home

373 51 23
                                    

Spójrz, jak światła miasta
Światła miasta lśnią
Dziś wieczorem będziemy tańczyć
Zmierzam teraz do Galway
Spójrz, zmierza do miasta
Wyjechał w poszukiwaniu żeglarzy, mimo że
Można tu znaleźć ładnych chłopaków
Nigdy nie był tym, co siedzi w domu

===

Jak Vestę kochał, zapierdoli te nożyczki.

Po co wybierał sobie tak krótką fryzurę? Był żołnierzem, dobrze, ale to była przesada. Musiał ścinać włosy co trzy tygodnie, jak nie mniej. Ściąć włosy samemu, w słabym świetle i brudnym odbiciu miski było niełatwo.

Jakby tego było mało, ktoś uprawiał seks dwa namioty dalej. Zerknął w tamtą stronę, jakby mógł ich tak skarcić. Musi wystawić jakiś limit, jakieś kary, tak nie można. Ogłosi to jutro na rozdaniu rozkazów, od zachodu słońca jest susza nocna, zero cholernych stosunków.

-Zale!-syknął, przykładając palec do ust. Przyciął się, lekko, te nożyczki były tępe, dopóki nie trafiły na jego dłoń.-Co za jebane ustrojstwo.

-Ish, yal, yal!

-Morda!-krzyknął, ale w hałasie dwudziestu pięciu tysięcy ludzi nikt go nie usłyszał.-Kończcie już, ile można?!

Jack, biedaczek, musiał chodzić wieczorami na długie spacery za obóz, bo jak się nie jebali, to krzyczeli-Venandyjczycy głośno mówili z natury, zajmowali dużo przestrzeni i cieleśnie, i słownie, w centrum obozowiska rozmowy wrzały, jak na rynku Latry. Babsko znów coś wyjęczało, wstydu nie mieli.

Namioty były cienkie, za ścianę miał tu jedynie fragment tkaniny. Naprawdę nie musiał wiedzieć, kto i co robił w jakiej pozycji. Miał dość tej wojny.

-Zapierdolę...-syknął, gdy nożyczki znów go dźgnęły. Ledwo widział.-Wszystkie was zapierdolę, co do nożyczka.

-Czemu słychać twoje groźby aż na dworze?

Uniósł głowę, upuścił te tępe, bezużyteczne śmiecie na stolik. Castiel wszedł do namiotu, od razu ściągając przez głowę kurtkę. W środku było cieplej, niż na zewnątrz.

Koszula podwinęła mu się na plecach prawie do łopatek, strzepał ją, gdy już wydostał głowę na zewnątrz. Dean wskazał na ścianę namiotu, za którą ktoś intensywnie dawał światu znać o swojej namiętnej miłości.

-Oni tak już drugi kwadrans lecą.-oznajmił.-Tu się nie da żyć. A te chuje są tępe!

Trzepnął nożyczki dłonią, brzdęknęły cicho. Castiel uniósł brwi, rozbawiony.

-Co ty masz na głowie?

-Włosy.

-Starsze i młodsze rodzeństwo? Bo coś nierówne w dorastaniu.

-Weź się pierdol. To nie jest takie proste.-Dean zacisnął zęby na wyjątkowo głośny jęk, ale zaraz odetchnął z ulgą, gdy wszystko ucichło.-Kali, nareszcie. Nie wiem, co ich tak napadło, gość ma chyba problemy z dojśc...CO MI ROBISZ?

Cofnął się, zaskoczony, poczuwszy dłoń na głowie-Castiel śmiał się cicho z tego, co próbował tymi nożyczkami osiągnąć.

-Daj, pomogę ci.-wskazał głową na narzędzie.-Wyglądasz jak nieopierzona kura, no dawaj.

Dean podał mu nożyczki, nie miał wyjścia. Usiadł sztywno na krześle, Castiel stanął naprzeciwko niego, mamrocząc coś po nubijsku.

-Jedzie od ciebie winem.-blondyn zmarszczył brwi.-Mocno.

Ziemia ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz