raczej o mężczyźnie przede mną. - Natomiast jeżeli chodzi o moja obecność tutaj, została ona zatwierdzona przez decyzyjne osoby. Obiecuję, że nie będę przeszkadzać.

Musiałem przyznać, że mimo moich słów, w żaden sposób nie pozwolił swoim wewnętrznym uczuciom wyjść na wierzch. Jego postawa nadal była swobodna i otwarta, przez co miałem ochotę się roześmiać. Zdecydowanie byliśmy podglądani.

- Skoro tak, to możemy chyba już zacząć - odpowiedział, powracając spojrzeniem do May i posyłając jej przyjazny uśmiech. Z trudem powstrzymałem się od przewrócenia oczami.

Gdy agent przeszedł do całej tej formalnej strony przesłuchania, ja jedynie stałem i słuchałem, od czasu do czasu zmieniając swoją pozycje, gdy w jednej nie było mi zbyt wygodnie. Zdałem sobie sprawę z tego, że na chwilę odleciałem myślami, gdy następnym, o co pytał Cade, było to, czy May przyznaje się do popełnienia zarzucanych jej czynów.

- Nie, nie przyznaję się - odparła z wyraźnie ściśniętym gardłem, gdy chwilę wcześniej dokładnie usłyszała o co ją podejrzewają. Między innymi o zabicie ze szczególnym okrucieństwem szesnastu kobiet.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz