Masz zimne, zimne serce
Czy czujesz cokolwiek?
Budujesz domek z kart
Ale on upadnie
Myślisz, że nie widzę kim naprawdę jesteś
Ale mam dla Ciebie nowe wiadomości
Widziałem to wszystko od samego początku
Znam wszystkie twoje sekrety
Znam wszystkie twoje kłamstwa
Wiem, gdzie je trzymasz
Zakopane głęboko wewnątrz
Nie, nie możesz ukryć swoich sekretów i kłamstw
Sekretów i kłamstw===
Gorąc zalał mu ciało jednostajną, dobrą falą, wyciągnął z niego zmęczenie, odciął wszelkie racjonalne myśli. Westchnął głęboko, unosząc wyżej biodra, stękając cicho.
Więcej, proszę, więcej.
Poprawił się w środku, znów cichutko westchnął. Ciepła wilgoć spłynęła gładko między jego uda. Zamknął oczy, odchylając głowę do tyłu, rozluźniając mięśnie, gdy przytrzymywał się dłońmi. Jak cudownie, jak dobrze.
-Co ty odpierdalasz?
Uniósł jedną powiekę, ale widział tylko dach namiotu. Nie musiał podnosić całej głowy, by wiedzieć, jaką minę miał Dean-stał pewnie przy wejściu, wryty w ziemię, nie wiedział czy wyjść, czy go opierdolić.
-Biorę kąpiel.
-Czy to jest...balia na pranie?
-Aktualnie to moja wanna.
Dean, nie dość, że faktycznie stał przy wejściu wryty w ziemię, to jeszcze coś trzymał. Poprawił jeszcze ciepły bochenek w rękach.
-Mam chleb.-oznajmił. Castiel znów zamknął oczy, poprawiając się w drewnianej balii. Woda zapluskała cicho.
-Wspaniale.
Resztki kultury kazały blondynowi zapytać, czy może zostać, ale venijska duma miała to w dupie-przyszedł, to przyszedł, nie będzie gościem we własnym namiocie. Przestąpił z nogi na nogę przy wejściu.
-Długo jeszcze?
-Dopiero wszedłem.
Dean mruknął, poirytowany, ale ominął go sprytnie, by dojść do biurka. Balia stała pośrodku ich namiotu, odwrócił wzrok, wgapił się w ten głupi chleb.
Castiel wyprostował kark, wzdychając cicho. Zazwyczaj myli się w rzece, obmywali twarz, szyję, nie mieli czasu na wiele więcej. Przy dłuższych postojach mógł wejść do rzeki w całości, ale woda była lodowata i, nie ukrywajmy, często brudna. Teraz leżał w wodzie ze studni, starutkiej, niemal zapomnianej, którą żołnierze znaleźli przez przypadek, potykając się o nią, gdy chcieli rozstawić namiot. Była przykryta pokrywą, wiadro zaczepiło się o skały w środku. Kiedy po uzupełnieniu zapasów wody pitnej okazało się, że wody jest na dole jeszcze w cholerę...cóż, Castiel był na tej wyprawie od wielu tygodni. Mógł pozwolić sobie na trochę przyjemności.
Opierał się o krawędzie balii rękami, dłonie zwisały mu do środka, gdy ramiona utrzymywały go w górze. Woda sięgała mu tylko do połowy brzucha, ale i tak był szczęśliwy.
Miał wilgotne włosy, zanurzył się tam w całości parę minut temu. Opadały mu w strąkach na czoło i kark, odgarnął je ręką, by ułożyły się nieco porządniej do tyłu. Parę kosmyków wciąż spadało mu na skronie.
-Mam chleb.-Dean powtórzył, odrywając sobie kawałek. Przecież nie powie „mam chleb, chcesz spróbować?", nie przeszłoby mu to przez gardło. Zdobył go od Meg, która rozdzielała prowiant między swoich żołnierzy, udało mu się nawet przypiec go lekko nad ogniskiem. Do momentu zdjęcia bochenka z ognia nie miał nawet w planach się nim dzielić, ale ostatecznie uznał, że sam nie zje całego.
CZYTASZ
Ziemia Obiecana
FanfictionWyczerpane własnym konfliktem królestwa muszą zjednoczyć siły w obliczu wspólnego wroga-plan jest prosty, wykonawców dwóch, a największym zagrożeniem nie to, jakie bitwy razem stoczą, a ich własne małżeństwo. Dean, Pierwszy Syn Venandii, oraz Castie...