Chapter 1

848 107 174
                                    

- Nick, wstawaj kurwa, zmieniamy klasę! - usłyszałem zaraz przy moim uchu krzyk mojego przyjaciela, na co mimowolnie otworzyłem swoje oczy, podnosząc głowę z teraz bardzo wygodniej ławki. 

- Nie musisz drzeć pizdy, jakby się co najmniej paliło. Słyszę cię. Niestety. - odpowiedziałem, zaraz po tym podnosząc z ziemi swój plecak oraz wstając z krzesła, na którym spędziłem ostatnią godzinę mojego niezbyt ciekawego życia. 

- Próbowałem cię normalnie obudzić, to nie działało. Później tutaj pierwszaki przychodzą i znowu by pomyśleli, że albo martwy leżysz na ławce, albo, że jakaś balanga była. - powiedział blondyn, idąc zaraz za mną do wyjścia z klasy. Ramię w ramię ruszyliśmy w kierunku schodów na niższe piętro, aby dotrzeć do sali, w której mieliśmy ostatnią lekcję dzisiejszego dnia. 

Luke, bo tak nazywał się ten cwel, który mnie obudził, był moim najlepszym przyjacielem od bardzo dawna. Poznaliśmy się już w podstawówce, a przez to, że mieszkamy prawie naprzeciwko siebie, wszędzie spotykaliśmy się razem. Miał on kradzione około metr osiemdziesiąt wzrostu, przez które moje wysokie ego czuje się obrażane. Na głowie rosły mu włosy w kolorze ciemnego blondu, a żeby nie było im smutno, to włosy na jego brodzie postanowiły zrobić to samo co te na głowie i takim sposobem skończył on także z jasnym zarostem. 

- Już tak dobrze mi się zasypiało. Jedna nieobecność z majcy by mnie nie zabiła. - odpowiedziałem, ociężale schodząc po schodach. 

- No słuchaj mój przyjacielu, ja się tak o ciebie martwię, abyś zdał dobrze tę budę, że postanowiłem cię obudzić na sprawdzian z matematyki, który będziemy dzisiaj pisać. - powiedział, kładąc swoje ramię na moich barkach tak, aby się trochę na mnie powiesić, a ja słysząc jego słowa, popatrzyłem na niego tak gwałtownie, że któraś z moich starych kości (czyt. siedemnastoletnich) postanowiła strzelić, wydając z siebie dość głośny dźwięk. 

- To my dzisiaj sprawdzian mamy? - spytałem, powstrzymując ochotę rzucenia się przez barierkę. 

- Tak, zapowiedziany dwa tygodnie temu. Pisałem ci to wczoraj, nawet pisząc, z czego dokładnie powinieneś się nauczyć, aby dostać co najmniej dwa. - odpowiedział, a następnie otworzył butelkę swojej już prawie opróżnionej wody. 

- A udław się tą wodą. Dobrze wiesz, że nie odczytuje wiadomości od mało ważnych ludzi. - powiedziałem, opierając się o ścianę pomiędzy piętrami, aby wyciągnąć z plecaka podręcznik do przedmiotu, o którym właśnie rozmawialiśmy. 

- Napisałem do ciebie na trzech różnych platformach. - poinformował chłopak, patrząc, jak w ruchu otwieram swój ledwo żyjący podręcznik. - Temat od strony dwieście dziewiętnastej. - dopowiedział, a po otwarciu strony i przeczytaniu tytułu działu zamknąłem książkę z powrotem, zaraz po tym chowając ją z powrotem do plecaka. 

- Nie zdam. - odpowiedziałem, wiedząc, że nazwa działu w podręczniku nic mi nie mówi. Kiedy w końcu zeszliśmy na parter szkoły, w mojej głowie pojawił się genialny pomysł, który od razu musiałem wykonać. Włączyłem swój telefon, a następnie zalogowałem się na konto swojej mamy na mobidzienniku, zaraz po tym pisząc samemu sobie zwolnienie z ostatniej lekcji w planie z powodu wizyty u lekarza. Nie wiem jeszcze jakiego, ale jakiegoś na pewno. Kiedy to już zrobiłem, schowałem go ponownie do kieszeni, uśmiechając się szeroko do przyjaciela. - Nara wracam na chatę. - dopowiedziałem, zaraz po tym idąc do wyjścia z tego piekła i więzienia w jednym. 

- Jeszcze karma do ciebie wróci za uciekanie z lekcji. - usłyszałem słowa przyjaciela zza pleców, jednak nie za bardzo przejąłem się jego słowami, dalej idąc w sobie znanym kierunku. Wyszedłem z budynku, od razu idąc za szkołę, wiedząc, że tamtym przejściem po prostu będę mieć mniejszą szansę, na zostanie zauważonym. Zatrzymałem się na chwilę jednak, aby odszukać w kieszeni plecaka swoje słuchawki, kiedy usłyszałem zbliżające się do mnie kroki. Odwróciłem więc głowę, patrząc za siebie ze zmarszczonymi brwiami, jednak nikogo tam nie było. Wzruszyłem ramionami na tę sytuację, a następnie ruszyłem w dalszą drogę. 

Spokojnie pokonywałem dalsze odcinki drogi, patrząc przed siebie. Miasto, w którym żyłem, nie należało do jakoś najlepiej zadbanych. Miało dużo ciemnych uliczek, w których kręcili się niezbyt przyjemni ludzie, dlatego zazwyczaj lepszym wyjściem było chodzenie dobrze oświetlonymi chodnikami zaraz przy głównej drodze. Z ciekawszych miejsc, jakie można było tutaj znaleźć to kilka placów zabaw, jedna galeria handlowa oraz skate park, w którym przebywałem najczęściej. Pomimo iż unikałem sportu i wysiłku fizycznego, jak mogłem, tak jazda na deskorolce skradła moje serce i na szczęście nie mogę się od niej uwolnić. Często kończyłem z siniakami na całym ciele, oraz kilkoma zadrapaniami jednak takie już jest życie. Nie da się żyć, nie cierpiąc, dlatego już dawno postanowił nie przywiązywać się do nikogo, bo i tak wiedziałem, że prędzej czy później oni odejdą ode mnie. Ilość osób, do których jestem przywiązany, jest naprawdę mała i chcę, aby tak pozostało. 

Skręciłem w jedną z uliczek prowadzących do mojego bloku mieszkalnego, zaraz po tym wyciągając telefon, aby przełączyć piosenkę na kolejną. Otworzyłem jednak szerzej oczy, widząc, jak mój ciemny ekran odbił w sobie sylwetkę osoby za mną. Nie długo po tym poczułem, jak oprawca przykłada mi do twarzy szmatkę ze środkiem usypiającym. Mój umysł zarejestrował jeszcze, jak nieznajomy mówi coś do swojego urządzenia, a kilka chwil później upadłem na ziemię. 

- Pacjent numer 10023001 zostanie w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, przewieziony do Pandory. Możemy rozpocząć naszą operację. - usłyszałem czyiś głos, a sekundę później odpłynąłem myślami, sam nie wiem gdzie, całkowicie tracąc świadomość. 

✅ Hunting game // Karlnap [Zakończone] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz