- Henry?! - usłyszał z korytarza chłopak, który po rozniesieniu jedzenia do stolików innych piratów wyjrzał za drzwi. - Kapitan. — powiedział jeden z mężczyzn, na co młodszy od razu odłożył trzymaną w dłoniach ścierkę i ruszył w stronę drzwi.
Od choroby kapitana minęło kilka dni. Mimo to młody panicz wyjątkowo o niego dbał i pilnował, aby nie wstawał ze swojej koi. Co wcale nie było łatwym zadaniem.
- Co robisz? - zapytał, wchodząc do pomieszczenia na widok mężczyzny stojącego przed lustrem i zapinającego swój płaszcz
Ciemnowłosy odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął się — Czas wrócić za ster — odparł z dumą.
- O nie nie — pokręcił głową — Kładź się — wskazał na pryczę.
Mężczyzna uniósł brew — Czyżbyś pomylił role chłopcze?
- Być może, ale jesteś chory. Kładź się, ale już - rozkazał władczym tonem.
- Za taki ton w moją stronę mogę Cię wychłostać — odparł z pozoru poważnym tonem.
- Oczywiście, ale do tego musisz mieć siłę, by choć utrzymać bat w dłoni. Wychłoszczesz mnie więc, jak już w pełni wyzdrowiejesz. Nie po to przy tobie siedziałem, żebyś teraz to wszystko zepsuł swoim wychodzeniem na zewnątrz.
- Przestałeś obawiać się bata? - uniósł brew.
Henry uśmiechnął się jedynie.
- Nadal się go boję. Po prostu wiem, że nie wychłoszczesz mnie za troskę o ciebie. Połóż się Edwardzie — podszedł do niego i zaczął go rozbierać.
- A gdybym jednak to zrobił? - zapytał, unosząc kącik ust, widząc, jak chłopak klęka na posłaniu i zaczyna rozpinać jego płaszcz.
- Nie zrobisz — odparł pewnie, pochylając się trochę by rozpiąć pas. Zarumienił się na myśl, jak blisko jego twarz znajdowała się krocza mężczyzny.
- Skąd ta pewność, nie słyszałeś, iż już kiedyś posiadałam niewolnika? - uniósł brew.
Henry zacisnął zęby, zatrzymując się na wpół ruchu — Wiem, ale robię to dla twojego dobra -połóż się — poprosił już łagodniej.
Ten westchnął głęboko — Rozpieściłem cię — zaczął — Powinienem... - nie do kończył, gdyż usta Henry'ego złączyły się z jego wargami.
- Cicho. I kładź się — chłopak uśmiechnął się gdy już oderwał się od smacznych ust kapitana — Powinieneś teraz tylko wrócić do koi.
- Przekonałeś mnie... - powiedział, zdejmując z głowy kapelusz.
Panicz ułożył go, owijając szczelnie kocem. - Co do rozpieszczania... chyba na to zasługuję, nie sądzisz? - przekrzywił głowę psotnie.
- Być może — skinął głową, uśmiechając się.
- Właśnie, a teraz śpij. Zostanę przy tobie, aż nie zaśniesz — pogładził go ponownie.
- Połóż się obok mnie — powiedział cicho.
Chłopak wykonał polecenie, kładąc się obok. Przywykł już do leżenia w tym samym łożu i nawet sprawiało mu to przyjemność. Kapitan poprawił go sobie, układając jego głowę na klatce piersiowej. Wplótł palce w jego jasne włosy, zaczynając owijać sobie nimi palce. To było przyjemne i sprawiło, że młodszy zaczął ocierać się policzkiem o materiał koszuli. Dotyk sprawiał mu niezwykłą błogość, o którą wcześniej by się nie podejrzewał.
- Jak chciałeś mnie wcześniej nazwać? - zapytał powoli, na co Henry uśmiechnął się lekko.
- To nie ważne — zarumienił się lekko.
CZYTASZ
Silence is Golden
Short StoryKrnąbrny i rozkapryszony Henry, jest następcą swojego ojca w przejęciu rezydencji. Jego rodzina jest znana na całą Anglię. Żyje jak w bajce, pełnej kosztowności, radości i tego, czego tylko sobie zażyczy młody panicz. Do dnia w którym statek, którym...