Rozdział 34-Jak się z nią ożenisz

91 5 5
                                    

*Arleta*

Zaprowadziłam Werę do jej tymczasowego pokoju, na szczęście już jest ogarnięty. Usiadłyśmy we trzy na łóżku i zaczęłyśmy plotkować. Weronika jeszcze nic nie wie o moich zaręczynach- pierścionek teraz też odwróciłam tak, by wyglądał jak jakiś zwyczajny.
Było jak za dobrych, starych czasów...

Halo...
≈Ziemia...
≠Sochaczew...
≈Do Arlety...
~Co jest?
≈Wera pyta gdzie byłyśmy...
~A więc...
Konrad zabrał nas...
-Cześć, wszystko ok laski?
~Tak, chyba...

Wszedł do pokoju i przysiadł na skraju łóżka. Zaczął mnie gładzić po ręce oraz całym boku- podobało mi się to, ale  Weronice już nie...

Jak już uparłeś się tu być to trzymaj łapy przy sobie.
-Nie. Mogę tak robić.
≠Nie możesz. Będziesz mógł jak się z nią ożenisz.
≈...
-Czyli tak się bawimy. Na szczęście to raczej będzie niedługo.
Prawda Kochanie?
~...
≠Co?! Już sobie tak nie żartuj.
A Ty Anka z czego się śmiejesz?
Bo... On nie żartuje.
≠...
≈Wcześniej to była jego dziewczyna.
Ale...
-Ale się oświadczyłem i powiedziała "tak"
≠I nic mi nie powiedziałaś o zaręczynach?!
~Wera... Zrobił to tego samego dnia, którego Ciebie porwali...
Pod naszą nieobecność z tego powodu ktoś włamał się do domu i zostawił wiadomość z informacją o tym...
≠Rozumiem...
≈Siostra... Nie smuć się...
~Miłosz!!!
≈Po co go wołasz?
•Coś się stało siostrzyczko?
-Jesteś tego pewna?
~Tak, jestem.
A więc chciałbym, oczywiście po ustaleniach z moim narzeczonym, by organizacją tego zajęła się Weronika oraz Ty braciszku... Chcecie?
≠Byłoby super, ale on?
•Możesz na mnie liczyć młoda
~Spędzicie trochę czasu razem. Więc proszę, bądź dla niego miła. A Ty zero głupich numerów.
Ok...
Serio? On?
~Tak. Proszę zrób to dla mnie...
≠Dobrza, dla Ciebie.

Ucieszyłam się. Szczególnie, że moja ciąża dalej pozostaje w sekrecie.
Chłopaki wyszli, podobno Miłosz musi o czymś poważnie porozmawiać z moim narzeczonym. Mniejsza z tym- później ich o to zapytam.
Wróciłyśmy do rozmowy. Teraz było trochę łatwiej- ale tylko trochę...

≠To gdzie byłyście podczas gdy cała akcja z odbijaniem się działa?
≈Arleta poznawała przyszłych teściów. Jej teść to jest super gość, szczególnie do picia.
~Anka!
≈Co?
≠Ty alkoholiku jeden.
≈Nie przesadzaj...
-Pochlałaś ostro z moim ojcem.
~Konrad!
-?
~Nie miałeś przypadkiem rozmawiać z moim bratem?
-Miałem.
~To idź tam.
-Arleta...
~Słucham?
-Nie mów słucham, bo Cię...
~Wynocha!

Krzyknęłam i nie dałam mu dokończyć wypowiedzi, jednocześnie rzuciłam w niego butem- nie wiem czemu, ale tak jakoś wyszło. Mam też nadzieję, że dziewczyny nie znają dalszej części tego co chciał powiedzieć, a konkretniej końcówki tego...
Włączyłyśmy sobie film, akurat gdy się skończył przyszedł do nas Cody i powiedział byśmy poszły z nim- ponieważ kolacja jest już gotowa.
Dziewczyny jadły, ja natomiast grzebałem tylko widelcem w swojej porcji- nie miałam ochoty zupełnie. Miłosz wymusił we mnie pół tego co miałam na talerzu. Pod pretekstem, że idę do ogrodu, wymknełam się do łazienki- tutaj zrobiłam coś czego nie powinnam.
Później dyskretnie wymknełam się do ogrodu, chłopaki zawołali mnie po chwili do środka- ponieważ chcą iść na spacer z psami. Posłuchałam się ich...
Poszłam prosto do mojego pokoju, położyłam się na łóżku bez sił i marzyłam, by to wszystko się już skończyło... Kręciło mi się cały czas w głowie, przymknełam oczy i stwierdziłam, że przeczekam to.
To jest męczące, to ciągłe ukrywanie się... Jeszcze teraz szykowanie ślubu...  Dziecko...
To w ogóle chyba jest najgorszy możliwy czas na nie. Kiedyś tak z chęcią, ale teraz...
Leżałam tak nie wiem ile w końcu usłyszałam ruch przy drzwiach.  Gdy lekko otworzyłam oczy zobaczyłam przed sobą zatroskaną twarz Konrada...

-Wszystko ok Skarbie?
~Mhm...
-Kicia powiedz...
Gdyby było ok nie byłabyś cała blada... Martwię się o Ciebie...
~Ale wszystko jest ok.

Spróbowałam wstać z łóżka, ale to był błąd, natychmiast pojawiły mi się mroczki przed oczami i gdyby nie mój ukochany uderzyłabym głową w podłogę najpewniej.
Wziął mnie na ręce i położył z powrotem w łóżku...

-To jest dowód na to, że nie jest ok. A teraz mi powiedz... Co się dzieje?
~Trochę słabo się czuję... To pewnie ze zmęczenia...
-Mhm... Kicia wiem ile śpisz. Zarówno w ciągu nocy jak i dnia jeśli potrzebujesz.
Ile jadłaś dzisiaj?
~Śniadanie, które mi zrobiłeś...
Obiad u Twoich rodziców...
Teraz to co we mnie Mani wcisnął...
-Mhm... Jakoś nie wierzę w to ostatnie, nie wyglądała byś tak teraz...
Idę po Twoich braci.
~Nie, proszę...
-To powiedz. Kochanie... Chodzi mi przede wszystkim o Twoje dobro i zdrowie... Tak samo naszego...
~Konrad... Dobrze powiem Ci...

Powiedziałam mu wszystko, a dokładniej wypłakałam- łącznie z tym co rozmyślałam o ciąży...
Usiadł na skraju łóżka, posadził mnie sobie na kolanach i tulił do swojej piersi... W pewnym stopniu słuchanie bicia jego serca mnie uspokoiło...
Gdy przestałam płakać wziął moją twarz w dłonie i otarł mi ostatnie łzy, które jeszcze spływały mi po policzkach.

-Już wszystko dobrze...
Jestem tu dla Ciebie... Wszystko będzie dobrze, zadbam o Ciebie i dziecko... Damy radę...
~...
-Teraz musisz coś zjeść, by odzyskać chociaż trochę sił i mi nie mdleć z powodu, że nic nie jesz. Nie pozwolę na to...


*Miłosz*

Arleta "zjadła" kolację- coś podejrzewam, że się jej pozbyła w jakiś sposób. Oczywiście się nie pomyliłem. Po spacerze siedziałem w kuchni i po chwili Konrad przyniósł ją tu bladą i posadził na stołku barowym przy wyspie, zaczął robić jej smoothie.
Wypiła trzy szklanki zanim odzyskała swoje naturalne kolory.
Dopiero co razem z Wojtasem rozmawialiśmy z Konradem poważnie, przypominając mu, że ma o nią dbać, tak samo o dziecko i nigdy nie zdradzać. Później bardziej ustalaliśmy temat ślubu.
Oczywiście trochę się zamyśliłem na temat pewnej damy...
Chciałem do niej iść i porozmawiać o organizacji, ale teraz mam coś ważniejszego do załatwienia.

Rleciu...
Nie rób tak, proszę...
Potrzebujemy Cię, wszyscy... A już w szczególności ja, Wojtek, Twoje dziecko czy partner...
-Kochanie popatrz na niego...

Zrobiłem jej mały wykład na ten temat połączony z rozmową... Konrad cały czas przy niej był i ją tulił oraz delikatnie gładził palcem po wierzchu dłoni.
Będzie dobrym mężem i tatą, czuję to...
Zostawiłem ich samych, nogi same poniosły mnie w kierunku pokoju gościnnego, zajrzałem do środka po cichu (niezauważony) zobaczyłem tam jak Weronika się przebiera- cicho zamknąłem drzwi. Poczekałem chwilę i zapukałem, po upływie dwóch minut otworzyła mi je...

Coś się stało?

Mani ogarnij się i odezwij, nie zwracaj teraz uwagi na jej urodę. Później się pogapisz...

Hm?
•Ja tylko...
Chciałem Ci życzyć dobrej nocy...
≠Mhm...
•Jutro za zniemy powoli ustalać coś odnośnie ślubu?
≠Możemy...
•W takim razie do jutra... Dobranoc, śpij dobrze...
≠Dziękuję... Ty też śpij dobrze, Miłosz... Dobranoc...

Japierdole... Uśmiechnęła się do mnie i dopiero później zamknęła drzwi. Weź się w garść chłopie- to, że powiedziała Twoje imię oraz życzyła Ci dobrej nocy to nic nie znaczy...
Ale nie zrobiła tego ozięble, tak jak wcześniej, w jej głosie można było poznać...
Nie... Musiało mi się wydawać tylko...
Rozmarzony upewniłem się szybko, że drzwi zamknęliśmy na klucz oraz, że siostra już śpi- oczywiście wtulona w narzeczonego.
Wróciłem do swojej sypialni i analizując "rozmowę" z Weroniką poszedłem spać, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy...

Zaginiony brat <Felivers>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz