Rozdział 22

9.3K 394 15
                                    

Budzę się w całkowitej ciemności i przewracam się na drugi bok i szperam na szafce za telefonem. Gdy udaje mi się go namierzyć i nacisnąć przycisk na boku mrużę oczy na ostre światło. Na zegarku jest godzina szósta nad ranem ale choć mam ochotę jękną bo mogłam bym jeszcze pospać moją uwagę przyciąga zdjęcie na ekranie. Przecież to ja. 

Stoję w biurze Williamsa i patrzę się w okno. Nie mogę powstrzymać uśmiechu bo to w ten dzień miałam na sobie moje zakolanówki a między nimi a moją spódniczką są odkryte uda. 

Dopiero po chwili dochodzi do mnie świadomość, że to nie swój telefon trzymam w dłoni a Alexa. Podnoszę się całkowicie obudzona i ręką macam po szafce by odnaleźć włącznik światła, musi tu jakiś być. Gdy nic nie znajduję zapalają się wszystkie moje czujniki i panika wdziera się w moją głowę. Staram się opanować i wstaję z małymi problemami wchodzę do łazienki i tam dzięki Bogu udaje mi się odnaleźć włącznik. Na chwilę zamykam oczy i biorę głęboki wdech. 

Co zadziwiające jestem znów sama w mieszkaniu Williamsa, w którym panuje cisza a po nim samym nie ma śladu. Tym razem bez problemu docieram do jego gabinetu a później do okna wychodzącego na siłownię. Odnajduję go szybko wzrokiem w tym samym miejscu co wczoraj. Wokół niego jest parę osób ale chyba rozmawia z tylko jedną z nich. Zabandażowanymi rękoma uderza w ciężki materiał i uśmiecha się na coś co usłyszał od mężczyzny obok. 

Nadal jeszcze nie mogę przyswoić do wiadomości, że nie uciekł wczoraj. Patrząc na jego zadowoloną minę przetwarzam zdarzenia z dnia poprzedniego i nie potrafię nawet wyobrazić sobie co on może myśleć o tym wszystkim i o mnie. 

Jakby wyczuwał mój wzrok na sobie, unosi głowę w górę i patrzy wprost na mnie. Nie mam pojęcia czy mnie widzi z tej odległości ale na jego ustach rozpościera się szeroki uśmiech. Kręcę głową i idę do nadal ciemnego mieszkania i w duchu dziękuję iż słońce zaczyna już wstawać dając jasną poświatę przez okna. Docieram na dół i udaje mi się zapalić lampy nad stołem. 

Rozgaszczam się w jego kuchni i robię kawę po czym przeszukuję lodówkę i szafki. Odnajduję jedynie jajka, bekon i karton mleka. Gdy wyciągam wszystkie produkty puste półki aż krzyczą by je zapełnić. Jedna i podstawowa rzecz jakiej od lat pilnuję to zawsze muszę mieć pełną lodówkę. 

Kończę robić śniadanie gdy w łazience na górze słychać szum. Zadowolona z siebie nakładam dwie porcję i z przykrością stwierdzam, że brunet nie posiada pieczywa jak i cukru. 

-Musisz iść na zakupy. - oznajmiam gdy schodzi ze schodów. - I musisz złamać swoją zasadę i kupić cukier. 

-Ciebie też miło widzieć Mile. 

-Nie będę pić gorzkiej kawy. - odpowiadam i siadam naprzeciw niego. Ten uśmiecha się od ucha do ucha i to mi nie pasuje.

-Jeszcze jakieś życzenia?

-Tak. Gdzie tu się włącza światło? - mruży na mnie oczy jakby się nad czymś zastanawiał. 

-Przy schodach na dole i na górze, kolejny włącznik jest przy drzwiach a kuchenne sama odnalazłaś. Jeden jest do tego nad nami a drugi nad szafkami. 

-Dziękuję. - upijam łyk i chwytam widelec. - Musimy coś ustalić. 

-A już myślałam, że ten dzień zaczął się tak pięknie. - wzdycha i kiwa dłonią bym kontynuowała. Przez chwilę zapatruję się na to jak je i na wodę skapującą z jego włosów. Nie pomaga świadomość, że jest od pasa w górę nagi a jego spodnie swobodnie zwisają na biodrach. 

Oczywiście, że to zauważyłam jak szedł. Ten bóg dosłownie mnie kusi i robi mi papkę z mózgu a moje kobiece części ciała krzyczą by poświęcił im uwagę. 

Szklane wieżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz