Rozdział 3

9.7K 371 22
                                    

Dosłownie mam ochotę się udusić bo od ponad godziny przekładam strony umów. Jak to możliwe, że trzy umowy mogą zawierać tak wiele stron. Do cholery zaraz skończy mi się czas a ja jeszcze nawet nie zaczęłam tego kserować. 

Zadowolona odkładam ostatnią kartkę na blat i idę do pokoju z ksero po czym szybko je włączam byleby przyspieszyć i nie dać plamy. Podczas kserowania dopatruję się iż nie zabrałam teczek by porozdzielać wszystko więc wracam się do biura. Jeśli nie rozdzielę tego ta kobieta wróci znowu z każdą kartką osobno. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki i nurkuję w szafce za swoim biurkiem gdzie widziałam skoroszyty. Chwytam je i już mam wstawać gdy za mną odzywa się kolejna niespodziewana osoba. 

-Kim ty kurwa jesteś? - silny i władczy głos stawia wszystkie moje włoski na karku i powoduje iż moje ciało mrowi. Przełykam ciężko ślinę i podnoszę się z dłonią zaciśniętą na niebieskich skoroszytach. Przede mną stoi wysoki brunet w idealnie skrojonym czarnym garniturze, który opina jego idealne wysportowane ciało. Od razu widać, że musi dużo ćwiczyć bo te szerokie ramiona nie mogą być dziełem przypadku. Zerkam wyżej i dostrzegam jego smukłą szczękę z dwu dniowym zarostem po czym patrzę mu prosto w oczy.

Dosłownie mnie wmurowuje gdy patrzę w jasno szare tęczówki z niebieskimi i białymi plamkami. Są tak magnetyczne, że nie potrafię się od nich oderwać. Wręcz mam wrażenie jakby przenikały przez moją duszę. 

-Kim jesteś? - pyta ponownie a ja staram się nie wzdrygnąć przez jego zimny ton. 

-Mile Thompson nowa asystentka Pana Williamsa. - mówię cicho z rezerwą w głosie przez co przygląda mi się jeszcze bardziej. - Pana Williamsa nie ma jeszcze jeśli Pan do niego przyszedł. Nie zostawił żadnej wiadomości... - paplam byleby tylko wyjść z zakłopotania na co on prycha. 

-Wiesz chociaż jak twój szef ma na imię? - warczy gniewnie. 

-Yyy... tak. - odpowiadam lecz on nic nie mówi tylko czeka chyba jak powiem to imię. - Aleksander. - Mówię cichutko po peszy mnie jego osoba. 

-To świetnie. - fuka. - Teraz spójrz na mnie ponownie. - rozkazuje co od razu robię. - Zapamiętaj mnie bo ja jestem Aleksander Williams. - przełykam ślinę i potakuję szybko głową. - Za minutę masz być w moim gabinecie.

-Ale nie mogę. - patrzę kątem oka na drzwi do pokoju z ksero, za co ponownie mi się obrywa. 

-Jak to nie możesz? To do czego kurwa Cię tu zatrudnili. - mówi coraz to bardziej zły. 

-Jakaś kobieta kazała mi posegregować umowy i skserować więc to robiłam i wróciłam się tylko po teczki. - wyrzucam z siebie szybko i na dowód tego pokazuję skoroszyty. - Zaraz skończę bo ta Pani kazała mi je dostarczy w dwie godziny a zaraz minie ten czas. - skrzeczę na co on unosi wyżej brew.

-Nie obchodzi mnie to. - fuka. - Masz trzy minuty. 

Mija mnie i otwiera drzwi do gabinetu po czym w nim znika. Jeszcze przez parę sekund stoję w bezruchu po czym dosłownie biegnę po kopie i układam wszystko w teczkach. Poprzednie umowy też wkładam każda do innej by po raz kolejny ich ta kobieta nie pomieszała po czym zostawiam wszystko schludnie ułożone na swoim biurku. 

Biorę głęboki wdech po czym pukam do drzwi mojego szefa i modlę się w duchu by ten stał się odrobinę milszy. 

-Wejdź! - wrzeszczy i biorąc ostatni głęboki wdech wchodzę do pomieszczenia. 

W pierwszej chwili mam wrażenie, że się pomyliłam i nie jest to narożne biuro w tym budynku tylko jakieś zaciemnione pomieszczenie oświetlone jedynie lampkom na dużym czarnym blacie. Wchodzę do tej ciemni speszona i staram się cokolwiek dojrzeć by w nic nie łupnąć. Znając moje szczęście i to jaką jestem łamagą zaraz się przez coś przewrócę i zbiję sobie tyłek jak wiele razy wcześniej. 

Szklane wieżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz