| Rozdział 29 |

3.7K 248 17
                                    

- Henry?! - usłyszał z korytarza chłopak, który po rozniesieniu jedzenia do stolików innych piratów wyjrzał za drzwi. - Kapitan. — powiedział jeden z mężczyzn, na co młodszy od razu odłożył trzymaną w dłoniach ścierkę i ruszył w stronę drzwi.

Od choroby kapitana minęło kilka dni. Mimo to młody panicz wyjątkowo o niego dbał i pilnował, aby nie wstawał ze swojej koi. Co wcale nie było łatwym zadaniem.

- Co robisz? - zapytał, wchodząc do pomieszczenia na widok mężczyzny stojącego przed lustrem i zapinającego swój płaszcz

Ciemnowłosy odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął się — Czas wrócić za ster — odparł z dumą.

- O nie nie — pokręcił głową — Kładź się — wskazał na pryczę.

Mężczyzna uniósł brew — Czyżbyś pomylił role chłopcze?

- Być może, ale jesteś chory. Kładź się, ale już - rozkazał władczym tonem.

- Za taki ton w moją stronę mogę Cię wychłostać — odparł z pozoru poważnym tonem.

- Oczywiście, ale do tego musisz mieć siłę, by choć utrzymać bat w dłoni. Wychłoszczesz mnie więc, jak już w pełni wyzdrowiejesz. Nie po to przy tobie siedziałem, żebyś teraz to wszystko zepsuł swoim wychodzeniem na zewnątrz.

- Przestałeś obawiać się bata? - uniósł brew.

Henry uśmiechnął się jedynie.

- Nadal się go boję. Po prostu wiem, że nie wychłoszczesz mnie za troskę o ciebie. Połóż się Edwardzie — podszedł do niego i zaczął go rozbierać.

- A gdybym jednak to zrobił? - zapytał, unosząc kącik ust, widząc, jak chłopak klęka na posłaniu i zaczyna rozpinać jego płaszcz.

- Nie zrobisz — odparł pewnie, pochylając się trochę by rozpiąć pas. Zarumienił się na myśl, jak blisko jego twarz znajdowała się krocza mężczyzny.

- Skąd ta pewność, nie słyszałeś, iż już kiedyś posiadałam niewolnika? - uniósł brew.

Henry zacisnął zęby, zatrzymując się na wpół ruchu — Wiem, ale robię to dla twojego dobra -połóż się — poprosił już łagodniej.

Ten westchnął głęboko — Rozpieściłem cię — zaczął — Powinienem... - nie do kończył, gdyż usta Henry'ego złączyły się z jego wargami.

- Cicho. I kładź się — chłopak uśmiechnął się gdy już oderwał się od smacznych ust kapitana — Powinieneś teraz tylko wrócić do koi.

- Przekonałeś mnie... - powiedział, zdejmując z głowy kapelusz.

Panicz ułożył go, owijając szczelnie kocem. - Co do rozpieszczania... chyba na to zasługuję, nie sądzisz? - przekrzywił głowę psotnie.

- Być może — skinął głową, uśmiechając się.

- Właśnie, a teraz śpij. Zostanę przy tobie, aż nie zaśniesz — pogładził go ponownie.

- Połóż się obok mnie — powiedział cicho.

Chłopak wykonał polecenie, kładąc się obok. Przywykł już do leżenia w tym samym łożu i nawet sprawiało mu to przyjemność. Kapitan poprawił go sobie, układając jego głowę na klatce piersiowej. Wplótł palce w jego jasne włosy, zaczynając owijać sobie nimi palce.  To było przyjemne i sprawiło, że młodszy zaczął ocierać się policzkiem o materiał koszuli. Dotyk sprawiał mu niezwykłą błogość, o którą wcześniej by się nie podejrzewał.

- Jak chciałeś mnie wcześniej nazwać? - zapytał powoli, na co Henry uśmiechnął się lekko.

- To nie ważne — zarumienił się lekko.

Silence is Golden     Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz