Pierwszy dzień nowego roku szkolnego to bal przebierańców. Dziewczyny w pełnym, wieczornym makijażu skakały jak kozy gotowe na wiosenne gody. Ale to nie wiosna, to jesień i ostatni ciepły tydzień, pozostawiający na koniuszku języka zaledwie posmak wakacji. Dlatego teraz zmuszona byłam obserwować mini spódniczki i błyszczące nogi moich rówieśniczek, depilowane uprzedniego wieczora w pocie czoła. Przyglądałam się tym nogom, poniżej ramy dziennika i wyobrażałam sobie, że jestem na plaży nudystów. Aż dostrzegłam je — czarne conversy, których setki na tym korytarzu — ale te były wyjątkowe. To trampki Rebecci, bo upstrzone były krzywym napisem love tuż przy podeszwie. Kto jej ten napis podarował? Na pewno nie ona sama, bo wówczas wylądowałyby w koszu jak większość jej ciuchów — po drugim użyciu. Opuściłam dziennik, szukając wzrokiem jej znaku rozpoznawczego — Blake'a. Nie było go, zerwali. Wiedziałam to już tydzień wcześniej, gdy z jej instagramowej tablicy zniknęła połowa zasobów — uroczych dowodów ich wiecznej miłości. Bez Blake'a, była sama i mimo idealnej fryzury czy czarnego topu, eksponującego kolczyk w pępku, nie wyglądała już tak oszałamiająco. Zatrzymała się i odwróciła, serce mi zamarło, gdy jej wzrok w przelocie otarł się o mnie. Rebecca była niebezpieczna, bo była samicą do wzięcia, a zatem wszystkie zajęte dziewczyny z Red Bank — strzeżcie się.
Rebecca poczuła na sobie mój wścibski wzrok i uśmiechając się dumnie, wyciągnęła szyję. Czystą jak porcelana, nieskażoną ustami Blake'a, symbolizującą nowy etap kobiety niezależnej. Przyciągała spojrzenia jak magnes, bo każdy wiedział, patrzył na nią jak na kolejną zużytą zabawkę Blake'a Cartera. Obserwowaliśmy każdy ich krok, każdy czuły gest, każde wspólne zdjęcie aż do tej chwili. Odliczałam dni do tego momentu, zakładałam się sama ze sobą, ile przetrwają? Rebecca jednak ani myślała dać komukolwiek satysfakcję, choćby sekundę na podziwianie jej żalu. Idealna prezencja i wyprostowana postawa mówiły: cokolwiek się wydarzyło, jestem jeszcze silniejsza. Nie uciekło jednak mojej uwadze pełne ulgi westchnienie, gdy dostrzegła swoją przyjaciółkę.
— Wszystko między tobą i Blake'em dogadane? — Dziewczyna o azjatyckiej urodzie poprawiła swoje czarne, lśniące włosy. Moją uwagę przykuła nowa ozdoba w nosie, złoty kolczyk, który dopełniał jej wizerunek pankówy.
Aria, zazdrośnica, zawsze w cieniu Rebecci. Nie zdziwiłabym się, gdyby wyczuła idealny moment, by położyć swoje łapska na łupie, jakim był Blake. Co ciekawe, Rebecca nie zdawała sobie z tego sprawy. Traktowała Arię jako powierniczkę wszystkich swoich sekretów i oczywiście najlepszą koleżankę przy okazji pozowania do zdjęć. Najlepszą tutaj znaczyło najmniej urodziwą.
— Słodkie przywitanie, Ari. — Rebecca uśmiechnęła się dominująco, gotowa zrealizować swój scenariusz przygotowany na ten dzień. — Nic nie jest z nim dogadane. Ignoruje mnie i nie odpowiada na wiadomości.
— Jesteście pojebani. — Parsknęła zduszonym śmiechem. — Takie cyrki odwalacie. Jak dzieci.
Rebecca cała się naprężyła na drwiący ton Arii.
CZYTASZ
𝗡𝗶𝗰 𝗻𝗼𝘄𝗲𝗴𝗼
Teen FictionChoć rude włosy wyróżniają ją z tłumu, nie ma ognistego charakteru. Nie ma drogich ubrań i wypracowanego stylu. Nie prowadzi opiewającego w obserwujących Instagrama. Nie ma jej na długich listach gości imprez liceum w Red Bank. Nie ma tego, co dla e...