VII.2.

116 21 9
                                    

Arkadiusz przyśpieszył na hulajnodze w wjechał do parku. Wiatr wiał coraz mocniej. Na horyzoncie pojawiły się błyskawice, a po chwili do uszu radcy dotarł grzmot a po chwili pierwsze ciężkie krople deszczu zaczęły spadać na jego jasny garnitur. Burza! No tylko tego brakowało – pomyślał i zaczął rozglądać się za jakimś schronieniem.

Po prawej stronie mignęła mu cukiernia. Choć Arek nie przepadał za słodyczami, cukiernia wydawała mu się teraz wspaniałym miejscem, wprost rajem na ziemi. Było tam na pewno sucho i nie dosięgłaby go burza. Skręcił gwałtownie i ruszył w kierunku potencjalnego schronienia.

Eunika swój drugi dzień pracy w cukierni rozpoczęła od przeproszenia Zofii za to, że ściągnęła ją nad ranem do swojej dżungli.

– Ależ wszystko w porządku, moja droga. Uczysz się dopiero. W zasadzie masz przyśpieszony kurs, bo gdyby twoja mama nie umarła, uczyłaby cię od dziecka.

– Martwię się.

– Niepotrzebnie. Masz jeszcze parę dni do swoich trzydziestych urodzin.

– Dokładnie jedenaście.

– Ale już coraz lepiej panujesz nad swoimi mocami. Musisz trenować opanowanie i kanalizację energii, szczególnie tej złej. Pamiętaj, że wysyłanie jej w przypadkowe miejsca zawsze źle się kończy.

– A co mam z nią robić? – spytała i nagle przypomniała sobie o tym, jak radca Czernik bał się jej machania rękami. – Biegałam dziś rano w parku i spotkałam gościa, który jest sprawcą zamieszania w moim życiu. Gdziekolwiek by się nie pojawił, tam spotykało mnie coś złego... A dziś on stwierdził, że nie chciał mojej krzywdy, próbował mnie tylko ostrzec.

– A może rzeczywiście był tylko narzędziem w czyichś rękach? – zasugerowała jej Zofia.

– On mi powiedział, że był posłańcem.

– A jeśli to prawda?

– Co masz na myśli?

– Jeśli powiedział ci prawdę, zaryzykowałabyś i zrobiła mu krzywdę?

– Nie chcę niczyjej krzywdy! Chciałabym tylko, żeby w końcu wszyscy odczepili się ode mnie i dali mi w spokoju żyć. Co ja komu zrobiłam, że się tak na mnie uwzięli? – spytała z żalem.

– Ty nic. Urodziłaś się jako ktoś wyjątkowy. Zwykłe życie nie jest ci pisane.

– A jeśli ja chcę żyć normalnie?

– Euniko, myślisz, że ja sobie wybrałam, w jakiej rodzinie przyszłam na świat? Brata? Imię nadane przez ojca? Mogłam jedynie spróbować żyć normalnie, mając do dyspozycji to, co zostało mi dane przy urodzeniu. Miałam dwóch mężów, dzieci, mam wnuki i prawnuki, a nawet jednego praprawnuka.

– To Eryk?

– Nie, on jest moim najmłodszym wnukiem, synem młodszego syna z drugiego małżeństwa. Chyba rozumiesz, że dla pierwszych dzieci i wnuków musiałam umrzeć już dawno temu? Nie zrozumieliby, że żyję sto dwadzieścia lat.

– Ile???

– Przecież ci mówiłam, że mam ponad sto lat...

– Nie wierzyłam.

– Po prostu znikłam z życia moich bliskich, a potem zmieniłam wygląd i pojawiłam się znowu w innym miejscu, zaczynając życie od nowa. Ale nigdy nie doczekałam się córki ani wnuczki.

– Czy ja też będę...?

– ...długowieczna?

– Tak.

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz