I przez chwilę trwa ta bezczasowość
Nieskończona obfitość
Do ciemności powiedziałem "lej" i zapomniałem powiedzieć "dość"
I słowa które napisałaś
Wracają czarniejsze niż dym
Tak mi przykro, znowu to zrobiłem
Więc zbieram światło świec
Dzwonią dzwonki
I pochłaniają to co zostało z moich płuc
I wspinam się na drabinę
Gdybym był bardziej ostrożny
Mógłbym nawet zobaczyć całą zgniliznę na szczeblach.===
Venandia nie miała tak ściśle określonych reguł, co Nubis-jako syn króla nie musiał specjalnie dbać o swój wygląd, nie musiał też mieć żony, by spłodzić potomków czy założyć korony, gdy jego ojciec umrze. Nie nadawał się do tego, zresztą, nigdy go to nie kręciło. Sammy może i mógł przesiadywać godzinami na tronie, słuchając zażaleń poddanych, ale jemu się to nie widziało w planach na przyszłość. Może dlatego ojciec wybrał Sama na swojego następcę.
Miał proste zadanie, chronić przyszłego króla, zajmować się wojskiem, był urodzonym wojownikiem-robił co chciał i z kim chciał, jego sypialnia widziała już tylu gości, co okazalsze burdele. Teraz jednak coś mu narzucano, a on tego nie znosił. Nienawidził wręcz.
-Głowa wyżej, Wasza Wysokość.
Uniósł brodę, wzdychając cicho. Królewski krawiec mierzył mu właśnie szyję, by zebrać wymiary na ostatnie poprawki do jego zbroi, podczas gdy Sam siedział sobie na jego łóżku, przeglądając pierwszą lepszą książkę o historii Nubisu, którą wytrzasnął z biblioteki.
Zerknął na krawca. Trochę starszy od niego, może kilka lat-brązowe włosy, lekko kręcone, orzechowe oczy, wcisnął do ust końcówkę tasiemki, którą mierzył jego ramię.
-Co robisz później?-zapytał cicho, a krawiec zerknął w górę, rumieniąc się nieco pod wzrokiem Winchestera.
-Dean, masz męża.-przypomniał mu Sam, nawet nie podnosząc głowy, gdy oglądał mapę kraju.
-No i?
-Zostaw go w spokoju.
Blondyn przewrócił oczami, posłusznie unosząc drugie ramię.
-Sucz.-Dean westchnął.-Musiałeś się tak szybko żenić? Może jakoś byśmy cię mu wcisnęli.
-I tak by nie wzięli następcy tronu.-Sam przerzucił kartkę, oglądając teraz drzewo genealogiczne Shurley'ów.-Zale, on ma trzech braci i trzy siostry.
-I, jak rozumiem, z całej tej bandy trafił mi się najgorszy?-blondyn opuścił ramię, gdy krawiec obchodził go dookoła.-W dodatku najmłodszy, tak? Skoro najmłodszy ma...wex, nie wiem, z trzydzieści lat, to kiedy jego ojciec zaczął ich wszystkich produkować?
Sam chwilę szukał czegoś na rysunku, wreszcie odpowiadając cicho na jego pytanie.
-W 4985 roku.
Dean zmarszczył brwi, gdy coś mu nie pasowało w obliczeniach.
-I zrobił przed typem szóstkę dzieci w jakieś piętnaście lat?
-Castiel nie jest najmłodszy.-Sam podciągnął nogi na łóżko, krzyżując je, gdy siedział.-Jest tylko najmłodszym synem, ma jeszcze dwie młodsze siostry, Annę i Hael.
-I nie mogli którejś z nich wysłać?
-Hael jest obecnie w Aschy, z tego co pamiętam.-szatyn przeleciał wzrokiem po rocznikach.-Wydali ją za tamtejszego władcę. O Annie nic nie słyszałem.
-Ish, co za burdel.-przymknął oczy, zmęczony samymi przygotowaniami do tego cyrku.-Ile on ma właściwie lat?
-Tu piszą, że...trzydzieści dwa. Wygląda trochę starzej, nie?-Sam uniósł na moment wzrok.-Może po prostu był zmęczony.
CZYTASZ
Ziemia Obiecana
FanfictionWyczerpane własnym konfliktem królestwa muszą zjednoczyć siły w obliczu wspólnego wroga-plan jest prosty, wykonawców dwóch, a największym zagrożeniem nie to, jakie bitwy razem stoczą, a ich własne małżeństwo. Dean, Pierwszy Syn Venandii, oraz Castie...