Rozdział 17

9.9K 404 15
                                    

Przeszukuję szafki za swoją ciepłą bluzą i nigdzie jej nie ma. Żadna z dziewczyn jej nie brała na sto procent tak jak reszty moich ciuchów. Zwyczajnie są na nie za małe, choć wyjątkowo czasem pożyczają moje topy tylko, że zazwyczaj są na nie krótkie i ukazują im nagie brzuchy. 

Wkurzona sięgam po swój długi sweter z kapturem. Owijam się nim szczelnie i gniewnie wpatruję się w osobnika siedzącego przy moim biurku. Grzebie sobie spokojnie w telefonie i nie zwraca uwagi na mnie. 

-Już. - mówię na co unosi wzrok.

-Załóż jeszcze kurtkę bo będzie Ci zimno. - marszczę czoło i zastanawiam się dlaczego zgodziłam się z nim wyjść. 

Po nocnym koszmarze nie odważyłam się więcej zasnąć i do rana leżałam w jednym miejscu tak by myślał, że śpię. Moje myśli krążyły wokół mojego życia i zastanawiałam się co musi myśleć o mnie Williams. Cóż może jednak trochę mi zależy, żeby nie uważał iż jestem głupia i słaba albo podatna na manipulację. Możliwe, że kiedyś taka byłam ale chciałam by zrozumiał iż moje życie nie zawsze było takie złe. Mam też miłe wspomnienia z sierocińca i ze szkoły. I choć boję się przyznać mam też miłe wspomnienia z Nickie. Coś we mnie pękło gdy zaczął mówić o sobie i zaciekawił mnie. Cholera nadal mam ochotę dopytać o niektóre rzeczy z jego wypowiedzi. 

-Ile masz lat?

-Dwadzieścia osiem. - odpowiada nie zaszczycając mnie swoim wzrokiem. 

-Ja mam dwadzieścia sześć. - mówię gdyby go to trochę interesowało.

-Wiem. - podnosi się i nachyla nade mną. - Wiem też, że nie lubisz czuć się ignorowana. Musiałem sprawdzić wiadomości. - mówi z uśmiechem i składa słodki pocałunek na moich ustach po czym podnosi się i wyciąga do mnie rękę. - Chodź. 

-Gdzie idziemy?

-Wszystko w swoim czasie. 

-Nie lubię nie wiedzieć gdzie idę. - zatrzymuję się i wbijam pięty w dywan przy łóżku.

-Mile. - warczy i patrzy na mnie. -Jest niedziela, jestem nadal zmęczony i mam ochotę Cię wypieprzyć ale staram się być miły byś była zadowolona. Mam ochotę na spokojny dzień. Czy możemy dzisiaj nie kłócić się. Obiecuję, że jutro możemy wznowić wojnę ale dzisiaj będziemy cieszyć się ładną pogodą i wolnym dniem od pracy.

-Właśnie pracowałeś. - mówię z przekąsem na co zamyka oczy. Liczy? Naprawdę Williams, to Cię uspokaja? -Po co kazałeś mi założyć spodnie? 

-By Ci tyłek nie zmarzł. 

-Z jednej strony ma to swoje plusy nie dobierzesz się do mnie zbyt szybko. - mówię przez co szarpie mnie za rękę. 

-Choć sam też muszę się przebrać. 

Chwytam z wieszaka w korytarzu kurtkę i botki na obcasie ale kręci głową i wskazuje na te płaskie. Zakładam je tylko dlatego by się z nim nie sprzeczać. Niby nie zgodziłam się na brak kłótni ale odpuszczę tym razem. Biorę tylko niewielki plecak zamiast torebki i gotowa patrzę jak wiąże buty. 

-Idź powiedzieć, że wychodzisz. Wrócisz wieczorek tak jak się uparłaś. - krzywi się mówiąc to a ja się uśmiecham. Bo co ty był za dzień jeśli bym nie wygrała choćby małej wojny. Kazał mi się spakować jak tylko zjedliśmy śniadanie. Stwierdził, że jutro razem możemy iść do pracy. Ta jasne. Nie mam zamiaru nocować u niego więcej. I czy mu się to podoba czy nie, nie przeleci mnie po raz kolejny. Od jutra mam zamiar wrócić do układu szef i podwładna. Nie będę mieszać uczuć z pracą. Oczywiście wypomniał mi, że umawialiśmy się na miesiąc bez zwolnienia więc i tak bym musiał odpracować dwa tygodnie gdybym sama odeszła. Idiota.

Szklane wieżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz