polecam arcydzieło w mediach i komentowanie, bym miała motywację skończyć tego tasiemca
====
Ogień płonie
A ja uczę się jak to jest być
Czymś więcej niż moje zmęczenie
Czymś więcej niż senne marzenia starej wiedźmyBo ty znajdujesz się w moim świecie
Znajdujesz się w moim świecie
Moja głowa nie należy do ciebie, jest moja
Bo znajdujesz się w moim świecieKrzyczące, puste cienie ludzi, którzy wiedzą jak grać
Jest w porządku
Są tylko cieniami, szukającymi światła
Nie mogą zostać
Teraz piję i wznoszę toast
Za ostatniego łaskawego dobroczyńcę
A teraz się śmieję, bo śmiech to jedyne co mi zostało, tylko to mi zostałoA kiedy stanę, ci sami ludzie uciekną
Będą szeptać o mnie, bojąc się mówić głośniej
A wypowiadając moje imię, będą się trząść ze strachuBo to nie ja jestem zamknięty z tobą, rozumiesz?
To ty jesteś
Zamknięty ze mną===
Obudził się w mroku i zimnie.
Niczego innego się nie spodziewał, nie pamiętał, jak to było budzić się i czuć ciepło. Znał już tylko to, powolne mruganie, gdy wolałby znów zasnąć, bo wtedy chociaż nie czuł. Nie był świadomy lodowatego powietrza.
Nie, zimno nie było zaskoczeniem, tak samo ciemność.
Obudził się sam. To go przeraziło.
Skulił się na ziemi, książę Venandii, pierworodny króla-skulił się, drżąc na całym ciele, w rogu celi. Przez ostatni miesiąc, ba, rok, budził się z Casem. Był tam, zawsze. Mówił, że Jack przyniósł śniadanie. Przygotowywał im zbroję. Jeśli nie był w namiocie, zaraz się pojawiał, ale jego połowa łóżka wciąż tchnęła ciepłem. Ostrzył miecz, marudził na niego, ale był. Teraz nie było nikogo.
Odetchnął cicho, poruszając nieco nogami. Zabrzęczało. Czuł kajdany wokół kostek, zimny metal wrzynający się w skórę. W powietrzu unosił się zapach rdzy i kamienia, wilgoci.
-Cas?-zapytał cicho, niemal niesłyszalnie. Ciemność była gęsta, jakby miała go przygnieść, przyszpilić do ziemi.-Cas...
Płuca go bolały, opił się wody, może był już chory. Podniósł twarz z kamienia, cały zdrętwiał. Ile spał? Ile leżał, nieprzytomny?
Usiadł pod ścianą, w rogu. Cas, Cas. Gdzie był Cas? Żył jeszcze?
Chciał krzyknąć, ale wiedział, że zaalarmuje tym strażników. Byli na tym samym piętrze? Jak daleko od siebie? Lucyfer mówił, żeby rozdzielili ich najbardziej, jak tylko się dało.
Objął się ramionami. Drżał, ale nie płakał.
Topili go. Powoli. Nie mógł złapać oddechu, słyszał krzyki Castiela pod wodą. Powiedział im to, co wiedzieli. Nikt nie przyjedzie. Nawet w Latrze nikt nie wiedział, że żyją.
Co teraz zrobi Lucyfer? Pójdzie dalej? Spocznie na laurach? Wystarczy mu, że rozbił wielotysięczne wojsko?
Był szaleńcem. Mógł tak się bawić. Wysyłać ludzi na śmierć bez przyczyny. Przecież to właśnie robił. Nie miał powodu najeżdżać Venandii.
Zamknął oczy, oparł czoło na złączonych kolanach. Tyle zimnych nocy leżał przy Castielu, najdalej jak potrafił, teraz myślał tylko o tym, jak ciepło by mu było.
CZYTASZ
Ziemia Obiecana
FanfictionWyczerpane własnym konfliktem królestwa muszą zjednoczyć siły w obliczu wspólnego wroga-plan jest prosty, wykonawców dwóch, a największym zagrożeniem nie to, jakie bitwy razem stoczą, a ich własne małżeństwo. Dean, Pierwszy Syn Venandii, oraz Castie...