20. Szach mat

76 5 1
                                    

Ślizgałam się łokciami po desce klozetowej, czując każdą nierówność pod swoją skórą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ślizgałam się łokciami po desce klozetowej, czując każdą nierówność pod swoją skórą. Torsje nigdy nie wydawały się tak bolesne i nieustające. 

     Blake złapał mnie pod ramiona i uniósł. Posadził mnie na toalecie.

     — Ile wzięłaś? — zapytał łagodnie, nie patrząc mi w oczy. 

     — Co ile?

     — Całą na raz? — Wbił we mnie wzrok. 

     — Tak.

     Odchyliłam głowę, wpatrując się w sufit. Układał się w istny trójwymiar. Wyglądał pięknie. Miałam wrażenie, że zaraz się otworzy i ukaże mi sens istnienia. 

      — Wiem coś, czego ty nie wiesz, i powiedziałam to tej osobie. Potem dostałam w twarz, bo powiedziałam prawdę. Należało mi się. Nie powinnam była dotykać tak delikatnych elementów cudzego jestestwa. Ale z drugiej strony czasem mam wrażenie, że inni mają zupełnie w dupie, kiedy dotykają mnie. Ale teraz mnie to w sumie nie obchodzi. Niech to robią, i tak tego nie czuję. Chciałam powiedzieć, że masz piękny dom. Otula on mistycyzmem. Czuję się tutaj wyjątkowo... 

     — Chcesz się położyć? — przerwał mi. 

     — Chcę rozmawiać. Chcę być szczera, czuję, że dzisiaj będę szczera, co chcesz usłyszeć? 

     — Położymy cię teraz, okej? 

     Podniósł mnie. Położył na łóżku. Zdjął z moich stóp buty i skarpety. Przysiadł obok mnie, kiedy wtulałam policzek w miękką pościel. 

     — Widzisz, jak łatwo można cię wykorzystać. Czemu jesteś taka naiwna? — Złapał moją szczękę, opierając kciuk na powiece. 

      — Niedobrze mi. 

      — Zdarza się.

      W półmroku zwilżył wargi i wypuścił powietrze, zsuwając dłoń na moją szyję. Uśmiechnął się lekko i wstał. Wyszedł z pokoju, pozostawiając mnie samą. Niepewną, czy cały ten wieczór sobie przyśniłam. 


     Ukryłam twarz w dłoniach, jakby sama ta czynność mogła uwolnić mnie od ciężaru wszystkich dialogów, które wybrzmiały uprzedniego wieczora. Wpadłam w pułapkę. Jak ten głupi jelonek beztrosko hasający po lesie. 

   Leżałam na dużym, miękkim łóżku. Ciemne rolety były opuszczone wzdłuż okien, oszukując mój umysł, jakby wciąż była noc. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, dopuścić do mnie rzeczywistość, ciężką od problemów, które istotnie sama sobie stworzyłam. Wkradłam się do komputera Blake'a, odkrywając jego tajemnicę. Sprowokowałam Arię do złamania mojego nosa, jednocześnie wyrzucając na światło dzienne jej brudną profesję. Rozczarowałam Kane'a, okazując się kolejną słodką idiotką, podatną na wdzięki Blake'a. By finalnie dać się pocałować i zasnąć kompletnie naćpana w domu najpodlejszego typa w Red Bank. Na koniec tej historii powinnam być mu wdzięczna, bo gdyby nie on to... No właśnie, co? Stanęłoby mi serce na tej imprezie z piekła rodem? 

𝗡𝗶𝗰 𝗻𝗼𝘄𝗲𝗴𝗼Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz