- Uroczo spaliście razem, jednak nie mogłem pozwolić wam dalej tak trwać. Psujesz mój plan. - powiedział chłopak, swoim głosem, który jednak brzmiał inaczej. - W końcu jednak możemy się spotkać na żywo. Tutaj wirus, który kontroluje twojego kochasia — Dream. - dopowiedział, a następnie popatrzył na mnie, wzrokiem tak bardzo obcym od tego Karla.
Zanim zdarzyłem zarejestrować chłopak ponownie rzucił się na mnie chcąc jakoś zaatakować. Na moje nieszczęście w tym składziku było dość dużo przedmiotów, dzięki którymi wirus mógł mnie zabić. Poczułem jak moje plecy brutalnie uderzają o ścianę za mną, ze zbyt dużą siłą jak na dość wątłe ciało chłopaka.
- Zostaw mnie kuźwa. - powiedziałem, powstrzymując się od kopnięcia chłopaka.
- To jest genialne! - powiedział głośno wirus, zaraz po tym śmiejąc się genialnie - Nic mi nie zrobisz, bo jestem w ciele twojego chłopaczka. Jeśli mi coś teraz zrobisz to jedynie on ucierpi. - dopowiedział, na co jedynie zacisnąłem zęby wiedząc, że ma rację. Nie chciałem aby Karl (nawet jeśli teraz chłopak nie był sobą) ucierpiał, więc nie chciałem z nim w ogóle walczyć, a co dopiero używać swojej zdolności. Zmusiłem się jednak aby chwycić mocno chłopaka za ramiona, a następnie odepchnąłem go na tyle mocno, aby ten mnie puścił. Szybko chwyciłem za pierwszą lepszą rzecz jaka leżała obok mojej dłoni, jak szybko się przekonałem był to kij do hokeja dla dzieci.
Widziałem, że wirus nie był zbyt długo oszołomiony moim anty atakiem, bo niecałą chwilę później chwycił leżący na ziemi kij baseballowy, a następnie ponownie ruszył w moim kierunku. Nie biegł jednak a powoli szedł, uderzając kawałkiem drewna o prawie każdy przedmiot dzielący go ode mnie. Zarejestrowałem to jak wirus uniósł kij aby mnie zaatakować, jednak po chwili poczułem jak uderzenie następuje w okolicach tyłu mojej głowy. Zdziwiony poleciałem na ziemię, na chwilę nawet nie potrafiąc się ruszać, oraz mając czarny obraz przed oczami przez szok.
- J-Jak ty to? - spytałem kiedy, chłopak przycisnął swojego buta do moich pleców dobijając mnie do ziemi.
- Jego umiejętność, tak bardzo ułatwia mi pozbywanie się was. - odpowiedział, a następnie ponownie się zamachnął aby mnie zaatakować jednak zmusiłem się, do chociaż minimalnego odsunięcia się w któraś ze stron, aby nie oberwać w kręgosłup. Przyjąłem jednak uderzenie, na swoją łopatkę zahaczając o swoje ramię. Zignorowałem to, że usłyszałem jak jakaś kość mi się łamię, a następnie ponownie spróbowałem się wydostać. Przekląłem w myślach widząc jak nie za bardzo mi to wychodzi, a wirus po raz kolejny uderzył w bolące mnie oraz złamane ramię, na co od razu krzyknąłem głośno, czując jeszcze większy ból. Szybko obróciłem rękę tak aby była na moich plechach, a następnie pojawiłem płomień, na którego widok wirus odskoczył do tyłu schodząc ze mnie. Od razu odsunąłem się jak najdalej mogłem od chłopaka, trzymając się za ramię. Nie czekając na to co ten zrobi, odgrodziłem się ścianą ognie, uderzając jak najmocniej mogłem w rurę obok mnie z płynącą wodą.
- Próbujesz się obronić waląc w rury? - spytał wirus, patrząc na mnie z podniesioną brwią.
- Nie wiesz jak działają takie rury? Bardzo dobrze przewodzą dźwięk. - odpowiedziałem uśmiechając się do niego wrednie, a chwilę później usłyszeliśmy jak pod pomieszczenie podbiega reszta grupy.
- Nick przenieś się jak najbliżej drzwi tak aby Karl nie mógł się przedostać! - usłyszałem głos jednej z dziewczyn, na co od razu przesunąłem ogień, chcąc zapędzić wirusa pod ścianę naprzeciw drzwi. Ten jednak, że nie ruszył się nawet na centymetr, zostając w swoim miejscu.
- Nie mogę za bardzo. Jeśli poruszę ogień, którym się odgrodziłem, Karl ucierpi. - odpowiedziałem, próbując się przesunąć do drzwi.
- Zapomnij o tym, że może ucierpieć, przecież to jedynie jebana symulacja, w realu nic mu nie będzie! - usłyszałem tym razem głos Tommiego, na zacisnąłem mocniej zdrowszą dłoń na koszulce.
- Przepraszam. - powiedziałem cicho w kierunku chłopaka, a następnie odgrodziłem sobie drogę do drzwi ogniem, nawet jeśli na ścieżce stał chłopak. Widziałem jak jego ciało zaczęło się mimowolnie zginać z bólu od ognia, a na policzkach szybko pojawiły się łzy bólu.
- Otwierajcie to szybko! - zawołałem patrząc na chłopaka przepraszającym wzrokiem. Kiedy tylko drzwi się uchyliły, wyszedłem przez nie, zostawiając wirusa w środku. Chłopacy złapali moje lecące z wymęczenia oraz bólu ciało, a jedna z dziewczyn zamknęła drzwi na klucz zaraz po tym, dając jeszcze (pewnie stworzona przez Tommiego) kłódkę.
- Co ci zrobił? - spytała Niki, delikatnie dotykając mojego policzka.
- Chyba mam złamaną jakąś kość w ramieniu a oprócz tego kilkanaście poważnych siniaków. Dostałem w głowę i bark. - powiedziałem próbując nie stracić przytomności. Przymknąłem jedno oko czując uciążliwy ból głowy spowodowany uderzeniem.
- Lani zanieś Nicka do pokoju pogotowia, zaraz zemdleje a jak nie zobaczymy czy nie ma jakiegoś krwiaka, czy coś to go stracimy kompletnie. - powiedziała Caroline, na co Lani od razu pokiwała głowa na zgodę i chwile później poczułem jak byłem wzięty na barana przez dziewczynę. Stęknąłem cicho czując ból w ramieniu, a chwile później zamknąłem oczy czując jak nie mogę ich otrzymać dłużej otwartych.
~~~
Uchyliłem lekko powieki, tylko po to aby zobaczyć nade mną jakieś szkło. Nad szkłem zobaczyłem natomiast Williama oraz Caroline rozmawiających pomiędzy sobą. Moje uszy z bardzo przytłumionych dźwięków ich rozmowy wyłapały pojedyncze słowa, z których później mój mózg sam ułożył zdanie.
- Karl.... słyszałam płacz...... przeprasza nas...... nie możemy go tak...... - usłyszałem od strony dziewczyny, a następnie przeniosłem swoje bardzo rozmazujące się już spojrzenie na chłopaka.
- Nie mamy wyjścia...... jak Nick się obudzi....... nikt nie może tam przyjść....... - zrozumiałem, a sekundę później ponownie zamknąłem oczy po raz kolejny odlatując.
Przepraszam Karl.
CZYTASZ
✅ Hunting game // Karlnap [Zakończone] ✅
Fanfic!!!TW!!! Szesnastu zwykłych nastolatków, gdzie każdy prowadził swoje życie i zajmował się swoimi problemami. Pewnego dnia obudzili się w zupełnie innym miejscu. Nikt nic nie pamiętał, jednak wiedzieli, że muszą sobie pomagać, aż się stamtąd nie wydo...