(Na potrzeby rozdziału aby nikt się nie pogubił, kwestie powiedziane przez wirusa będą zapisane tak: cum).
~~~
Ostrożnie wyszedłem ze swojego pokoju od razu rozglądając się po korytarzu, aby upewnić się, że nikt mnie jak coś zobaczy. Bardzo powoli zamknąłem za sobą drzwi, a następnie na palcach ruszyłem w kierunku korytarza, który kończył się schodami, dzięki którym mogłem się przedostać do Karla. Chciałem z nim porozmawiać na temat tego co wcześniej nam powiedział Jack, oraz upewnić się, że nic sobie nie zrobił, przez tego wirusa. W dłoni trzymałem pożyczona (na czas nieokreślony) płytę, która umożliwiała mi wejście do pierwszego pomieszczenia, a w kieszeni miałem własnoręcznie zrobiony wytrych, dzięki któremu mogłem (prawdopodobnie) wejść nawet do pomieszczenia, w którym siedział Karl.
- Wybierasz się gdzieś? - usłyszałem nagle za swoimi plecami, na co zatrzymałem się w bezruchu. Obróciłem głowę, wręcz automatycznie chowając płytę za moimi plecami. Osobą, która mnie przyłapała, był jak mogłem się spodziewać, William.
- Spacerek krajoznawczy sobie robię. - odpowiedziałem, opierając się lekko ramieniem o ścianę.
- Z moją płytą, o drugiej w nocy? - powiedział chłopak, zakładając ręce na swój tors.
- Płyta? Jaka płyta? - spytałem, jak idiota, patrząc wszędzie tylko nie na niego. Usłyszeliśmy nagle dźwięk tłumaczonego szkła, więc szybko popatrzyłem w sufit ponieważ to stamtąd dobiegł dźwięk. Nie minęła sekunda, w której oboje popatrzyliśmy an siebie porozumiewawczo a chłopak zaczął budzić każdego, podczas gdy ja pobiegłem sprintem na piętro, na którym obecnie przebywał wirus. Odetchnąłem lekko z ulgą widząc jak drzwi, które otwiera się płytą nadal są zamknięte, jednak równocześnie wiedziałem, do czego jest on zdolny jeśli chce osiągnąć swoje cele.
- Kurwa, jebane skurwysyny. - usłyszałem zza powłoki drzwi, na co uśmiechnąłem się wrednie.
- Szybko się stamtąd nie wydostaniesz. - odpowiedziałem, a zaraz po tym poczułem jak nagle upadam na ziemię. Mocno się zdziwiłem widząc właśnie wirusa, teraz siedzącego na mnie oraz trzymającego jeden z większych kawałków szkła blisko mojej twarzy. - J-Jak ty? - spytałem czując jak mój głos mimowolnie przez strach. Szybko jednak uświadomiłem sobie, że ten prawdopodobnie po prostu użył zdolności Karla, przez co miał tak naprawdę nieskończoną liczbę czasu na wydostanie się z pomieszczenia. Momentalnie oderwałem się od swoich myśli, kiedy poczułem jak szkło dotyka mojej szyi. Spojrzałem więc wirusowi prosto w oczy i wtedy zobaczyłem coś, co kompletnie w tym momencie mnie zaskoczyło.
W oczach chłopaka widziałem zbierające się łzy, podczas gdy na jego ustach, nadal widniał ten szaleńczy wręcz psychopatyczny uśmiech. Widziałem w nim, że Karl naprawdę teraz walczy z wirusem.
- Przestań walczyć głupi człowieku. - powiedział wirus sam do siebie, odsuwając się lekko ode mnie. Osunąłem się szybko od niego, przy okazji patrząc czy William nie zamierza mi pomóc (w co wątpiłem). Widziałem jak chłopak walczy sam z sobą, chcąc przejąć kontrolę z powrotem nad swoim ciałem.
- To ty przestań - usłyszałem głos tym razem o wiele bardziej podobny do samego chłopaka, na co uśmiechnąłem się lekko widząc jak ten coraz lepiej kontroluje swoje ciało. - Krzywdzić ważne dla mnie osoby. - dopowiedział, a następnie spojrzał na mnie, z lekkim, wdzięcznym uśmiechem, zaraz po tym wbijając sobie kawałek szkła prosto w gardło.
- Karl! - wykrzyczałem zaraz po tym podbiegając do niego. Szybko ściągiem z siebie koszulkę, a następnie przyłożyłem ją jak najdelikatniej do szkła aby nie mogło się przemieścić. - Debilu, co chciałeś tym osiągnąć. - powiedziałem sam do siebie, a następnie upewniwszy się, że nie poruszam dłonią, która trzymam swoją koszulkę, drugą wyciągnąłem walkie-talkie, dzięki któremu mogłem zawołać tutaj resztę.
- Przyjdźcie tu szybko, błagam! - zawołałem zaraz po tym, pozwalając aby łzy spłynęły po mojej twarzy, kończą swoją krótką przygodę na ubraniu Karla. Czułem jak moje serce zaciska się mocno, widząc jak powoli kolory ze skóry chłopaka tak jak jakiekolwiek resztki życia. Jedyne co widziałem przez rozmazaną wizję to czerwień. Krwistą czerwień, pokrywającą moje dłonie, szyję oraz coraz więcej części ubrań chłopaka.
Kolejne wydarzenia pamiętałem jak poprzez mgłę, ktoś ostrożnie najpierw położył swoje dłonie na ranie tak jak ja wcześniej, a następnie inne osoby odciągnęły mnie w głąb korytarza, na którym się znajdowaliśmy. Chciałem krzyczeć, wyrywać się po prostu nie zostawiać teraz nieprzytomnego ciała chłopaka. Wtuliłem się jak dziecko w ciało osoby, która mnie przytuliła i po prostu pozwoliłem wszystkim skrywanym lękom, oraz innym problemom teraz opuścić moje ciało.
- Spokojnie Nick, nie rozpada się na piksele więc żyje. Za chwilę przeniesiemy go do lecznicy, a tam już będzie bezpieczny. - usłyszałem głos należący do Aimee, do której najwyraźniej się przytulałem. Minęło dobre dziesięć minut zanim zdążyłem się uspokoić na tyle aby nie dusić się przy zwykłym braniu oddechu. Dopiero wtedy zauważyłem, że reszty już tutaj nie ma, tak jak ciała Karla, na co od razu się rozbudziłem.
- G-Gdzie jest. - spytałem ledwo, zaraz po tym rozglądając się na boki gorączkowo.
- Nick, uspokój się, przenieśli go do lecznicy. - usłyszałem od dziewczyny, jednak mój umysł nie mógł teraz przyjąć, że chłopak jest gdzieś indziej. Szybko poczułem jak zostaje dość mocno złapany przez prawdopodobnie paru chłopaków, a moja głowa została zatrzymana przez Aimee tak, abym nie mógł nią ruszać. Kątem oka zauważyłem jak Niki z wielkim smutkiem i współczuciem, wyjmuje z prawdopodobnie apteczki, jakąś strzykawkę zaraz po tym zdejmując z igły osłonkę.
- Naprawdę przepraszam Nick, ale w takim stanie to jedynie co ci chwilowo pomoże. - powiedziała, a następnie ostrożnie pomimo mojego ruszającego się ciała, wykonała zastrzyk od razu podając mi całą dawkę substancji do żył. Minęła chwila, a poczułem jak moje powieki robią się za ciężkie abym mógł je utrzymać otwarte, a nie całe kilka sekund później już kompletnie straciłem przytomność.
CZYTASZ
✅ Hunting game // Karlnap [Zakończone] ✅
Fanfiction!!!TW!!! Szesnastu zwykłych nastolatków, gdzie każdy prowadził swoje życie i zajmował się swoimi problemami. Pewnego dnia obudzili się w zupełnie innym miejscu. Nikt nic nie pamiętał, jednak wiedzieli, że muszą sobie pomagać, aż się stamtąd nie wydo...