Mężczyzna chodził w kółko po korytarzu, tuż przy drzwiach, za którymi znajdował się Henry. Przy każdym dźwięku dobiegającym z pomieszczenia zatrzymywał się, nasłuchując w pełnym napięciu.
W końcu drzwi kajuty otworzyły się i stanął w nich mężczyzna.
- I? To zapalenie płuc?! - Kapitan dopadł do niego.
- Nie — zaprzeczył ten. — To nie zapalenie płuc — odrzekł.
Edward odetchnął z wyraźną ulgą — A więc... W takim razie cóż to takiego?
- Ciężko powiedzieć. Nie ma gorączki, ani dreszczy. Jednak ataki kaszlu są nagłe i bardzo silne. Nie może oddychać — obejrzał się na chłopaka. - Pojawiają się tak nagle jak znikają... - kontynuował.
- I? Co to może być? Napewno jest coś o takich...
- Dychawica — przerwał mu mężczyzna — Już to kiedyś widziałem.
- Co to znaczy? Przeżyje? - spytał znów zaniepokojony — Wiesz, jak to leczyć?
Ten zamyślił się ponownie i odszedł nieco na bok — Choroba się rozwinęła, stan jest poważny. Dzieciak nie może oddychać, mogę dać mu to, co mam, ale nie sądzę, by coś to dało. Nie wiem, co może pomóc.
- Chcesz powiedzieć, że... - ciemnowłosy wyraźnie zbladł.
- Nie wiem, dotychczas wszyscy, u których widziałem tę chorobę, wyzionęli ducha. Nie znam leków, które by pomogły.
- Ale takie istnieją! - krzyknął mężczyzna, na co Robin podskoczył.
- Nie mam takich — pokręcił głową. - W byle porcie ich nie dostaniesz — położył dłoń na ramieniu kapitana — Szkoda dzieciaka, ale...
Ten strącił jego rękę i dopadł do Robina, łapiąc go za ramiona.
- Mówiłeś, że tak już było, tak?!
- T-tak Panie. Henry już na to c-chorował -wyszeptał, spuszczając głowę.
- Mieli leki, one działały?! - powtórzył, przyglądając się intensywnie chłopakowi. - Wiesz, co to było?
- N-nie, nie podawali nam takich informacji Sir, przepraszam...
- Ale te leki go uspokajały? Sprawiały, że czuł się dobrze? - powtórzył.
- Tak Panie. Gdy zaczynał je brać, kaszel ustawał — przytaknął niepewnie.
Kapitan powoli pokiwał głową — Musimy zdobyć te leki, dowiem się, gdzie można je znaleźć, na pewno w jakimś porcie się uda może... - zaczął, jednak wtem Henry ponownie uniósł się do siadu, zaczynając intensywnie kaszleć. Drugi z mężczyzn od razu do niego podbiegł, przytrzymując go.
- Nie masz wiele czasu — rzekł jeszcze, na co Edward, przełknął jedynie ślinę i wyszedł z pomieszczenia. - Chodź ze mną! - zawołał do Robina.
Ten poszedł za nim posłusznie.
- S-Sir? - przywołał jego uwagę — Jego rodzina szukała leków w całej Anglii... Pamiętam, że sam Medyk był ze stolicy i miał ogromną wiedzę. Boję się, że w porcie nikogo takiego nie znajdziemy.
- Znajdziemy! - powiedział, idąc szybkim krokiem — Napewno ktoś wie gdzie to znaleźć!
- Oby się Pan nie mylił...
***
Był przygnębiony. Leżał, wpatrując się w twarz śpiącego obok Henry'ego. Jego oczy były zamknięte a oddech świszczący. Co jakiś czas z jego ust wydobywał się kaszel. Za każdym razem serce starszego przyspieszało w gotowości do reakcji.

CZYTASZ
Silence is Golden
Storie breviKrnąbrny i rozkapryszony Henry, jest następcą swojego ojca w przejęciu rezydencji. Jego rodzina jest znana na całą Anglię. Żyje jak w bajce, pełnej kosztowności, radości i tego, czego tylko sobie zażyczy młody panicz. Do dnia w którym statek, którym...