Zastanawialiście się kiedyś na tym, jakie to uczucie, kiedy Twoja własna matka wybiera kochanka, a nie Ciebie? Nigdy o tym nie myślałem, bo nawet by mi to do głowy nie przyszło. Ale właściwie, to nie czułem nic. Kompletna pustka. Jakby ktoś zabrał mi ten rozdział z życia. Wyrwał te kilka stron z książki, spalił i nigdy nie zwrócił. Coś było i nagle tego nie ma.
"Posprzątaj w moim pokoju, Wooyoung", "Nie powinieneś nazywać się moim synem, Wooyoung", "Zejdź mi z oczu, Wooyoung". To nigdy nie było tak, że miałem z matką dobre relacje. Raz było źle, a raz było gorzej. Za nic na świecie, nie dało się sprawić, że ona zmieni nastawienie, przejrzy na oczy i stwierdzi: To mój syn. Jedyny. Chroń go.
Po prostu nie byłem numerem jeden. Aż do pewnego momentu. Do momentu, gdy nie poznałem Hongjoong'a.
Zaczęło się chyba jakoś tak, że po przegranej mojej drużyny przywaliłem mu w ryj. Ten mi oddał. Przegraliśmy tylko dlatego, że Hongjoong podłożył mi nogę. Razem wylądowaliśmy u dyrektora. Zaczęliśmy się śmiać. Bez powodu.
- Oszukiwałeś! - Wskazałem na niego palcem.
- Nieprawda.
- Oj, stary, prawda.
- Mogę żałować wszystkiego, ale nie tego, że Ci oddałem - Wydusił z siebie pomiędzy napadami śmiechu.
- Tak, tak - Zabrakło mi powietrza i złapałem się za brzuch - Ale to ja za żadne skarby świata nie zrzucę winy na siebie.
- Wydaje mi się, czy dyrektor poszedł po szmaty, abyśmy wspólnie sprzątając mogli się "zintegrować"? - Spojrzał na mnie.
- Nie, on poszedł zadzwonić do naszych rodziców.
- Co ty, życia nie znasz? Mogę się założyć, że obsłudze sprzątającej da wolne na minimum tydzień.
- Ale najpierw zadzwoni do starych i powie, że nie takiego zachowania oczekiwał od naszych nazwisk, tra la la...
- Nie cierpię Cię, Hongjoong - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Ja Ciebie również, Wooyoung - Także się uśmiechnął. Miał bardzo ładny uśmiech.
Spodobało mi się wtedy w jaki sposób wypowiedział moje imię. Chciałem, by ciągle mówił do mnie w ten sposób.
- Zjeżdżamy stąd? - wypaliłem.
Spojrzał na mnie z chwilowym zawahaniem, wciągnął powietrze, wypuścił je i odpowiedział:
- Migiem.
Od tamtej akcji minęło już siedem lat. Obecnie mamy po osiemnaście. W dniu, w którym w jeden chwili go nienawidziłem, a w drugiej siedziałem w jego pokoju i grałem z nim na komputerze, dosłownie mogłem spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że ten gościu zostanie moim przyjacielem. Najlepszym z możliwych. Że dla kogoś będę mógł być wsparciem i z wzajemnością.
Na moje osiemnaste urodziny, zaprosiłem go do siebie. Żadnego alkoholu, narkotyków, czy imprez. Po prostu chciałem, aby w tym dniu Hongjoong był ze mną. Weszliśmy więc do salonu. Na kanapie siedział partner matki.
Naprawdę go nie cierpiałem. On nie cierpiał mnie. Dlaczego? Nie wiem, był za głupi i za bardzo zapatrzony w siebie, abym mógł go choćby tolerować w swoim towarzystwie. Takiego sobie matka wybrała. Zastanawiałem się czasami, co w nim widziała. Ja widziałem egoistę.
- Nie przywitasz się? - Zapytał.
- Nie.
Zgarnąłem paczkę ciastek z szuflady i dwie puszki energetyków.
- Zostaw to, do cholery! - Wydarł się.
- A co mi zrobisz? Zabijesz mnie? - Prychnąłem.
Hongjoong stał niewinnie na schodach, czekając aż do niego dołączę. Ten facet był ewidentnie naćpany. Nieraz widziałem go w podobnym stanie, ale dzisiaj przeszedł sam siebie. Mieliśmy ze sobą naprawdę ostro na pieńku.
- A właśnie, że zabiję! - Właśnie w tym momencie dostrzegłem czarną spluwę, którą zaczął wyciągać z kieszeni z tyłu spodni.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś głupi, nieśmieszny żart.
- Mam ciebie serdecznie dość! Wyskakujesz z każdej szafy, ty głupi, tępy gówniarzu! A ty? - Wskazał palcem na mojego przyjaciela - Pedał? Weź się stąd wynoś!
- Nie, my jesteśmy tylko przyja...
- Stul pysk! - Przyłożył broń do miejsca tuż pod moimi żebrami.
Zrobiło mi się gorąco. Wciąż do końca nie wierzyłem, że byłby w stanie to zrobić. Widziałem strach w oczach przyjaciela i błagałem go wzrokiem by uciekał.
- Proszę go zostawić! Błagam, niech go pan puści! - Podbiegł i zaczął mnie wyszarpywać z objęć mężczyzny.
W odpowiedzi dostał w twarz. Upadł na podłogę i jęknął z bólu.
- Chyba najwyższa pora, by pozbyć się problemu, który utrudnia mi spokojne życie, młodzieńcze.
- Czyś ty do reszty oszalał?! - wykrzyknąłem. Ten tylko ścisnął mnie bardziej.
Wtedy zrozumiałem. On mówił poważnie. Nie żartował. Broń była prawdziwa. To nie był sen. Hongjoong faktycznie leżał na podłodze ze łzami w oczach, nie wiedząc co ma zrobić. Dławił się. Szlochał.
- Wypieprzaj z tego domu, albo zrobię z tej twojej twarzyczki obraz nie do poznania. Nawet Bóg cię nie pozna - Ostatni raz spojrzałem na przyjaciela. Cały się trząsł.
- Strzelaj - Uśmiechnąłem się - Jestem ateistą.
I strzelił. Czy się bałem? A po co miałbym? Tylko głupcy się boją. Zemsta będzie naprawdę słodka. Lepsza niż te ciasteczka, które upadły razem ze mną.
Jedyne, co dostrzegłem, były dłonie Hongjoong'a obejmujące moją twarz. Nie widziałem tego pięknego uśmiechu. Widziałem strach. Krzyczał coś. Wrzeszczał. Musnąłem delikatnie palcem jego policzek, po czym zamknąłem oczy.
Od autorki:
Przysięgam, że w mojej głowie wyglądało to lepiej.
Wcale nie chciałam, żeby wyszło tak dramatycznie. Ze względu na to, że chyba nie bardzo potrafię pisać takie rzeczy, w najbliższym czasie powstanie druga część. Nie planowałam tego, ale w mojej głowie powstał już zarys. I tak, dla jasności: to będzie pierwsza praca, w której główni bohaterowie się w sobie zakochują, będąc tej samej płci. W dodatku, ze szczęśliwym zakończeniem. Możecie być ze mnie dumni.
Do zobaczyska!
YOU ARE READING
ATEEZ- One Shots
FanfictionTak jak w tytule, czyli One Shoty z Ateez. W głównych rolach członkowie zespołu i bohaterka. Shoty nie mają ze sobą powiązania, chyba że są podzielone na części. Zapraszam do czytania <3 Okładka stworzona przez @army_bts_joss_7 ; ) UWAGA! W niek...