Nim się obejrzałem nadeszła kolej moja i Karla. Nic nie widząc, ufnie idąc za swoim crushem, wszedłem do środka labiryntu. Byłem dość pewny siebie, do momentu, w którym drzwi się za mną nie zamknęły, a z ust mojego ukochanego nie usłyszałem dość głośnego "ja pierdole".
- Karl, coś nie tak? - spytałem, obracając lekko głowę w kierunku, z którego dobiegał jego głos.
- Nic nie widać. Jest tutaj tak ciemno, nie widzę nawet własnych stóp. - odpowiedział chłopak, na co od razu w moim umyśle pojawił się pewien pomysł. Swoją wolną dłonią, rozpaliłem nam ogień, zaraz po tym oczekując odpowiedzi drugiego, czy coś to pomogło. - Jest lepiej? - spytałem, bo sam z opaską na oczach nie widziałem różnicy.
- Minimalnie, ale jest. Teraz chociaż widzę gdzie idę. - odpowiedział chłopak, na co uśmiechnąłem się lekko.
- To prowadź, tylko wolno i ostrożnie. Uważnie popatrz co jest za zakrętem i jak coś mogę tym ogniem rzucić, więc jak coś mów. - powiedziałem, na co ten odrazu powiedział po prostu "okej". Nie wiem ile dokładnie czasu minęło, kiedy chłopak gwałtownie zatrzymał mnie, na co mimowolnie się zachwiałem.
- Coś nie tak? - spytałem, nie wiedząc czemu się się tak właściwie zatrzymaliśmy.
- Rzuć ogniem, ale nie tak prosto przed siebie tylko delikatnie do przodu. Chce sprawdzić, czy przed nami nie ma przepaści. - opowiedział chłopak, co od razu wykonałem. Nie musiałem długo czekać, na reakcje chłopaka, który widząc nawet nie wiem co, od razu odsunął się ode mnie.
- Karl? - spytałem, a następnie podniosłem opaskę, aby zobaczyć to co zobaczył chłopak. Po tym co tutaj zobaczyłem, widok zwłok chyba nie będzie robił na mnie zbyt dużego wrażenia, jednak to, co tutaj zobaczyłem zacisnęło moje serce boleśnie. Przed nami w głęboki rowie, na olbrzymich kolach, leżały ciała Tobiego i Lani. Oboje byli już martwi, jednak to, co najbardziej mnie poruszyło, to to, że dziewczyna leżała, na ciele bruneta, mocno do niego przytulona, tak, jakby chciała się schować w jego ramionach. Oczywiście oboje byli dosłownie przedziurawieni na wylot, jednak sama świadomość tego, że chłopak nadal chciał aby ta ucierpiała mniej niż on. Szybko założyłem opaskę z powrotem na oczy, zaraz po tym obracając się przodem do chłopaka aby chwycić jego dłoń. - Musimy iść dalej. Nie uratujemy już ich. - powiedziałem, a ten chwycił moją dłoń prowadząc mnie dalej za sobą. Ponownie zapaliłem nam światło abyśmy coś widzieli i dalej podążaliśmy w ciszy, próbując zaleźć wyjście.
Minęło dobre kilkanaście minut, zanim ponownie się zatrzymaliśmy. Chłopak ostrożnie mnie obrócił jedną stronę więc szybko zrozumiałem, że chłopak ponownie potrzebuje abym rozświetlił mu drogę więc ostrożnie rzuciłem ogniem w kierunku, w którym mnie obrócił. Następnie ponownie obrócił mnie, tym razem (chyba) w przeciwnym kierunku i tam ponownie rzuciłem ogniem. Minęła chwila zanim ponownie ruszyliśmy, zapewne w ten bezpieczmy korytarz. Poczułem także, jak uścisk chłopaka staje się mocniejszy na mojej dłoni, co jakoś specjalnie mnie nie przejęło, mógł się przecież po prostu bać. Zatrzymaliśmy się niedługo ponownie, a chłopak także mnie obrócił.
- Rzuć znowu tak lekko. Chyba to kolejna przepaść. - powiedział do mnie, na co od razu wykonałem polecenie rzucając ogniem przed siebie. Poczekałem chwilę, a następnie poczułem jak chłopak ponownie mnie ciągnie w jakimś kierunku.
- Zwolnij trochę, proszę, nic nie widzę i pewnie zaraz się wyjebie. - odpowiedziałem, co on po chwili wykonał idąc wolniej niż wcześniej. Dopiero po kolejnych minutach zatrzymaliśmy się, a ten ściągnął opaskę z moich oczu.
- Jesteśmy. - powiedział, a następnie ruszył szybko przed siebie, zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować. Od razu ruszyłem za nim, wchodząc po dość długich schodach na szczyt nawet nie wiedziałem czego. Dość zmachany dotarłem na samą górę, gdzie zobaczyłem jedynie cztery osoby z całej dziesiątki, jaką tutaj weszliśmy.
- Czekajcie, was jest tylko tyle? - powiedziałem patrząc na nich, z lekkim strachem.
- Tak, jesteście ostatni. - odpowiedziała Niki, wstając z ziemi, dość zmęczona. Czyli zostałem ja, Karl, William, Caroline, Niki i Ranboo.
- Minęliśmy wszystkie ciała reszty. - powiedział Karl, a następnie oparł się o ścianę.
- Znaleźliśmy tutaj kolejne łóżka, więc chyba to nasza ostatnia szansa aby pójść spać i odpocząć. - odpowiedział Ranboo, pokazując palcem na łóżka, które mogliśmy zobaczyć z małego pomieszczenia obok tego naszego.
- To chodźmy się wyspać. - zaproponowałem samemu idąc jako pierwszy w tamtym kierunku. Położyłem się na pierwszym lepszym łóżku, zaraz po tym przykrywając się i obracając tyłem do nich chcąc jak najszybciej zasnąć. Czułem, że moja energia społeczna już jest bardzo wyczerpana, więc nie miałem już żadnej ochoty na rozmawianie z nikim. Nie musiałem czekać długo aż ten zjebany morfeusz stwierdził po mnie przyjść, abym mógł nareszcie odpocząć.
Leżałem w kółku basenowym, relaksując się przyjemnie świecącym słońcem, na tym bezchmurnym niebie, które nam dzisiaj towarzyszyło. Mieliśmy środek wakacji i prawie trzydzieści trzy stopnie w cieniu, więc jak mogliśmy z moją mamą nie otworzyć naszego basenu ogrodowego. W sekundę poczułem jak moje słońce na chwilę znika i zanim się zorientowałem zostałem brutalnie zepchnięty przez fale wytworzone na wskutek skoku mojego przyjaciela basenu, z mojego kółka także lądując w wodzie. Szybko wynurzyłem się od razu uderzając go w ramię.
- Kurwa mać, a tak dobrze mi się leżało. - powiedziałem do niego, przecierając twarz swoimi dłońmi.
- Twoja mama powiedziała, że mam zebrać twoje zwłoki, abyś rozpalił ognisko. - odpowiedział przyjaciel, także przecierając twarz, a następnie uśmiechając się do mnie głupkowato.
- Jeszcze raz mi tak zrobisz kiedyś a mnie popamiętasz. - odpowiedziałem, a następnie wyszedłem z basenu, aby udać się do garażu, w którym trzymaliśmy wszystkie rzeczy potrzebne mi teraz do rozpalenia ognia. Kiedy jednak otworzyłem drzwi od razu zobaczyłem dobrze znany mi korytarz laboratorium, w którym się niespodziewanie znalazłem. Od razu obróciłem się aby zobaczyć czy za mną nadal widnieje mój ogród jednak tam korytarz ciągnął się jedynie dalej. Zacząłem iść powoli do przodu co chwilę nawołując na zmianę imiona mojej mamy oraz przyjaciela jednak nikt mi nie odpowiedział.
- Nick, posłuchaj mnie uważnie. - usłyszałem głos Jacka otaczający mnie z każdej strony, na co od razu zacząłem się obracać szukając go. - Cokolwiek by się stało, ci lekarze będą w stanie was obudzić. Do momentu, w którym nie umrzecie przez Endermana każdy się wybudzi. - dopowiedział, a następnie momentalnie otoczyła mnie ciemność.
- Jack?! - zawołałem jeszcze, jednak szybko po tym poczułem jak moje ciało spada, tym samym budząc mnie ze snu.
CZYTASZ
✅ Hunting game // Karlnap [Zakończone] ✅
Fanfic!!!TW!!! Szesnastu zwykłych nastolatków, gdzie każdy prowadził swoje życie i zajmował się swoimi problemami. Pewnego dnia obudzili się w zupełnie innym miejscu. Nikt nic nie pamiętał, jednak wiedzieli, że muszą sobie pomagać, aż się stamtąd nie wydo...