Rozdział XXXIII

1.8K 132 97
                                    

Gdy tylko postawiłem nogę w szpitalu, moje myśli ogarnął dziwny niepokój, a intuicja podpowiadała, że coś jest nie tak, chociaż nie potrafiłem w żaden sposób wskazać co takiego. Po prostu to wiedziałem.

Przyśpieszyłem kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy May i upewnić się, że to nie o nią chodzi. Że jestem jedynie zmęczony i przewrażliwiony ostatnimi dniami, nic więcej. Jednak, gdy tylko zobaczyłem, że drzwi do jej pokoju są otwarte, a Callen stoi w ich przejściu, moje serce na chwilę się zatrzymało.

Kurwa.

– May, proszę, chcę tylko porozmawiać – powiedział spokojnie, ewidentnie jeszcze nie dostrzegając mojej obecności.

– Nie chcę. Zostaw mnie, proszę, zostaw – zapłakała, sprawiając, że napiąłem się jeszcze bardziej.

– Wiesz, że nie mogę tego zrobić – odparł łagodnie.

Kilka następnych kroków wystarczyło, bym stanął tuż przed nim. Zerknął na mnie.

– Co się stało? – spytałem cicho, zauważając May siedzącą na podłodze, z głową schowaną za ramionami.

– Sam próbuje się tego dowiedzieć – odmruknął. – Z agresji przeszła w smutek. Nie mówiłeś, że mam się spodziewać tego u niej.

– Bo nie powinieneś – rzuciłem przez zęby, nie czekając już dłużej i wchodząc w końcu do pokoju. – May? – zwróciłem się tym razem do niej.

Uniosła głowę z widocznym trudem i wahaniem, a gdy tylko to zrobiła, zanim jeszcze jej wzrok spotkał się z moim, nawet stąd zobaczyłem zaczerwienione od płaczu oczy.

– Odejdź. Chcę zostać sama – wydusiła, ledwo powstrzymując kolejne łzy.

Pokręciłem głową, podchodząc jeszcze bliżej niej i przykucając obok.

– Nie chcesz zostać sama. Znam cię May i wiem, że to ostatnia rzecz jakiej w tej chwili byś chciała – powiedziałem pewnie, wcale się nie dziwiąc, gdy jej głowa poruszyła się w zaprzeczeniu. Ponownie próbowała schować ją za swoimi ramionami, ale delikatnie chwyciłem jej przedramiona, powstrzymując ją przed tym. – Co się dzieje, May?

– Puść – powiedziała słabo, próbując uwolnić ręce z mojego uścisku. Nie pozwoliłem jej na to. – Puść! – wyrzuciła z siebie głośniej, drżącym głosem.

Przez krótką chwilę pozwoliłem na to, aby jej dłonie bez większych sił uderzały o moją klatkę piersiową. Na to, by w ten sposób wyładowała część tkwiącego w jej ciele napięcia. Ale gdy tylko ta chwila minęła, złapałem jej nadgarstki jedną ręką, natomiast drugą przyciągnąłem ją mocno do siebie.

– Jestem przy tobie – powiedziałem, wciąż trzymając ją przy sobie, kiedy chciała się odsunąć, a z jej gardła uciekał cichy szloch. – Już przy tobie jestem, May – powtórzyłem miękko, wraz z tym czując, jak w końcu odpuszcza. Jej głowa opadła na moją pierś, gdy zaczęła po prostu płakać. – Shh, już dobrze, jestem tu. Powiedz mi co się dzieje – zachęciłem.

Puściłem jej nadgarstki, obejmując ją też drugą ręką i cierpliwie czekając, aż z jej ust wydostaną się słowa. Spojrzałem na kamerę, nieznacznie poruszając głową na boki. Jeżeli Nath to widział, mój znak znaczył tylko tyle, by nie przekazywał tego Dave’owi. Lepiej będzie, kiedy nie dowie się o tej sytuacji, jeżeli May sama nie postanowi mu o tym powiedzieć.

– Tego jest za dużo, Sam – wyszlochała, a jej ciało zadrżało od płaczu. – Za dużo.

Przymknąłem oczy, bo wiedziałem o tym. Wiedziałem o tym zbyt dobrze.

Sandersowie | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz