chords

471 50 29
                                    


Odejdźcie w fale, moje skarby, przedstawcie im się
Powiedzcie im, jak was zawiedliśmy, zwalcie całą winę na nas
Bo będziemy tymi, których będziecie nienawidzić, by się rozwijać
Bo życie rozpoczyna odejście, a miłość okazujemy poprzez opuszczenie was
Odejdźcie w świt, smarkacze, powiedzcie im, że nigdy nas nie obchodziłyście
Opowiedzcie, jak was spierdoliliśmy, o mój Boże, to tak niesprawiedliwe
Byliśmy zimowymi nocami, byście wy mogły być porannym śniegiem
Wasze życia rozpoczyna odejście, a my okazujemy miłość
Poprzez opuszczenie was


Po prostu powiedz im, co twoja zmarniała matka powiedziała tobie lata temu
Dobrze wybierajcie akordy, kochani, ale śpiewajcie z fałszem
Nie możecie przećwiczyć refrenu, ale zwrotka jest słodka
A jeśli głosy wam się załamują i czujecie się samotne
Może się śmieją, bo odchodzisz
Ale wiedz, że będziemy śpiewać twoje imię, gdy wrócisz do domu.

===

Nie powinien był wieszać wszystkich od razu.

Powinien był zrobić to powoli. Każdego po kolei. Ostatni dowódca, kobieta, mogłaby coś powiedzieć. Mogła być przydatna.

Z pewnością powiedziałaby im, żeby nie tykali zapasów w zamku.

On i Castiel jedli jedzenie, które tu przywieźli, przynoszono im posiłki ze spichlerzy ich armii, ale siedemnaście tysięcy żołnierzy nie mogło sobie na to pozwolić. Venandia wciąż dostarczała im zboże, ale nie mogła wykarmić tak wielu ludzi w jednym miejscu. Musieli opróżnić spiżarnię fortecy Tyde. Nie mieli wyboru.

Zasrana forteca Tyde. Gówienko na mapie, które kosztowało ich czterystu ludzi. Spędzili tam tydzień, zabrali wszystko. Niedługo później połowa armii chorowała.

Z początku sądzili, że to wina zmiany temperatury i intensywnych deszczy, ale to nie było przeziębienie, jakiego na krótko nabawił się Dean-to było zatrucie. Jedzenie Tyde nie nadawało się już do...jedzenia. Dlatego było go tak dużo.

Żołnierzy okupujących fortecę było znacznie, znacznie mniej, niż tych, którzy ją odbili-w spiżarniach leżało od cholery starego zboża, przeżartego przez robaki, mięsa, które na szczęście śmierdziało, więc zostawili większość od razu, zapasy jadła, które wyglądały dobrze, ale były paskudztwem. Niektóre rzeczy można było od razu rozpoznać, pleśń, podejrzany zapach, kolor, ale inne, ukryte głębiej, skażone ziarna i suszone kawałki mięsa, które wisiały w wilgoci...cóż, głodne wojsko nie zastanawia się nad smakiem.

Stracili parę dni, zanim zorientowali się, dlaczego wszyscy są jak psu z dupy-Dean obwiniał zmęczenie, Castiel szukał zaraźliwej choroby, kazał odizolować słabych. Nic to nie dało.

Ruszyli znów w drogę, gdyby zorientowali się już w Tyde, zostaliby dłużej, ale tak nie było-szli, gdy ktoś co chwilę wymiotował albo uciekał w krzaki, udawało im się przebyć może połowę, może mniej tego, co zazwyczaj. Zapachy w obozie też nie były przyjemne. Przynajmniej nie było już tak duszno, udusiliby się tam.

Jakby było im mało, zbliżali się do jednego z głównych zamków obronnych przy granicy. Zamku, w którym czekało na nich dobre parę tysięcy Tenebryjczyków. Zwiadowca twierdził, że co najmniej sześć, może siedem.

Zatrucie powaliło najsłabszych, schorowanych, okaleczonych. Połowa ich wojsk nie była w stanie ustać na własnych nogach. Mieli osiem tysięcy zdolnych do walki, a i to było niepewne.

Przynajmniej ich dowódcy wiedzieli, co robią, prawda?

...prawda?

-Dupa, Castiel. Wiesz, gdzie jest dupa?

Ziemia ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz