Chapter 16

471 82 156
                                    

Kiedy tylko zjedliśmy kolację, (oczywiście jeszcze biorąc prysznic) razem z Karlem zostaliśmy odprowadzeni do pomieszczenia, w którym wcześniej przebywałem. Za namową dziewczyn dostaliśmy swoje pościele oraz świeczkę, aby nie siedzieć w całkowitej ciemności. Nie dali nam jednak zapałek, ponieważ i tak potrafiłem posługiwać się ogniem. 

- Masz tu jeszcze gdyby cię zaatakował. - powiedział Tommy, a następnie podał mi wykreowany przez niego paralizator. Szybko jednak kiedy rozpoznałem przedmiot, oddałem mu go, od razu patrząc na niego zły. 

- Nie przyjmę, żadnej broni, która może mu zrobić krzywdę. Możecie już iść, poradzimy sobie przez noc. - odpowiedziałem, a następnie, zamknąłem za sobą drzwi. Usłyszałem jeszcze, jak zamykają nas na klucz, a chwilę później wszystkie głosy ucichły, zostawiając nas w całkowitej ciszy. Podszedłem do materacy, a następnie położyłem się na jednym z nich, zostawiając chłopakowi miejsce przy ścianie. - Chcesz iść od razu spać? - spytałem, podnosząc lekko głowę, aby spojrzeć na chłopaka, który stał cicho przy ścianie. 

- Czemu nie przyjąłeś tego paralizatora? Mógłbyś się obronić, a teraz jesteś bezbronny. - odpowiedział pytaniem, na co westchnąłem cicho. 

- Usłyszałeś, co powiedziałem. Nie przyjmę niczego, co mogłoby cię skrzywdzić. - powiedziałem, a następnie poklepałem miejsce obok siebie, sygnalizując chłopakowi, że może się obok mnie położyć. Te zrobił to powoli i ostrożnie, a nie całą chwilę później leżeliśmy obok siebie — ja patrząc w sufit z rękami pod moją głową, a drugi obrócony do mnie tyłem, leżąc na boku. 

- Nie boisz się? - spytał blondyn, po dłuższej ciszy, nadal nie patrząc na mnie. Nie odpowiedziałem od razu na zadane mi pytanie, chcąc się głębiej nad nim zastanowić. 

- Strach towarzyszy mi tutaj cały czas. Odkąd pierwszy aż obudziłem się w tym miejscu. Nie wiem, gdzie jestem, kto nas porwał, po co nas zabrali. Boję się także o to co teraz się dzieje z moją rodziną oraz przyjacielem, którego mam. Po tym co usłyszeliśmy od Jacka, nie boję się tak bardzo tego mordercy. Wiedząc, że jednak się  po prostu obudzę mi teraz, tak bardzo nie przeszkadza jak wcześniejsza myśl o tym, że umrę i stracę wszystko. - odpowiedziałem, patrząc tępo w jeden punkt. Usłyszałem, jak chłopak obraca się, więc od razu obróciłem swoją głowę, w jego kierunku, aby na niego spojrzeć. 

- Jesteś bardzo odważny. - zaczął chłopak, na co chciałem od razu zaprzeczyć, jednak przerwałem tak szybko, jak jego wskazujący palec znalazł się na moich ustach. - Siedzisz właśnie w jednym pomieszczeniu z mordercą i się bardziej boisz o swoją rodzinę niż o własne życie. Osobiście teraz po tym co usłyszeliśmy, boję się samego siebie. Bardzo przeraża mnie świadomość, że ktoś użył mojego ciała, aby zabić innych. - powiedział, powoli opuszczając swoją dłoń z moich ust, wić chwyciłem ją i lekko ścisnąłem, chcąc dać mu jakieś wsparcie. 

- Nie wiem, jak musisz się czuć, słysząc go oraz pewnie czując, że ktoś oprócz ciebie jest w twoim ciele, jakkolwiek to nie brzmi, ale chciałbym, abyś pamiętał, że pomogę ci uwolnić się od niego. Myślę, że powinniśmy jednak odejść od tego trudnego tematu. Patrz, tam jest Bob. Bob jest pająkiem, który siedział sobie tutaj ze mną. - powiedziałem, zaraz po tym pokazując na stworzenie. Nie spodziewałem się jednak, że chłopak otworzy szerzej oczy, a następnie przytuli się mnie mocno, zaciskając pięści na mojej koszulce. 

- Zabij go. Mam straszą arachnofobię, nie przeżyję tutaj teraz z wiedzą, że są tu te pomioty szatana. - odpowiedział chłopak, na co spojrzałem na niego. Nie zabiję Boba. 

- Nie zabiję go, to mój kumpel. 

- W takim razie sam to zrobię. - powiedział chłopak, na co podniosłe jedną brew patrząc na niego. 

- Chętnie to obejrzę. - odpowiedziałem, patrząc z lekkim uśmiechem, jak chłopak niepewnie wstaje z materaca, cały czas parząc na pająka. 

- Jezus Maria, Nick on się rusza. - usłyszałem od chłopaka, na co się zaśmiałem. 

- Ty też. - odpowiedziałem, a następnie zaśmiałem się mocniej, kiedy chłopak w strachu psiknął krótko. 

Nie zauważyłem kiedy ten stracił swoją równowagę, na nie zbyt stabilnych materacach, a następnie poleciał na mnie. W jednym momencie poczułem, jak kolano chłopaka dość boleśnie uderza w moje krocze, niszcząc moje szanse na dzieci (których i tak nie chciałem mieć) a sekundę później na moich ustach znalazły się te blondyna. Nasz pocałunek nie traw jednak bardzo długo, ponieważ, dosłownie, chwilę po tym jak nasze usta się zetknęły, chłopak odsunął się, siadając na moich udach. 

- Jezu przepraszam. - wyszeptał od razu cały zarumieniony. Sam leżałem w dość dużym szoku, jeszcze rejestrując, co przed chwilą zaszło. 

- Myślę, że właśnie zapewniłeś mi bezpłodność. - powiedziałem, na co chłopak szybko zorientował się, co musiał jeszcze zrobić, więc szedł ze mnie, siadając na materacach. 

- Nick, naprawdę przepraszam. Nic ci nie jest? - spytał, patrząc na mnie niepewnie. 

- Nic mi nie jest. Będę żyć. Tobie się nic nie stało? - odpowiedziałem, podnosząc się do siadu, aby lepiej widzieć posturę chłopaka. 

- Nie nic. Może chodźmy spać? - zaproponował, na co od razu się zgodziłem. Szybko ułożyliśmy swoje poduszki oraz kołdry na materacach, a następie weszliśmy pod nie, odwracając się do siebie tyłem. Z pomocą swojej umiejętności zgasiłem świeczkę, która była jedynym źródłem świata w tym momencie. Powiedziałem jeszcze chłopakowi "Dobranoc" a następnie pozwoliłem, aby moje myśli wyciszyły się, na tyle, abym mógł zasnąć. Szybko poczułem także że chłopak pomimo kołdry trzęsie się z zimna, więc odwróciłem się do niego przodem, a następnie delikatnie dotknąłem jego ramię. 

- Chcesz się do mnie przytulić? Będzie ci cieplej, bo widzę, że się trzęsiesz z zimna. - powiedziałem cicho i kiedy po kilkusekundowej ciszy nie dostałem odpowiedzi, chciałem się odwrócić, jednak przerwał mi chłopak, który obrócił się do mnie przodem, a następnie delikatnie wsunął się pod moją kołdrę, przytulając się do mojego torsu. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a następnie ponownie zamknąłem oczy, tym razem zasypiając. 

Obudziłem się gwałtownie, czując, jak powietrze dopływające do mojej twarzy zostaje brutalnie zabrane. Szybko domyśliłem się, że chłopak musiał zmienić osobowość i oczywiście zacząłem próbować się jakoś uwolnić. Jako iż ciało Karla nadal byłe słabsze od mojego, udało mi się go odepchnąć, a następnie wstałem gwałtownie z materacy, od razu odsuwając się od niego. 

- Uroczo spaliście razem, jednak nie mogłem pozwolić wam dalej tak trwać. Psujesz mój plan. - powiedział chłopak, swoim głosem, który jednak brzmiał inaczej. - W końcu jednak możemy się spotkać na żywo. Tutaj wirus, który kontroluje twojego kochasia — Dream. - dopowiedział, a następnie popatrzył na mnie, wzrokiem tak bardzo obcym od tego Karla. 

✅ Hunting game // Karlnap [Zakończone] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz