| Rozdział 4 |

3.5K 243 93
                                    

Momentalnie łzy zaskrzyły w jego oczach.

- Bierzemy taką szczotkę - pokazał mu szczotkę z grubego włosia i metalu. - Wylewamy trochę wody na pokład i szorujemy. Potem bierzemy oliwę i ściereczką wcieramy - pokazał inną szczotkę na którą nałożona była ścierka. -
Tłumaczył mu w tym czasie chłopak, jakby nie dostrzegając braku zainteresowania panicza.

- To... Obrzydliwe - skomentował jedynie - I śmierdzi...

- Musisz pracować żeby jeść - wymruczał samemu zaczynajac.

Ten westchnął, rozglądając się. Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą i zaraz zaczną się naśmiewać - Jaki jest sens mycia pokładu, gdy tyle ludzi po nim chodzi? - skrzyżował wzrok z ogromnym mężczyzną o długiej brodzie i masywnym ciele - O ile można nazwać to ludźmi... - powiedział bardziej do siebie - Zaraz znów gdzie brudny.

- Byłby jeszcze brudniejszy. Trzeba myć - pokazał mu szczotkę - Proszę..? Mój Pan będzie zły jeśli tego nie zrobisz...

- Czy to zrobię czy nie i tak będzie zły - wzruszył ramionami.

- Dlaczego? - spojrzał na niego z przestrachem.

- Przed chwilą mnie uderzyli tylko dlatego, że nie dałem się upokorzyć. To czy coś zrobię czy nie, nic nie da.

- Byłeś niegrzeczny. Ale wiem, że jest ci ciężko. Może... spróbuj się dostosować? - spytał niepewnie.

- Niegrzeczny? Mam im ulec i dać się traktować jak psa... Albo co gorsza jak pirata? Podziękuję - uklęknął i sięgnął po szczotkę.

- To nie takie złe - powiedział cicho - Mnie tak traktują i nie narzekam.

- Dlaczego...? Podoba ci się tutaj? - przekrzywił głowę.

-Oczywiście! Tu jest mój Pan. Mój kochany Pan - uśmiechnął się szczęśliwy.

- Podoba ci się, że do kogoś należysz? Przecież to straszne...

- Jest wspaniałym człowiekiem. Daje mi bezpieczeństwo i sprawuje nade mną opiekę no i kocha mnie. Z resztą... Uratował mnie od handlarzy ludźmi jeszcze jak pływał jako kapitan kilka lat temu. Ocalił mnie i kilku innych chłopców z rąk tych okropnych ludzi.

- Są tu razem z tobą? - zapytał niepewnie szorując pokład.

- Nie, zwrócono im wolność gdy tylko wróciliśmy na ląd. Ale ja chciałem zostać...

- Zrobiłeś to... dobrowolnie? Dlaczego?

- Byłemu tak wdzięczny. Z resztą... Nie miałem wyboru, nie miałem rodziny, nikogo kto by się mną zajął. Na ulicy bym zginął... On, zaopiekował się mną.

- Cóż. Ja mam rodzinę. Nie chcę tu być - odetchnął, schylając głowę.

- Nie tak. Zrobisz sobie krzywdę, bo szczotka jest ostra. A nie chcesz się zaciąć myjąc podłogę słoną wodą. - podsunął się do niego i pokazał mu jak zrobić to poprawnie.

- Masz... Wprawę - wymamrotał przyglądając mu się.

- Robię to codziennie od dawna - przyznał, głaszcząc go po dłoni - Początki są najtrudniejsze. Będzie lepiej.

- Jak... Masz na imię? - zapytał już nieco bardziej przekonany do chłopaka.

- Elian. Ale wszyscy mówią mi "szczeniaku".

- To... Uwłaczające określenie. Dlaczego na to pozwalasz?

- Uwłaczające? Nie. Jestem jak szczeniak. To prawda. - Uśmiechnął się do niego - A jak mam się zwracać do ciebie?

Silence is Golden     Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz