#26 | Ocean blue

16 4 7
                                    

   Dostrzegam jakiś nieokreślony cień. Przypomina on sylwetkę człowieka.

     Podchodzę krok bliżej, potem następny i następny. O Boże. To dziewczyna. Stoi na krawędzi dachu. Tylko po co? W jakim celu, człowiek o zdrowych zmysłach, miałby szwendać się na samej górze, niesamowicie wysokiego wieżowca. Natychmiast przychodzi mi na myśl tylko jeden powód.

     Obserwuję ją jeszcze przez moment. Widzę, że z każdą kolejną minutą urania coraz to więcej łez. Widok łamie moje serce na pół. Nie mogę dłużej czekać.

- Zaczekaj. - Odwraca się w moją stronę. Widzę strach w jej oczach. - Co robisz?

- Nie Twój interes. - Kolejna łza spływa po jej bladym policzku. Jest strasznie zimno, łza zdążyła już zamarznąć. - Odejdź.

     Podchodzę jeszcze bliżej, a wtedy właśnie dostrzegam błękit jej oczu.

- Mówię odejdź! Nie podchodź!

- Daj mi coś powiedzieć. - Biorę głęboki wdech. - Jestem San, a ty?

- Leyla. - Odpowiada oschle.

- Daj sobie pomóc. Jestem pewien, że jest ci zimno. Zejdź stamtąd, nie rób tego, o czym teraz myślisz.

- A bo co? Bo jakiś obcy człowiek, nie wiadomo skąd, prosi mnie bym zaprzestała? Jak już mówiłam, proszę być odszedł.

- Przypomnij sobie każdą szczęśliwą chwilę ze swojego życia. - Nie odpuszczam.

     Wiem, że ją znam. Nachodzi mnie myśl. To ta dziewczyna. Mieszka w tym bloku i ja również. Codziennie rano widzę ze swojego balkonu, jak wiesza ubrania. Dlatego skądś kojarzyłem te błękitne oczy.

- Szczęście? W moim życiu nie ma takiego czegoś jak szczęście. - Żachnęła się.

- Pewne rzeczy istnieją, nawet jeśli się w nie nie wierzy. - Przypominam sobie słowa matki, które na każdym kroku powtarzała.

- Spójrz, proszę, prawdzie w oczy. - Znów spogląda na mnie. - Taka jest, kurwa, rzeczywistość.

- Przecież nikt nie powiedział, że w rzeczywistość trzeba wierzyć.

     Łapiemy kontakt wzrokowy. Widzę, że szuka słów na odpowiedź, na przekonanie mnie. Jednak nie mam najmniejszego zamiaru odpuścić, kiedy tak blisko jestem celu. Tylko głupiec mógłby tak zrobić. A przecież nie jestem głupcem, prawda?

- Rzeczywistość, to coś co nie znika, kiedy przestaje się w to wierzyć, San. - Wiatr sprawia, że jej rude włosy zasłaniają jej całą twarz.

     Ma rację. W niej jest coś takiego, czego nie potrafię określić. Sposób, w jaki wypowiedziała moje imię... W jej ustach, brzmi ono całkiem inaczej.

- Widzisz świat tylko na czarno i szaro. A może warto dostrzec również inne barwy? Rozejrzyj się dookoła. Tak wielu ludzi nas otacza, tak wiele przedmiotów, a nawet rzeczy, o których nie mamy bladego pojęcia. Chciałabyś stracić to wszystko, nim zaczęłaś to mieć? To, że teraz twoje życie nie jest usłane różami, nie oznacza, że zostanie tak na zawsze.

- Masz taką pewność? Możesz mi obiecać, że tak właśnie będzie? - Mija kilka sekund milczenia. - Więc właśnie.

     Tak, mogę obiecać, myślę. Ale czy na pewno jestem w stanie dotrzymać tajemnicy? Czy jestem w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo?

     Dostrzegam, że rozmyśla nad czymś. Przygryza policzek od środka i patrzy w jeden punkt. Jej nos, jak i zarówno policzki stają się czerwone z zimna.

- Żyję, bo żyję. Załóż mi linę na szyję... - Zaczyna snuć smętną melodię. - Chcę umrzeć, chociaż na chwilę. - Urywa, a kolejna łza kapie na ziemię. - Bo jak idiotka w szczęście uwierzyłam. - Kończy, a ja mam tak ogromną ochotę, by złapać ją w ramiona i nigdy nie puścić.

     - Może warto uwierzyć w to, że kiedyś jeszcze będzie lepiej? Powiadają, że móc, znaczy chcieć.

     Patrzy na mnie przeszklonymi oczami, a ja czuję jak łzy zbierają się w moich. Świst wiatru sprawia, że atmosfera jest jeszcze bardziej napięta.

- Spodziewaj się rozczarowania, a nie będziesz rozczarowany. - Ściera łzę, ale widzę, że spływają kolejne. Jedna po drugiej.

     Nie myślę nad tym, co teraz powiem. Słowa po prostu wypływają z moich ust.

- Bo widzisz, synonim życia to żart... - Zaczynam nucić. - A my musimy mieć w zanadrzu kilka dobrych, niezawodnych kart. - Kończę.

- To nie jest oryginał.

- Improwizowałem. - Uśmiecham się, a za moment widzę, że ona również. Czy to możliwe, że kiedy się uśmiechnęła, jej oczy stały się jeszcze bardziej niebieskie?

     Siada na krawędzi, przyciska kolana do klatki piersiowej i spuszcza głowę.

     Czekam jeszcze chwilę, a następnie bez wahania podchodzę do niej. Ściągam swoją kurtkę i okrywam nią jej zimne, niemal gołe (zakryte pod cienką koszulką) plecy.

     Wzdryga się, a ja delikatnie zbliżam się. Dotykam jej trzęsące się dłonie, po czym chowam je w swoich. Są zimne, nie pozwalam więc, by dostało się do nich więcej mroźnego powietrza. Patrzy na mnie. Widzę to i uśmiecham się delikatnie. Za moment również spoglądam na nią. Jej oczy, niczym błękit oceanu i szelmowski uśmiech. Niebo na ziemi jednak istnieje. W jej spojrzeniu jest równocześnie początek, jak i koniec mojego świata.



Od autorki:

Dzisiaj shot w troszeczkę innej formie. Cała historia z perspektywy Sana ;)

Domyślam się, że shot trochę smutny, ale obiecuję, że w pobliżu walentynek pojawi się coś bardziej przyjemnego.

Z wielką chęcią przyjmę również jakieś ciekawe pomysły, na dalsze shoty ;)

Dziękuję każdemu, kto poświęca czas na czytanie!

Miłego dnia/ wieczoru <3

ATEEZ- One ShotsWhere stories live. Discover now