VII.7.

121 22 9
                                    

Przez następny tydzień Zofia szkoliła Eunikę, która błyskawicznie rozwijała umiejętności i uczyła się korzystać ze swojej mocy. To dawało im obu nadzieję, że nie wszystko stracone i kiedy Wilhelm powróci z całą swoją mocą i zregenerowanymi siłami, będą umiały uchronić Eunikę przed jego szatańskim planem.

Zofia grała też w szachy z Arkiem, którego umiejętności rosły z każdym dniem. I pomyśleć, że mój głupi brat nie dostrzegł, jakich ma wspaniałych synów – pomyślała z żalem. Jej zdaniem Arek i Wojtek zasługiwali na lepszego ojca.

Eunika trenowała się z wielkim poświęceniem. Wychodziła z domu rano i wracała do niego wieczorem. Jeszcze tylko raz ściągnęła Wojtka do swojego wymiaru regeneracyjnego, bo tak bardzo tęskniła. Stwierdziła jednak w końcu, że to nie ma sensu. Że lepiej, żeby był bezpieczny. Wewnętrzny głos przestał do niej mówić, co stwierdziła z żalem. Kiedy spytała o to Zofię, ta odpowiedziała, że widocznie zintegrowała już umysł z intuicją na tyle, że szósty zmył nie musi jej podpowiadać rozwiązań. Sama na nie wpada. Oby tak było – pomyślała.

W końcu przyszła sobota. To był dzień, kiedy Wojtek miał wrócić do domu po długiej nieobecności. Eunika jednocześnie przebierała nogami z ekscytacji i zanosiła się łzami, bo nie mogła się z nim spotkać. Nie miała pojęcia, że to będzie takie trudne. Kiedy jednak miała do wyboru zobaczyć go, ale narazić na podstęp jego ojca, albo nie zobaczyć i wiedzieć, że będzie bezpieczny, wolała wybrać to drugie. Została przez cały dzień w cukierni na zapleczu, ostatni raz sprawdzając, czy o niczym nie zapomniała.

– Jesteś już gotowa, moja droga – oznajmiła jej Zofia. – Teraz pozostaje poczekać do twoich urodzin i wysłać cię do świata bez magii na kilka dni.

– Nie wiem, czy jestem na to gotowa – przyznała.

– Masz do wyboru albo to, albo starcie z Wilhelmem. A ostrzegam, on nie cofnie się przed niczym.

– To prawda – przypomniał sobie Arkadiusz. – Pamiętam jak powiedział, że trzeba ci zabrać to, co kochasz najbardziej.

– Wojtek!

– Obawiam się, że to o niego chodziło ojcu – westchnął Arek.

– Nie, zostaję! Muszę go zobaczyć! – krzyknęła wtedy Eunika i wybiegła z zaplecza. Minęła zaskoczonego Eryka i nie mniej zaskoczonych klientów, i bez słowa pognała w stronę mieszkania Wojtka.

– Ona sama się naraża na niebezpieczeństwo – zauważył Arek, wychodząc z Zofią za Euniką i patrząc, jak ona znika za rogiem.

– Ma czas do swoich urodzin – stwierdziła Zofia, wzruszając ramionami. – Do tego czasu mój brat nie zaatakuje. A przynajmniej tak myślę.

Eunika biegła co sił, mijając zaskoczonych ludzi, którzy zaglądali za nią, żeby zrozumieć, co spowodowało taki szalony bieg. Nic nie zobaczyli. Dobiegła do mieszkania Wojtka i wbiegła na pierwsze piętro. Załomotała do jego drzwi. Cisza. Nie wrócił jeszcze? Ale przecież miał być z powrotem po południu, a już jest osiemnasta! Zastukała jeszcze raz i użyła dzwonka. Znowu bez efektu. W końcu wpadła na pomysł i zadzwoniła do niego.

– Halo? – spytała zdyszana, kiedy odebrał. – Gdzie ty, do cholery, jesteś?

– Ekhm, słoneczko. – Wojtek brzmiał, jakby był zakłopotany. – Miałem właśnie zapytać o to samo, tylko może mniej dosadnie. Wróciłem do siebie, wykąpałem się, przebrałem w czyste ciuchy i poszedłem do ciebie. Tylko... ciebie tu nie ma.

– Bo ja jestem pod twoimi drzwiami – westchnęła, mimo wszystko z ulgą.

– Mam wracać do siebie, wyjść po ciebie czy poczekać tu?

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz