| Rozdział 40 |

2.9K 218 37
                                    

Mężczyzna chodził w kółko po korytarzu, tuż przy drzwiach, za którymi znajdował się Henry. Przy każdym dźwięku dobiegającym z pomieszczenia zatrzymywał się, nasłuchując w pełnym napięciu.

W końcu drzwi kajuty otworzyły się i stanął w nich mężczyzna.

- I? To zapalenie płuc?! - Kapitan dopadł do niego.

- Nie — zaprzeczył ten. — To nie zapalenie płuc — odrzekł.

Edward odetchnął z wyraźną ulgą — A więc... W takim razie cóż to takiego?

- Ciężko powiedzieć. Nie ma gorączki, ani dreszczy. Jednak ataki kaszlu są nagłe i bardzo silne. Nie może oddychać — obejrzał się na chłopaka. - Pojawiają się tak nagle jak znikają... - kontynuował.

- I? Co to może być? Napewno jest coś o takich...

- Dychawica — przerwał mu mężczyzna — Już to kiedyś widziałem.

- Co to znaczy? Przeżyje? - spytał znów zaniepokojony — Wiesz, jak to leczyć?

Ten zamyślił się ponownie i odszedł nieco na bok — Choroba się rozwinęła, stan jest poważny. Dzieciak nie może oddychać, mogę dać mu to, co mam, ale nie sądzę, by coś to dało. Nie wiem, co może pomóc.

- Chcesz powiedzieć, że... - ciemnowłosy wyraźnie zbladł.

- Nie wiem, dotychczas wszyscy, u których widziałem tę chorobę, wyzionęli ducha. Nie znam leków, które by pomogły.

- Ale takie istnieją! - krzyknął mężczyzna, na co Robin podskoczył.

- Nie mam takich — pokręcił głową. - W byle porcie ich nie dostaniesz — położył dłoń na ramieniu kapitana — Szkoda dzieciaka, ale...

Ten strącił jego rękę i dopadł do Robina, łapiąc go za ramiona.

- Mówiłeś, że tak już było, tak?!

- T-tak Panie. Henry już na to c-chorował -wyszeptał, spuszczając głowę.

- Mieli leki, one działały?! - powtórzył, przyglądając się intensywnie chłopakowi. - Wiesz, co to było?

- N-nie, nie podawali nam takich informacji Sir, przepraszam...

- Ale te leki go uspokajały? Sprawiały, że czuł się dobrze? - powtórzył.

- Tak Panie. Gdy zaczynał je brać, kaszel ustawał — przytaknął niepewnie.

Kapitan powoli pokiwał głową — Musimy zdobyć te leki, dowiem się, gdzie można je znaleźć, na pewno w jakimś porcie się uda może... - zaczął, jednak wtem Henry ponownie uniósł się do siadu, zaczynając intensywnie kaszleć. Drugi z mężczyzn od razu do niego podbiegł, przytrzymując go.

- Nie masz wiele czasu — rzekł jeszcze, na co Edward, przełknął jedynie ślinę i wyszedł z pomieszczenia. - Chodź ze mną! - zawołał do Robina.

Ten poszedł za nim posłusznie.

- S-Sir? - przywołał jego uwagę — Jego rodzina szukała leków w całej Anglii... Pamiętam, że sam Medyk był ze stolicy i miał ogromną wiedzę. Boję się, że w porcie nikogo takiego nie znajdziemy.

- Znajdziemy! - powiedział, idąc szybkim krokiem — Napewno ktoś wie gdzie to znaleźć!

- Oby się Pan nie mylił...

***

Był przygnębiony. Leżał, wpatrując się w twarz śpiącego obok Henry'ego. Jego oczy były zamknięte a oddech świszczący. Co jakiś czas z jego ust wydobywał się kaszel. Za każdym razem serce starszego przyspieszało w gotowości do reakcji.

Silence is Golden     Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz