Epizod szósty

285 16 5
                                    

Oikawa opuścił lotnisko i wyszedł prosto na niebotycznych rozmiarów parking przed nim. Rozejrzał się po najbliższej okolicy, ale nigdzie nie dostrzegł żadnej znajomej twarzy, dlatego sięgnął do kieszeni swojego płaszcza po komórkę, gdzie w ostatniej wiadomości przychodzącej miał instrukcje dotyczące miejsca postoju swojego transportu. Raz jeszcze przeczytał wysłane mu wskazówki, a potem ruszył w prawo, ciągnąc za sobą swoją walizkę na kółkach.

Podróż z portu lotniczego Buenos Aires-Ezeiza do portu lotniczego Narita wcale nie jest taką prostą sprawą i zajmuje prawie trzydzieści godzin z przesiadką w Amsterdamie. Oczywiście Oikawa w trakcie starał się spać, ale to i tak nie zmieniało faktu, że aktualnie czuł się jak chodzący zombie. Miał jednak nadzieję, że szybko to odeśpi i pozbędzie się uciążliwego jet laga.

Na razie jednak musiał dostać się do samochodu swojego przyjaciela, który nie był na tyle uprzejmy, żeby po niego wyjść. Oikawa doceniał, że po niego przyjechał oraz że będzie mógł u niego przenocować, ale jednak nie mógł się powstrzymać od złorzeczenia na jego brak serca. W końcu Tooru ledwo co tu zipał po tej całej podróży.

W końcu Oikawa wśród licznych samochodów wypatrzył znajomą, czarną toyotę. Chociaż tak naprawdę na żywo widział ją po raz pierwszy. Już od dawna nie wracał do Japonii, więc tego typu rzeczy mógł podziwiać jedynie dzięki sile internetu oraz aparatów fotograficznych.

Uśmiechnął się na widok mężczyzny, który aktualnie stał z założonymi rękami, opierając się o swoje auto.

— Iwa-chan! — krzyknął już na wstępie. — Ale żeś się postarzał! Słowo daje, wideo rozmowy zupełnie tego nie oddają.

— Oikawa. — Iwaizumi przewrócił oczami. — Ledwo postawiłeś stopę w Japonii, a już mnie wkurwiasz.

— Kim byłbym, gdybym odmówił sobie tej przyjemności?

W końcu Oikawa znalazł się zaledwie metr od Iwaizumiego, więc jego przyjaciel odbił się od samochodu i pokonał dzielącą ich odległość. Od razu zamknął szatyna w szczelnym uścisku.

— Dobrze cię widzieć, Oikawa — powiedział wprost do ramienia swojego najlepszego przyjaciela.

— Ciebie również. Mam wrażenie, jakbyśmy nie widzieli się latami.

— Bo tak było, idioto.

Przez chwilę trzymali się jeszcze w uścisku, aż w końcu Iwaizumi puścił Oikawę i odsunął się na stosowną odległość. Ich chwila przyjacielskiej czułości i okazania wzajemnej tęsknoty minęła i znów wrócili do bycia sobą. To było w sumie bardzo pocieszające, że mimo upływu lat wciąż tak dobrze się rozumieli i potrafili być sobą w swoim towarzystwie.

— Jak lot? — zapytał Iwaizumi.

— Męczący — odparł Oikawa, wzdychając ciężko. — Dobitnie przypomniałem sobie, dlaczego nigdy wcześniej nie wracałem do Japonii.

— Nie żeby ktoś tu na ciebie czekał.

— Jak wrednie, Iwa-chan! Dobrze, że Argentyna jest na tyle uprzejma, że aż dali mi nawet swoje obywatelstwo.

— Czyli udało ci się?

— Wiadomo.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami i wymieniali zadowolone uśmiechy. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę w tego, co oznacza dla nich stanie po przeciwnych stronach barykady – Hajime jako atletyczny trener reprezentacji Japonii, a Tooru jako rozgrywający Argentyny. Zapowiadały się naprawdę ciekawe Igrzyska Olimpijskie już za rok.

Mój osobisty MVPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz