| Rozdział 46 |

2K 185 17
                                    

Płacz, jaki wydobył się z gardła jasnowłosego młodzieńca, był tak silny i głośny, że nie mógł nad nim zapanować. Jak na torturach krzyczał i szlochał z żalu, zalewając się łzami, nie mogąc wymówić ani słowa.

- Henry? Henry, jesteś bezpieczny — Oliver usiłował wziąć go w ramiona, jednak jasnowłosy od razu zaczął się szarpać.

Najmocniej jak potrafił, najmocniej jak był w stanie.

Zabili go! Zabili Edwarda!

Tylko to krzyczały jego myśli.

- Co się dzieje?! - mężczyzna, starając się przekrzyczeć przez ryk chłopaka, spojrzał na równie przerażonego Robina.

- To próbowałem panu powiedzieć! Kapitan go nie skrzywdził. Nikt go nie zmusił do tych... czynów... — oblizał wargi.

- O czym ty mówisz? - odwrócił się do niego, łapiąc drobne nadgarstki młodszego gdy ten rzucał się po łóżku — Pomóż mi go przytrzymać! - rozkazał, zaciskając zęby.

- Henry! - Robin nachylił się nad jego miotającym ciałem — Kapitan żyje! - Dotknął włosów panicza, przytrzymując jego głowę przed ruszaniem się — Nic mu nie grozi! Nikt nie zrobił mu krzywdy! - obiecał.

Oliver przeniósł na Robina niezrozumiały wzrok, próbując zrozumieć, co na celu ma wypowiadanie tych słów. Od razu jednak odwrócił go gdy drzwi otworzyły się, a do środka ponownie wszedł medyk.

- Dostał ataku! - zawołał szybko gdy tylko owy człowiek zbliżył się do młodszego, rozwijając swoją torbę z lekami na długości łoża.

Mężczyzna skinął głową — Trzeba posłać go do snu — rzekł i spojrzał na Robina — Podaj mi fiolkę z żółtym płynem! -

Ciemnowłosy skinął głową. Drżącymi dłońmi wyjął wskazany przedmiot. Podał go lekarzowi, patrząc na swojego przyjaciela z mieszanką smutku i strachu. Bolało go to, że musiał kłamać, jednak wiedział, że teraz najważniejsze było, aby Henry lepiej się poczuł.

Medyk od razu przystawił jej zawartość do ust chłopca, którego ciało stopniowo zaczęło wiotczeć, a on sam zapadł w sen.

Oliver otarł mu ostatnie spływające po policzkach łzy i otarł spocone czoło.

Mężczyzna widząc jego zmartwioną twarz, westchnął jedynie.

- To wynik traumy. Doznał szoku. Tą noc prześpi spokojnie. To silny środek — zapewnił. - Proszę się nie obawiać.

- To trudne... - przyznał Oliver, drapiąc się po głowie.

Robin uklęknął obok łoża, gładząc go po dłoni. Jego biedny przyjaciel...

- Ktoś musi przy nim być — powiedział tymczasem starzec, po czym zerknął na Robina — Ale nie on.

- Zostanę, jak długo będę mógł. Po tym znajdę jakieś zastępstwo — przyrzekł Oliver, siadając przy łożu.

- Jeśli taka Pana decyzja. On może przynieść jakieś bakterie — zerknął znów na Robina — Radziłbym...

- Poradzę sobie — mężczyzna spojrzał na niego srogo.

Medyk skrzywił się na jego ton, jednak skinął głową. Udzielił mężczyźnie instrukcji opieki nad chorym, po czym opuścił pomieszczenie.

Nastała zatrważająca cisza.

- Nie jestem w stanie siedzieć z nim tutaj, muszę zająć się... Innymi sprawami — wymruczał mężczyzna z dużo większą niechęcią niż poprzednio, przyglądając się pogrążonej w wymuszonym śnie twarzy Henry'ego.

Silence is Golden     Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz