Życie było wierzbą i zgięło się na twoim wietrze
Głowa na poduszce, czuję jak się wkradasz
Jakbyś był mitycznym bohaterem
Jakbyś był trofeum czy mistrzowskim pierścieniem
Ale jest taka nagroda, którą zdobyłabym oszustwem.===
Lato nadchodziło wielkimi krokami, było coraz cieplej.
Dean mruknął coś, że powinni cieszyć się tym jak najdłużej, bo w Tenebrii będzie tylko zimniej. Ciężko było cieszyć się słońcami, gdy całymi dniami siedziałeś na koniu w pełnej zbroi, ale niech mu będzie.
Swoją drogą, Dean zachowywał się, jakby w Nubisie nie mieli lata-no dobra, może nie było aż tak ciepło, ale mieli taką porę roku, po prostu nie grzało tak mocno, jak tutaj. Nie mieli za to zimy, a tutaj była, nawet dość porządna; w Nubisie najzimniejszy okres roku przypadałby na coś, co w powszechnym mógł nazywać jesienią.
Po kilku kolejnych tygodniach drogi naprawdę cholernie tęsknił za domem.
Tęsknił za zamkiem, jego strzelistymi wieżami-za widokiem całego miasta z okna jego komnaty, za lekkimi potrawami, ojczystym językiem, który teraz mógł usłyszeć tylko we własnym umyśle. Nikt tu nie mówił po nubijsku. W miastach chcieli go pobić za sam akcent.
Tęsknił za kamiennymi schodami i rzeźbionymi kolumnami, ciszą i spokojem, który panował w jego domu, echem kroków niesionym przez długie korytarze, za witrażami, roślinami, które otulały budynek, za białymi murami i łagodnym szumem wody w oddali. Tu wszystko było o wiele porządniejsze, surowe, jedzenie nie sprawiało wielkiej przyjemności, towarzysze nie palili się do kulturalnych rozmów. Może i miał ten kij w dupie, jak zazwyczaj mawiał jego mąż, ale nie lubił prostoty, życia branego wielkimi kęsami, jak chleb bez smaku, który jadali na kolację. Wielkie gryzy, brak przyjemności, jeszcze mówili z pełną buzią.
Lubił subtelność Nubisu, delikatność, a zarazem siłę Cael-widział we własnym kraju kogoś w rodzaju matki, osoby łagodnej i dobrej, która potrafiła być waleczna i wojownicza, jeśli musiała. Tęsknił za swoim światem.
Obecnie jednak tkwił w świetnie Deana, a to niezbyt mu pasowało.
-Już nie przesadzaj. Będzie tylko cieplej.
Zerknął na niego, nadal wachlując się pergaminem.
-Dzięki za pocieszenie.
Dean nucił coś pod nosem, gdy krzątał się po ich namiocie-prawdziwy Venandyjczyk, ledwo się zmachał, podczas gdy Castiel naprawdę miał już tego nadmiaru ciepła dość.
Odgarnął ciemne kosmyki do tyłu, wzdychając, gdy sięgał po wodę.
-I ty się niby w lato urodziłeś?-nie widział Deana, siedział odwrócony plecami, ale był niemal pewien, że gnojek uniósł brwi.
-Spieprzaj.
-Mamy na ciebie zły wpływ, zaczynasz przeklinać.
-Zawsze na ciebie przeklinałem, po prostu po nubijsku.
Dean prychnął cicho, ale umilkł, chyba przebierając koszulę na lżejszą. Po takim czasie prywatność traciła już na znaczeniu, Castiel widział go w gorszych sytuacjach.
-Nie urodziłem się na lato.-brunet odpowiedział mu ze sporym opóźnieniem.-W Nubisie jest wtedy koniec wiosny.
Dean zmarszczył brwi, siadając na ich łóżku, gdy rozkładał koszulę na kolanach.
-Kończycie wiosnę w czwartym miesiącu kalendarza?
-Wcześniej mamy jeszcze jedną porę roku.-Castiel odetchnął cicho, przecierając zmęczoną twarz dłońmi.-Nie wiem, jak to nazywacie. To trochę chłodniejsza wiosna, trwa dwa miesiące.
CZYTASZ
Ziemia Obiecana
FanfictionWyczerpane własnym konfliktem królestwa muszą zjednoczyć siły w obliczu wspólnego wroga-plan jest prosty, wykonawców dwóch, a największym zagrożeniem nie to, jakie bitwy razem stoczą, a ich własne małżeństwo. Dean, Pierwszy Syn Venandii, oraz Castie...