I.2.

241 38 13
                                    

– Dzień dobry. Dostaliśmy zgłoszenie o wypadku – poinformował ją policjant, który wysiadł z samochodu jako pierwszy.

– Dzień dobry. To ja wezwałam pomoc. Karetka już zabrała poszkodowanego rowerzystę.

– Może nam pani powiedzieć, co tu się stało? – spytał policjant, wskazując na miejsce wypadku.

– Owszem. Szłam spacerkiem z tamtej strony parku. – Eunika wskazała kierunek, z którego przyszła. – W pewnym momencie o mało nie wpadł we mnie bardzo nieuprzejmy mężczyzna na elektrycznej hulajnodze. Zwróciłam mu uwagę, że tego typu pojazdy nie powinny się poruszać po chodnikach, ale mnie zignorował. Po krótkiej wymianie zdań odjechał. – Pominęła fakt, że ta wymiana zdań była dość osobliwa. – Nie minęła minuta, jak usłyszałam hałas kilkaset metrów dalej. To było tu. Facet na hulajnodze zderzył się z tym rowerzystą, który trafił do szpitala. Podbiegłam tu i zobaczyłam, jak tamten wstał i odjechał, a ten drugi nawet się nie ruszał. Dlatego wezwałam pomoc.

– Dobrze pani zrobiła. Poproszę o nazwisko i telefon do pani. Będziemy się kontaktować w sprawie zeznań po tym, jak upewnimy się, co z poszkodowanym.

– Proszę bardzo.

– Ma pani coś do pisania? – spytał policjant, zażenowany. – No, nie przygotowali się panowie do pracy – zakpiła w myślach, ale wyjęła z torebki długopis i kawałek kartki. Na odwrocie miała listę zakupów, ale zrobiła jej zdjęcie komórką. Na czystej stronie napisała imię, nazwisko i numer telefonu.

– Jeszcze adres poproszę. – Policjant spojrzał na nią wymownie.

– A może jeszcze pesel, numer dowodu i rozmiar stanika? – zakpiła już jawnie. Policjant, który lustrował ją wzrokiem z zainteresowaniem, zrobił się na twarzy czerwony jak pomidor.

– No, dobrze, numer telefonu wystarczy – odpowiedział, próbując odzyskać kolory. – Zadzwonimy do pani, żeby umówić się na spisanie zeznań.

– Oczywiście. Czy mogę już iść? – spytała, mając wielką nadzieję, że nic więcej się nie stanie po drodze do domu.

– Możemy panią odwieźć – zaproponował drugi gliniarz z uśmiechem, ku uciesze i jednoczesnej irytacji tego pierwszego. Biedny, nie mógł się zdecydować.

– Dziękuję, ale nie. Mieszkam niedaleko i miałam nadzieję na spokojny spacer – odburknęła Eunika, która miała już na ten dzień dość wszystkiego.

– W porządku. Do widzenia.

Policjanci wsiedli do radiowozu i odjechali, tym razem już bez sygnału. A Eunika powoli ruszyła w kierunku swojego osiedla. Piękno wczesnowiosennej przyrody już jej nie cieszyło. Ciągle brzmiały jej w uszach słowa wrednego gościa na hulajnodze. – Jeszcze nikt nigdy nie nazwał mnie czarownicą – uświadomiła sobie. – Słyszałam różne epitety. Sama nawet nadałam sobie jeden: dziecko piątku. – Kobieta uświadomiła sobie, że jej ogromny pech, który przypisywała złośliwemu przeznaczeniu osób urodzonych w piątek trzynastego dnia miesiąca, mógł rozszerzyć swoje działanie także na innych ludzi. – Nie. To na pewno był przypadek albo da się to zdarzenie wytłumaczyć racjonalnie – uznała.

Eunika wróciła do swojego mieszkania dużo później niż zwykle wracała z pracy. Pod drzwiami czekał już na nią Lui, jej ukochany czarny kot. Kocur był głodny, więc zaczął miauczeć przeraźliwie i ocierać się intensywnie o jej nogi, kiedy tylko weszła. Schyliła się i pogłaskała futrzastego atencjusza. Poczuła, jak iskierki energii przeskakują z kocura na nią i powoli się uspokoiła.

– Już, kotku, już ci daję jedzenie i wodę – powiedziała i skierowała się do kuchni.

Mechanicznie nasypała karmy i nalała wody do podwójnej miski kota. Postawiła ją na podłodze w stałym miejscu i rozejrzała się po pomieszczeniu. Z wrażenia nie bardzo chciało jej się jeść, ale od kiedy zaczęły jej się problemy z samopoczuciem i skoki glukozy we krwi, zdecydowała, że będzie się regularnie i zdrowo odżywiała. Wyjęła więc z lodówki drugą połowę wczorajszej zapiekanki warzywnej z jajkiem i serem i wstawiła do kuchenki mikrofalowej. – Irytuje mnie ta stara mikrofala – zauważyła po chwili, kiedy urządzenie zaczęło miarowo buczeć, obracając talerz z zapiekanką wewnątrz. – Mogłaby już ucichnąć.

Eunika zwróciła się w stronę lodówki, skąd wyjęła keczup, jedyny sos, bez którego nie wyobrażała sobie życia, i postawiła butelkę na stole. Potem wzięła sobie widelec z szuflady na sztućce i spojrzała na zegar mikrofalówki, który pokazywał, że pozostało jeszcze trzydzieści trzy sekundy grzania. – Szybciej!

W tym momencie zobaczyła błysk, a potem światełko wewnątrz kuchenki zgasło. – Co???

Kobieta podeszła do urządzenia i po chwili już wiedziała, że jej stara kuchenka mikrofalowa, kupiona kiedyś na wyprzedaży powystawowego sprzętu, właśnie zakończyła swój żywot. – Cholera! Musiała się akurat teraz zepsuć? – warknęła wkurzona. – Wydatki...

Eunika nie zarabiała w urzędzie kokosów, wiec musiała oszczędzać. Wydatek kilkuset złotych na nową mikrofalówkę nie wchodził w grę. Zawsze raczej jej brakowało pieniędzy niż zbywało. Nie za bardzo miała też od kogo pożyczyć, bo była pierwszym i ostatnim dzieckiem swoich rodziców. Jej matka zmarła przy porodzie. To był jeden z powodów, dla których uważała, że jej dzień urodzin był pechowy. A ojciec, który wychowywał ją jakby za karę, dołączył do swojej żony w zeszłym roku. On przynajmniej dożył sześćdziesiątki, ale zabrał go rak, który szczególnie upodobał sobie palaczy. I tak, młoda kobieta została zupełnie sama. Po rodzicach zostało jej mieszkanie w bloku z wielkiej płyty i niekończące się poczucie winy, że jej przyjście na świat zrujnowało czyjeś życie.

Kobieta ostrożnie otworzyła drzwiczki kuchenki i wyjęła ze środka nie do końca ciepłe danie. Nie miała jednak wyboru. Nie chciało jej się brudzić patelni, żeby je jeszcze trochę podgrzać, więc zjadła takie, jakie było. Felerną mikrofalówkę odłączyła od źródła zasilania i westchnęła ciężko. – Mój pech jest potężny.

W tym momencie zadzwonił jej telefon.

– Słucham? – spytała, odbierając rozmowę.

– Pani Różnicka? – spytał męski głos.

– Tak – potwierdziła.

– Z tej strony aspirant Wójcik. Chciałbym zaprosić na komendę, potrzebujemy pani zeznań – poinformował ją policjant.

– A co z tym rowerzystą?

– No właśnie... – Jej rozmówca zawiesił głos.

– Co z nim? – jęknęła Eunika spanikowana.

– Będzie żył, ale jego leczenie zajmie dłużej niż tydzień, a w związku z tym jego wypadkiem zainteresuje się prokurator. Chcielibyśmy być gotowi.

– W porządku. Kiedy mam przyjść?

– Kiedy najszybciej może panin przyjść?

– Jutro, ale dopiero po pracy.

– Ja mam jutro wolne po służbie – wyjaśnił policjant.

– A ja nie – westchnęła Eunika.

– Ale pojutrze mam znowu dyżur i będę w pracy całą dobę – zauważył aspirant.

– W porządku. Przyjdę w piątek po pracy – obiecała.

– To do zobaczenia. – Rozmówca się rozłączył, a Eunika znowu pomyślała o pechowym rowerzyście i postanowiła do niego zajrzeć nazajutrz po pracy. Chciała na własne oczy przekonać się, co mu się stało. – I pomyśleć, że gdyby nie ten burak na hulajnodze, tamten byłby cały i zdrowy.



***

Weekend w pełni, więc wpada czarownica :-) Zastanawiam się, co myślicie o pechu Euniki?

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz