17. Przeklęci mitomanii

77 7 0
                                    


Do imprezy Halloweenowej pozostały niespełna dwa dni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do imprezy Halloweenowej pozostały niespełna dwa dni. Nic nie wskazywało jednak na to, by ojciec Blake'a planował wrócić do Toronto. Plany elity zdawały się sypać jak zamek z piasku. Choć starałam się skupić na rozmowie Arii i Rebecci, nie byłam w stanie. W głowie wciąż odtwarzałam scenę sprzed hostelu. Aria zachowywała się tak naturalnie, tak beztrosko. Zagryzała wargę, kręciła głową, nerwowo poprawiała włosy. Zupełnie jakby ryzyko odwołania imprezy było jej jedynym zmartwieniem. Z trudem przychodziło mi pojąć, by kobieta zupełnie bez żalu oddawała swoje ciało, swoją intymność wzamian za pieniądze.

   — Ten stary pryk zawsze potrafi wyczuć dobry moment — burknęła, odchylając się na krześle. Wymownie spojrzała w sufit, zadzierając spiczasty podbródek. — Akurat kiedy potrzebowałam chilloutu. Akurat! Chuj mu w dupę!  

   Dzięki Rebecce i Arii mogłam spędzać przerwę śniadaniową w szkolnej kafejce. Mogłam czuć się ważna, bo przynależałam do grupy. Mogłam przeklinać wraz z nimi ojca Blake'a. Mogłam plotkować o brzydkiej figurze dziewczyny, z którą nigdy nie zamieniłam zdania. Mogłam robić to, co raptem kilka miesięcy temu wydawało się spełnieniem moich pragnień. Pragnień o przynależności, szacunku, uwadze.

   — Ari, kiedy ty nie potrzebujesz chilloutu? — Rebecca posłała Azjatce ironiczny uśmieszek, po czym przeciągle ziewnęła, zasłaniając usta dłonią.

   Aria wzruszyła ramionami i wzięła długi łyk kawy. Fajki, alkohol, kawa, te trzy słowa streszczały jej styl życia. Pomijając rekreacyjne wizyty u piercera.

   — Aria, ładny kolczyk. Podoba mi się — zaczęłam ostrożnie.

   Aria skupiła na mnie wzrok ciemnych oczu. Przez moment, czułam, że chce mnie nim przestrzelić, przez moment żałowałam.

   — Dzięki — bąknęła.

   — Skąd taki pomysł? Widzę, że lubisz piercing — kontynuowałam, próbując zaskarbić sobie jej przychylność.

   Aria nie mogła być wredną suką i niczym więcej. Ludzie, którzy budują wokół siebie twarde mury, zwykle mają ku temu powód. Chciałam rozwiać moje domniemania, jakoby na te wszystkie drogie ciuchy i kolczyki zarabiała własnym ciałem. Choć nigdy nie ukrywała, że mną gardzi, nie życzyłabym jej tak podłej pracy. Aria była członkinią elity — bieda się jej nie imała, brak perfekcji się jej nie imał. To był po prostu absurd.

   — Lubię ból. A to? — Złapała okrąg przebijający jej nos. — To tylko ozdoba. Pamiątka po bólu. — Wyszczerzyła się. Zapewne liczyła, że wywoła tymi słowami mój lęk.

   — Pomyślałam o tym, że może ty wyręczyłabyś Blake'a w organizacji. Jak wygląda twoja relacja z rodzicami, zgodziliby się? — Nie odrywałam wzroku od jej twarzy.

   Delikatnie uniosła brwi, zaskoczona albo propozycją albo tak śmiałym wejściem z nią w konwersację. 

 — Nie mieszkam z rodzicami — odparła szybko.

𝗡𝗶𝗰 𝗻𝗼𝘄𝗲𝗴𝗼Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz