Ponownie znaleźli się na sali. Tym razem jednak, prócz wielu ludzi na jej środku, stał nie nikt inny jak jego Edward. Choć skuty kajdanami, jego wzrok pozostawał pewny. Bez śladu strachu i bojaźni. Głowę uniesioną miał dumnie w górę a sylwetkę wyprostowaną. Odziany był też znacznie przyzwoiciej, niż gdy widział go poprzednio.
Krótkie połączenie ich oczu dało Henry'emu spokój. Sprawiło, iż nie obawiał się tej rozmowy tak bardzo.
Edward tu był. Był przy nim...
Znów zagłębił się słuchem w słowach jednego z ludzi, który co jakiś czas robił stosowaną pauzę w oczekiwaniu na potwierdzenie bądź też zaprzeczenie swoich słów przez kapitana.
- Czy wyrzekasz się pływania pod własną banderą w tym łupienia, porywania, mordowania, atakowania co jednoznacznie można określić mianem piractwa...?
- Tak — rzekł ze spokojem, tym samym, jaki wyraził przy kilkunastu poprzednich pytaniach.
- Czy przysięgasz wierność temu krajowi, decydując się na służbę królestwu i pływania po morzach tylko w celu ataku na wroga jedynie w czasie wojny, a nie jak czyniłeś dotychczas podczas panującego pokoju?
- Tak... - wymruczał, mając prawdziwą chęć wywrócenia oczami.
- Czy przysięgasz być posłusznym wydanym ci rozkazom i czy obiecujesz zawsze być lojalnym swemu opiekunowi, jakim zdecydował się pozostać panicz Henry de Badlesmere...?
Uśmiech zabłąkał się po ustach mężczyzny. Uniósł wzrok na jasnowłosego, który również nieco się obruszył na wspomnienie swojego imienia.
- Oczywiście — odrzekł już znaczniej pewnie.
- Czy przysięgasz mu wierność i posłuszeństwo?
- Całym moim sercem — powiedział, pochylając głowę pokornie — Będę posłuszny jak pies.
Henry wyczuł subtelną kpinę w jego głosie, jednak był pewien, że nie wprawione ucho jej nie wychwyci. Uśmiechnął się rozbawiony, abstrakcją sceny przed sobą.
- Czy przyrzekniesz dbać o jego bezpieczeństwo, by na statku nie groziło mu nic ani ze strony załogi, ani wrogów korony lub innych piratów?
- Tak. Będę go strzegł — obiecał, zauważając, iż jego głos przybrał dużo łagodniejsze tony.
Rada wydawała się zadowolona z odpowiedzi stojącego przed nimi człowieka. Jedynie Oliver przyglądał mu się nadwyraz ostro.
Edward kłamał w wielu obietnicach dziś wypowiedzianych, ale nie tych dotyczących Henry'ego. Te były szczerą prawdą.
Najprawdziwszą ze wszystkich.
- Cóż znaczy jego słowo? Skąd mamy pewność, że nie poderżnie gardła paniczowi, gdy tylko odbiją od brzegu i nie powróci do dawnego życia? - wtrącił inny mężczyzna.
- Panicz będzie informował nas listownie co jakiś czas na temat tego, czy ten człowiek spełnia swoje przyrzeczenia. - odrzekł na to pewnym głosem lord Oliver.
- Jaka jest trudność w podrobieniu podpisu?
- Widziałeś kiedyś panie pirata, który umie pisać lub czytać? - zapytał niemal kpiąco lord.
- Może kogoś do tego nająć lub zmusić panicza z nożem przy gardle by pisał, co on sam nakaże! - zawołał tymczasem drugi.
- Tę ewentualność również przewidziałem i nie obawiaj się, wiem, jak temu zapobiec — uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Kwestie bezpieczeństwa również są sporne... przeszedłeś niedawno groźną chorobę, zgadza się paniczu? - wtrącił kolejny z lordów.
Henry wyprostował się dumnie, próbując wyglądać zdrowiej, niż rzeczywiście się czuł — Moja choroba wynikała głównie z tęsknoty za rodzinną ziemią. Oraz z pozostawiającej wiele do życzenia higienie zachowanej na pirackiej łajbie. Pod moim dowodzeniem, nie musimy obawiać się o powrót choroby — zapewnił zdecydowanym tonem. - Dodatkowo... Teraz będę miał dostęp do lekarstwa. - dzięki któremu nie dojdzie do sytuacji, jaka miała miejsce poprzednio — odetchnął — Skoro zniosłem tak ciężką chorobę za pierwszym razem, teraz, będę znacznie bardziej odporny. Oprócz tego... Jako korsarz Ed... Ten tu kapitan nie będzie musiał obawiać się wpłynięcia do portu w celu zasięgnięcia pomocy. W końcu będzie korsarzem. Nie piratem. - dodał, na co Oliver skinął głową.
CZYTASZ
Silence is Golden
Short StoryKrnąbrny i rozkapryszony Henry, jest następcą swojego ojca w przejęciu rezydencji. Jego rodzina jest znana na całą Anglię. Żyje jak w bajce, pełnej kosztowności, radości i tego, czego tylko sobie zażyczy młody panicz. Do dnia w którym statek, którym...