welly boots

383 49 41
                                    

"Jak to jest?", pytają dzieci
To jak spadający śnieg
Jestem powyżej, kocham cię, nie wiesz?
Będę z tobą do końca
Tak długo, jak będziesz dobry
Dla tych, którzy nie są dość silni i nie mogą znaleźć swoich czerwonych kaloszy.

===

Nevar rzeczywiście nie był miejscem dla dziecka-był za to wymarzonym miejscem niemal każdego dorosłego w ich armii, a to mówiło samo za siebie.

Castiel trafił do dziwnego kraju.

Sporo z venijskich żołnierzy było w związkach-czasem małżeńskich, czasem nie, ale podejrzewał, że co najmniej połowa nie ruszyła z miejsca do burdelu właśnie z tego powodu. Widywał też dużo par w ich szeregach, małżeństw wszelkich płci w jednych oddziałach, kobiet, które plotły mocne warkocze swoim żonom, kiedy rano szykowali się do wymarszu, mężczyzn, którzy wymieniali się elementami rynsztunku ze swoimi partnerami.

Miał nadzieję, że pary między kobietami i mężczyznami miały dość oleju w głowie, by nie narobić im tu dzieci, ale z tego, co miał (niestety) okazję słyszeć i widzieć w tym obozie, znaleźli kilka sposobów na seks bez ryzyka ciąży. To był mały obóz wielkiej armii. Jeśli ktoś dwa namioty dalej kichnął, on budził się we śnie. Właściwie cud, że jeszcze nie przyłapał Deana na masturbacji, żyli na dziesięciu metrach kwadratowych.

Po tylu dniach ciągłej podróży przez niekończące się pagórki Venandii, oglądania lasów i pól, miło było wreszcie zejść z konia na dłużej, niż tylko sen i przejść się gdzieś na piechotę-Nevar nie był najpiękniejszym z miast, sporo brakowało mu nawet do Latry, która Castielowi też jakoś wielce się nie podobała, ale był praktyczny i dość przytulny, jeśli szukało się schronienia na kilka dni. Stacjonowali tuż pod miastem, ale sporo żołnierzy opuściło obóz, by spędzić ten czas tutaj, nawet wynajmowali pokoje w gospodach, chcąc przespać się w prawdziwym łóżku i zaznać odrobiny prywatności. Może też powinien to zrobić, dla świętego spokoju? Znaleźć jakąś miłą gospodę i spać trzy noce samemu, nareszcie SAMEMU, wygodnie, na całym łóżku, nie wciśnięty w materac tak daleko od jego centrum, że niemal spadał po drugiej stronie. Nie wiedział, kiedy nadarzy się kolejna okazja, by odpocząć od Deana.

Teraz jednak, chociaż przechadzał się ulicami Nevaru, nie był sam. Deana zostawił, gdy tylko mógł, ale Jack szedł koło niego, już czystszy i lepiej ubrany, udało im się znaleźć rycerza na tyle niskiego i drobnego, że jego koszula i spodnie wisiały na chłopcu tylko odrobinę.

Blondynek sam chciał z nim iść, gdy Castiel oznajmił, że wychodzi-przyczepił się jak rzep psiego ogona, ale był grzeczny, nie biegał po ulicy, nie rozmawiał z nieznajomymi, szedł przy jego boku, rozglądając się ciekawskimi oczami.

-Kupić ci coś?-Castiel zapytał cicho, gdy zauważył, jak Jack ogląda stoisko piekarza, wzdychając z rozmarzeniem.-Na co masz ochotę?

-Haleth, nie mogę cię o to prosić.

-To tylko bułka, Jack.-wyciągnął kilka monet z kieszeni. Venijskie liry i kiny, musiał wymienić niemal wszystkie pieniądze przy samej granicy z Nubisem, nie mógł tu niczego kupić za nubijskie taele. Jeden sprzedawca wręcz tymi monetami w niego rzucił, gdy usiłował dostać parę jabłek dla koni swoich strażników.-Którą chcesz?

Jack wskazał nieśmiało na miękką bułeczkę z jabłkiem, więc brunet mu ją kupił-sprzedawca jednak, wiekowy jegomość, odpowiedział coś po venijsku, wyraźnie nie rozumiejąc powszechnego. Wskazał na chłopca, bułkę i monety, jakoś się dogadali, chociaż chwilę to trwało. Jack wsuwał swoją bułkę, gdy ruszyli dalej.

-Sae.-powiedział, gdy przełknął już spory gryz.

-Nie ma za co. Smakuje ci?

Pokiwał lekko głową.

Ziemia ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz