Epilogue

263 54 67
                                    

Wkroczyłem do szpitala trzymając w dłoniach mały bukiet kwiatów. Dobrze już znałem drogę do sali, w której leżał mój ukochany, w końcu przychodziłem tu prawie codziennie przez ostatnie dwa miesiące. Bolało mnie jedynie to, że nie udało mi się przyjść tutaj w ostatnich dniach, jednak chciałem to naprawić, przynosząc większy bukiet niż normalnie. Wszedłem po schodach na drugie piętro, a następnie skręciłem a prawo idąc przez dość długi korytarz, aż w końcu dotarłem do sali numer dwieście osiemdziesiąt pięć. Od razu otworzyłem do niej drzwi i wszedłem do środka uśmiechając się lekko. 

- Hej Kar- powiedziałem jednak szybko zobaczyłem, że łóżko, na którym powinien leżeć mój ukochany, jest pusto. Momentalnie moje ciało ogarnęła panika, przez którą dobrą minutę stałem w miejscu nie wiedząc, co zrobić. Kiedy jednak tylko się obudziłem z szoku, moje dłonie puściły kwiaty, a następnie wybiegłem z pomieszczenia prosto do pokoju lekarzy i pielęgniarek. W środku były kobiety, które znałem, ponieważ zajmowały się Karlem kiedy czasami u niego siedziałem. - Przepraszam, ale gdzie jest pacjent z sali 285? Został przeniesiony na inny odział? - spytałem gorączkowo patrząc wystraszony na kobiety. Jedna z nich uśmiechnęła się do mnie lekko, a następnie podeszła bliżej mnie. 

- Obudził się kilka dni temu i za pozwoleniem lekarza został wypisany. - odpowiedziała, na co znowu zatrzymałem się na dłuższą chwilę. Obudził się? Powinienem się cieszyć, więc jednak czemu czułem jak moje serce właśnie rozpadło się na kilkanaście tysięcy kawałków? Może to przez to, że nie miałem żadnej możliwości skontaktowania się z nim? Cicho podziękowałem za informację, a następnie odszedłem do wyjścia ze szpitala. 

Tak chyba czują się osoby ze złamanym sercem. 

~~~

- Nick, obudź się, jest przerwa obiadowa. Chodźmy na stołówkę - usłyszałem zaraz przy moim uchu głos mojego przyjaciela, na co mimowolnie otworzyłem swoje oczy, podnosząc głowę z teraz bardzo wygodniej ławki, z lekkim uśmiechem.

- Jak bardzo nie chce mi się wstawać, tak chętnie się z tobą tam wybiorę, bo jestem dość głodny - odpowiedziałem, zaraz po tym podnosząc z ziemi swój plecak oraz wstając z krzesła, na którym spędziłem ostatnią godzinę mojego nadal niezbyt ciekawego życia.

- Dzisiaj dają nuggetsy i frytki, więc możemy zrobić deala, ja ci dam cztery nuggetsy a ty mi oddasz sałatkę. - powiedział blondyn, idąc zaraz za mną do wyjścia z klasy. Ramię w ramię ruszyliśmy w kierunku schodów na niższe piętro, aby dotrzeć do stołówki, gdzie mieliśmy plan zjeść obiad. 

Luke, po moim nagłym powrocie stał się jeszcze bardziej wyczulony na to, gdzie się znajduję oraz co robię w szkole, jednak nie przeszkadzało mi to w obecnej chwili. Wolałem, aby teraz był cały czas przy mnie, niż abym znowu wpadł w jakieś rządowe eksperymenty. Poza tym sam tęskniłem za głupią twarzą tego dupka, jego żartami, wspólnymi wypadami na deskorolki czy zwykłe granie przez komputer w Valoranta. 

- Już tak dobrze mi się zasypiało. - powiedziałem pod nosem, idąc powoli po schodach za blondynem. 

- Znowu miałeś koszmary? Mówiłem, abyś do mnie dzwonił kiedy miałbyś jakiekolwiek problemy ze snem - powiedział, kładąc swoje ramię na moich barkach tak, aby się trochę na mnie powiesić, na co uśmiechnąłem się do niego przepraszająco. 

- Nie tyle, co koszmar, co moi sąsiedzi stwierdzili, że druga w nocy to idealna pora na zbyt późne rozmnażanie się. 

- To jednak dobrze, że nie zadzwoniłeś. - odpowiedział, na co spojrzałem na niego, z podniesioną brwią. 

- Z darmowego porno nie chciałeś skorzystać? - powiedziałem, opierając się o ścianę pomiędzy piętrami, aby wyciągnąć z plecaka portfel, aby sprawdzić, czy starczy mi na kupno jakiegoś napoju oprócz wody. 

✅ Hunting game // Karlnap [Zakończone] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz