Otworzyłam butelkę wina i opróżniłam ją do zera. Teraz świat migał mi przed oczami. Włączyłam przypadkową stację radiową i wiłam się do starego kawałka. Alkohol robił z głowy miazgę. Przychodziły mi na myśl same złe pomysły, bo przecież konsekwencje nie istniały.
Wypiłam jedyną butelkę wina, jaka znajdowała się w domu. Mama dostała ją od znajomych z pracy na imieniny. Będzie wściekła. Wiedziałam o tym. Co zrobiłam? Zadzwoniłam do Blake'a. Właśnie wtedy kiedy byłam pijana. Jeżeli on nie miał wstydu psuć moich wieczorów, dlaczego ja powinnam? Czego oczekiwałam? Nie wyjaśnień, bo wiedziałam, że ich nie dostanę. Stale walczyłam, jak kompletna idiotka, o poczucie akceptacji. Nie odebrał. Bo on oddzielał swoje życie ode mnie grubą krechą. Ja nie kontrolowałam jego, on mnie tak. Ja nie grałam, on tak. Ja byłam w nim zakochana, on we mnie nie. Cholera, żałosne to — pomyślałam. Potem zupełnie pijana, położyłam się spać, nie zmieniając ubrania.
Następnego dnia rano nie obudził mnie budzik. Nie obudził mnie, ponieważ pijana zupełnie zignorowałam myśl, by go nastawić. Obudził mnie silny ból głowy i pragnienie. Zeszłam do kuchni, by opróżnić szklankę kranówki. Niedobrze. Woda pozbawiona smaku wywołała torsje. Po chwili wymiotowałam do toalety, wbijając palce w deskę klozetową. Tak wyglądała reszta dnia. Leżałam w łóżku analizując to, co mogło się dziać w szkole, to, jak barwne plotki biegały z ust do ust. W przerwach klęczałam nad toaletą. Dzięki bogu mama uwierzyła, że strułam się mrożoną pizzą. A przede mną był cały weekend, by przygotować się na rzeczywistość, która miała gotową dla mnie plakietkę - dziwka Blake'a.
Wyciągnęłam dłoń. Mikroskopijny płatek śniegu stopił się na niej w mgnieniu oka.
— O kurwa... — Usłyszałam za sobą podniecony okrzyk.
Zwolniłam kroku, zerkając przez ramię. Grupa kolegów z klasy śledziła coś na swoich telefonach. Czyżby tak późno odkryli najnowszy post na tablicy Blake'a?
Serce waliło mi w piersi, gdy przekraczałam próg szkoły. Czułam na sobie liczne spojrzenia, choć nie miałam odwagi stawić im czoła. Moja broda była skutecznie wciśnięta w obojczyk, kiedy poruszałam się korytarzami.
Zajęłam ostatnią ławkę, wchodząc jako ostatnia do sali. Chciałam przetrwać. Bałam się, że zobaczę Blake'a, że postanowi wystawić mnie na świecznik, dokładając swoje firmowe żarty. Nie dostrzegłam go w klasie. Zamiast tego zaskoczył mnie widok pedagoga szkolnego, który rozmawiał krótką chwilę z wykładowcą, czekając aż szum uczniów zajmujących ławki, ucichnie.
Przyszedł tu by opowiadać frazesy związane z naszym życiem w social mediach? Bym poczuła się jeszcze gorzej? Cokolwiek planował, skutki tego mogły być tylko opłakane.
Wstrzymałam oddech, kiedy uniósł dwie dłonie, próbując zaskarbić sobie tym gestem uwagę zebranych.
— Jestem tutaj z wami, by przekazać wszystkim z ogromnym smutkiem informację o śmierci Blake'a Cartera. Blake popełnił samobójstwo. Niektórzy z was dowiedzieli się o tym już wcześniej, niektórzy dopiero ode mnie...
Przerwał, bo w klasie podniosła się wrzawa. A może nie. Może to w mojej głowie zaszumiało.
— W obecnej sytuacji możemy czuć się zszokowani, zdezorientowani, odczuwać różne inne nieprzyjemne emocje. Cokolwiek teraz czujecie, jest to normalne.
Świdrowałam jego oczy, czekając na wyjaśnienie, co to za teatrzyk. Nie czułam nic, a coś powinnam była czuć. Rozglądałam się po sali, szukając Blake'a. Nie było go, nie było elity. Łapałam szybkie wdechy, badając, czy właśnie nie śniłam.
— Kiedy ktoś odbiera sobie życie, zadajemy sobie wiele pytań. Na wiele z nich nigdy w pełni nie uzyskamy odpowiedzi...
Patrzyłam na twarze uczniów. Każda wlepiona była w pedagoga. Niektórzy nerwowo rozglądali się po sali. Każdy akceptował jego słowa, nikt nie protestował.
— Jeśli teraz potrzebujecie zadać nurtujące was pytania lub podzielić się tym, co czujecie, co myślicie, zachęcam was abyście to zrobili.
— Wiadomo, kiedy będzie pogrzeb? — wyrwała się ciemnowłosa dziewczyna, siedząca w pierwszej ławce.
W mojej głowie wykwitły obrazy trumny, ziemi uderzającej o drewno i sznurów spuszczających trumnę do piwniczki. Czy tak to miało wyglądać? Czy... Kurwa. Chwilę temu byłam na niego wściekła. Widziałam w głowie naszą rozmowę, jaką przeprowadzimy twarzą w twarz. Co to kurwa miało znaczyć? Dlaczego tkwiłam w tej sali z tymi chorymi ludźmi?
Ślina zebrała się w moich ustach. Nim zdążyłam pomyśleć, wstałam.
— Przepraszam, czy mogę do toalety? — zapytałam.
Nikt nie zareagował. A może właśnie zareagowali, może właśnie wszyscy patrzyli na mnie w dużym skupieniu. Tego nie zarejestrowałam. Złapałam wzrokiem skinienie pedagoga i wyszłam.
Kiedy przekroczyłam próg sali zdecydowanie przyśpieszyłam. Już po chwili pochylona nad toaletą zwracałam wszystko, co zdołałam wcisnąć do ust tego ranka.
Nie myślałam wcale. Obmywałam usta i patrzyłam mętnie w swoje odbicie. Przed drzwiami czekał na mnie pedagog.
— Jeżeli chcesz teraz wyjść, jest to w pełni zrozumiałe. Zadzwonimy do twojej mamy...
Skinęłam głową, uśmiechając się. Nie było takiej potrzeby. Wszystko było w porządku. Wróciłam do sali i spędziłam w niej pozostałe do dzwonka pół godziny. Trzymałam się krzesła, zaciskałam palce na oparciu, siedziałam w bezruchu. Myślałam tylko o zegarze, o wskazówkach wybijających sekundy.
Potem zaczęło się robić coraz dziwniej. Poszłam do szatni i wybrałam numer Blake'a. Nie odebrał. Wybrałam numer Kane'a.
— Halo.
— Co się stało? — spytałam.
Przeciągłe westchnienie.
Zamrugałam i dopiero teraz poczułam, że na ścianach szatni boleśnie odpryskiwała farba, a moje stopy dotykały tej obrzydliwie klejącej się, gumowej podłogi. Cała reszta też mi się nie przyśniła. Po prostu... Tak wyszło, że chyba coś przeoczyłam.
— Jak się czujesz? — zapytał.
— Dobrze, a ty?
— Jesteś w szkole?
— No. — Pociągnęłam nosem. — Właśnie skończyłam zajęcia.
— Przyjadę.
— Kane... — Pokręciłam głową, czując że dłużej nie wytrzymam. — Po prostu powiedz, co się stało.
— Przyjadę.
— Nie chcę, żebyś przyjeżdżał. — Oparłam głowę o lodowatą szafkę. — Ja chcę tylko wiedzieć...
— Nie wiem, Claud! — krzyknął. — Co mam ci powiedzieć?
Potarłam dłonią twarz i przymknęłam oczy. Nie wytrzymałam.
— Dobrze. Nic. — Przełknęłam ślinę, próbując zapanować nad swoim głosem. — Muszę kończyć, cześć.
Rozłączyłam się i wbiłam z całej siły palce w wyświetlacz telefonu. Zablolało? Nie. Raczej nie. Nie wiem. Coś rozlało się po moim brzuchu. Coś mdłego, coś o zapachu siarki. Szczypało pod powiekami i sprawiało, że każda myśl wywoływała drapiący dyskomfort. Drapało mnie w płucach, nie mogłam wziąć pełnego wdechu. Nie mogłam rozluźnić szczęki. Nie mogłam wyjąć kuli, która utknęła w gardle. Och. Jednak zabolało.
CZYTASZ
𝗡𝗶𝗰 𝗻𝗼𝘄𝗲𝗴𝗼
Teen FictionChoć rude włosy wyróżniają ją z tłumu, nie ma ognistego charakteru. Nie ma drogich ubrań i wypracowanego stylu. Nie prowadzi opiewającego w obserwujących Instagrama. Nie ma jej na długich listach gości imprez liceum w Red Bank. Nie ma tego, co dla e...