Musimy być zabójcami
Wiemy, jak oszukiwać, kochanie
Nie wiemy, co zrobiliśmy
Musimy być zabójcami
Dziećmi dzikich.===
Reszta rodziny Casa go nie cierpiała.
Teściowie nie wykazali nim większego zainteresowania, Castiel powiedział, że poszło dobrze-DOBRZE-więc Dean musiał pogodzić się z prostym faktem, że zaakceptowanie jego obecności to wyraz jakiejś pokręconej życzliwości w ich wykonaniu. Pogodził. Ale nie rozumiał całej reszty.
Może Venandyjczycy nie byli zbyt mili dla obcych, byli samolubni i lubili dokuczać od czasu do czasu, ale przynajmniej się witali. Zazwyczaj. Często.
Annę poznał w bibliotece, złożył ręce za sobą, skłonił się nieco, przedstawił. Spojrzała na niego, odpowiedziała „Anna Shurley" i wróciła do lektury.
Ishima poznał na kolacji, pierwszej, na którą zostali zaproszeni, dwie noce po ich przybyciu-siedział naprzeciwko niego, przy Castielu. Starszy brat jego męża głównie jadł ze zmarszczonymi brwiami, od czasu do czasu mówiąc coś po nubijsku do swojej rodziny. Obdarzył Deana jednym spojrzeniem, od góry do dołu.
Gadreel w ogóle na niego nie spojrzał. Siedział u siebie, albo na radzie wojennej.
Anael i Michael-bogom dzięki-byli na granicy z Tenebrią, robili to, co robiłby Dean, gdyby nie zwiał. Nie znał Hael, nie mógł znać, ale, jeśli była choć odrobinę taka, jak mówił Castiel, nie dziwił się, że była jego ulubienicą. Zwykła życzliwość była tu uznawana za wybuchy emocji, które nie powinny się pojawiać publicznie.
-Też taki byłeś?-zapytał Castiela, gdy jedli razem śniadanie trzeciego dnia pobytu w Cael. Siedzieli sami w jadalni.-Zanim mnie poznałeś?
Brunet zmarszczył nieco brwi.
-Jaki?
-Taki...zimny.
-Kto jest zimny?-uniósł szklankę z wodą do ust.-Nie zmieniłeś mnie tak bardzo, nie wiem, o co pytasz.
Dean wskazał ręką cały pałac dookoła.
-Jakbyście nie mieli uczuć. Wszyscy.-westchnął cicho.-Wychowałeś się w takiej atmosferze?
Castiel spojrzał na niego z mieszanką czułego zaskoczenia i rozbawienia.
-Mamy uczucia. Nie okazujemy ich publicznie. Nie znają cię, dlaczego mieliby być dla ciebie przesadnie mili?
-Nie wiem, tak się robi.-wzruszył ramionami.-To przykre.
Brunet przechylił głowę.
-Byłeś dla mnie miły, gdy się poznaliśmy?-zapytał. Dean przewrócił oczami.-No właśnie.
-Nie byliśmy dla ciebie aż...tacy.
-W Latrze spotkały mnie tylko wściekłość i frustracja.-Cas oparł się wygodniej w krześle, był swobodny, gdy byli sami.-Ciebie tutaj spotkała ignorancja i chłód.
-Ze skrajności w skrajność?
-Z waszych uczuć do naszych.-poprawił go łagodnie. Wciąż tego nie rozumiał, byli małżeństwem, ile? Za trzy miesiące miną dwa lata.-Zgodzę się, że mój ojciec jest...oszczędny w czułe gesty. Ale moje rodzeństwo to dobrzy ludzie, mimo wszystko. Anna była mi bardzo bliska, gdy dorastaliśmy. Matka zadbała, bym nigdy nie był samotny. Razem czuwaliśmy nad Hael, gdy spała.
-Nie widzieli cię tyle czasu, nikogo nie poniosły emocje, nikt się do ciebie nie zbliżył, nie ucieszył.-Dean pokręcił głową.-To wszystko takie...dziwne.
CZYTASZ
Ziemia Obiecana
FanfictionWyczerpane własnym konfliktem królestwa muszą zjednoczyć siły w obliczu wspólnego wroga-plan jest prosty, wykonawców dwóch, a największym zagrożeniem nie to, jakie bitwy razem stoczą, a ich własne małżeństwo. Dean, Pierwszy Syn Venandii, oraz Castie...