Rozdział 10

9.7K 419 25
                                    

Następnego dnia czułam się jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł. Nie chyba nawet i gorzej. Sama nie wiem jak udało zwlec mi się z łózka i wyszykować się do pracy. Głowę wręcz mi rozsadzało i już żałowałam wypitego wina. Nigdy więcej. Alkohol mi nie służy i powinnam o tym pamiętać. 

Nie mam pojęcia dlaczego tak jest. Gdy czasem patrzę jak dziewczyny piją litrami wino albo szoty jeden za drugim zastanawiam się jak bardzo będą umierać kolejnego dnia. Jednak co zadziwiające one czasem nawet nie mają bólu głowy. Ja za to po niewielkiej ilości mam takiego kaca, że najchętniej nie ruszałabym się z łóżka. 

Przekraczając próg naszego biura ledwo zauważyłam, że coś nie gra. Każdy patrzy się na mnie jak na wariatkę ale miałam to w nosie. Potrzebowałam kawy i obrałam kierunek socjalnego. Nawet nie interesowało mnie to, że Pan i władca się wkurzy. Gdy tylko czarna ciecz spłynęła mi do gardła skrzywiłam się na gorzki smak. Nie da się tego pić. Szybko wsypałam cukier i dolałam mleka by była bardziej znośna. Od razu lepiej. 

-Hej Mile. - odwracam się do blondynki i staram się uśmiechnąć co nie koniecznie dziś jest szczere.

-Cześć. - witam się a ona odwzajemnia uśmiech. Widzę, że chce o coś zapytać i sama nie wiem czy chcę się od rana mierzyć z jakimkolwiek problemami. - Mów.

-Nie zrozum mnie źle, ale co ty tu robisz?

-Przyszłam do pracy. - odpowiadam nawet nie zastanawiając się nad jej słowami.

-Wszyscy słyszeli, że szef Cię wczoraj zwolnił. - A o to chodzi. Macham ręką i biorę kolejny łyk. 

-Powiedzmy, że rozwiązaliśmy sprawę. Małe nieporozumienie. 

-Aha. Miło mi to słyszeć. - uśmiecha się od ucha do ucha. - Postawiłam dwie stówki na to, że wytrzymasz więcej niż dwa tygodnie. 

-Świetnie. - mówię kąśliwie. - A reszta jak stawiała?

-yyy... - wacha się nad odpowiedzią ale mój wzrok ją do tego zmusza. - Mat już odpadł bo mówił, że uciekniesz sama po dwóch dniach. Eliza twierdziła, że najwyżej tydzień tak jak i reszta. Nikt nie postawił na dłuższą metę. 

-Miło, że chociaż ty we mnie wierzyłaś. - uśmiecham się by poprawić jej humor. - A teraz wybacz ale muszę tam iść by faktycznie nie wylecieć. 

-Tak oczywiście. - szczebiocze i przepuszcza mnie w drzwiach. 

Na korytarzu spotykam się z szefem, który intensywnie się we mnie wpatruje. Lustruje mój strój i tak jak poprzednim razem jego wzrok zatrzymuje się na moich nogach. Już nauczyłam się, że nie lubi moich skarpetek ale i tak nie mam zamiaru przestać ich nosić. Dziś mogą trochę bardziej się odznaczać ponieważ mam cieliste rajstopy pod spodem i między nimi a moją czarną spódniczką odznacza się cienki pasek moich ud. Unosi brew w górę  jakby chciał o coś zapytać ale kręcę głową na boki by tego nie robił. Nie mam ochoty teraz na jego wywody co do mojego ubioru i wykorzystując jego chwilową konsternację idę do biurka i odstawiam kubek po czym opadam na swoje miejsce. 

-Moja kawa? - Nim zdążę zaprzeczyć łapie za ucho i unosi do ust. Najpierw widzę jego szeroko otwarte oczy po czym odsuwa kubek od ust.

-Przełknij. - mówię co też robi a jego twarz wykrzywia się jakby połknął robala.   

-Co to kurwa jest? - syczy i wściekły się we mnie wpatruje.

-Moja kawa. - podkreślam słowo moja. - Ty dostaniesz jak tylko zaparzy się świeża. 

Widzę jak ma ochotę coś powiedzieć ale tak jak on wcześniej unoszę brew w górę tylko, że bardziej chodzi o wyzwanie. Cholera jak to jest, że nie mam ochoty na nic ale kłótnia z nim jednak się do tego nie zalicza. 

Szklane wieżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz