II.4.

231 30 21
                                    

– To dla mnie miła odmiana – ucieszył się. I już nie przestawał się uśmiechać.

– Dla mnie też – musiała przyznać Eunika. Zauważyła, że kiedy się uśmiechał, wszystko wokoło wydawało się prostsze i lepsze. Tak jakby zarażał swoim optymizmem i pozytywną energią i ją, i cały świat.

– Świetny był ten makaron. Masz ochotę na deser? – spytał Wojtek z zadziornym uśmiechem, oblizując usta po pysznym obiedzie. Eunika wiedziała już, że on jej wcale nie prowokuje, po prostu taki jest, ale mimowolnie poczuła skurcz w podbrzuszu na myśl o tym, jaki inny deser mógłby mieć na myśli. – I co ja mam mu odpowiedzieć? „Tak! Mam ochotę i na deser, i na ciebie!" Weźmie mnie za wariatkę!

– Tak – odpowiedziała po prostu, patrząc mu prosto w oczy.

Wojtek zorientował się, że jego pytanie mogło być odczytane przynajmniej dwuznacznie, ale jak zwykle było już za późno, żeby cofnąć wypowiedziane spontanicznie słowa. Da mi w gębę za bezczelność i sobie pójdzie – przestraszył się. Ale Eunika zareagowała normalnie. No prawie normalnie. Poczuł uderzenie gorąca, kiedy zielone tęczówki kobiety utkwiły wpatrzone w niego. Jedno zwyczajne „tak", które opuściło śliczne różowe usta okazało się dopiero być dwuznaczne. Ma ochotę na deser czy na DESER? Jak z tego teraz wybrniesz, Wójcik?

– W takim razie proponuję najpierw coś słodkiego, a potem spacer – odpowiedział, znajdując w sobie odwagę, żeby wytrzymać to zielone spojrzenie. Miało w sobie jakąś magiczną moc, ale on się nie bał.

– Zgoda. To świetny pomysł – przytaknęła.

Eunika się uśmiechnęła. Wojtek poczuł się tak, jakby w lokalu nagle pojawiło się dodatkowe oświetlenie i źródło ciepła. Drugie słońce skumulowane w uśmiechu tej pięknej kobiety, która miała władze nad jego nastrojem. – Oczarowałaś mnie – pomyślał, ale nie odważył się tego jeszcze powiedzieć, żeby nie pomyślała sobie, że jest niespełna rozumu. Przecież dopiero się poznali.

– A na co masz ochotę? – spytał, podając jej kartę. – Ja uwielbiam pannę cottę z musem owocowym. Nie potrafię jej się oprzeć.

– Ja też jestem łasuchem – zaśmiała się przyjaźnie. – Ale po mnie to widać.

– Nieprawda. Jesteś śliczna i na tym zakończmy ten temat – odparł.

– Ma pan problemy ze wzrokiem, panie aspirancie? – zażartowała sobie Eunika.

– Gdyby tak było, wyszłoby na badaniach okresowych, szanowna pani – odparł i puścił do niej oko. – Jestem zdrów jak ryba.

– W takim razie poproszę o tiramisu – stwierdziła, oddając mu kartę. – Niech łasuch też coś ma od życia.

Wojtek nie uważał, żeby po Eunice było widać łakomstwo, ale kolega pouczył go kiedyś, żeby nigdy nie poruszał z kobietami tematu ich wagi, więc się więcej nie odezwał. Zawołał gestem kelnerkę i zamówił im desery.

Tiramisu było równie pyszne jak wcześniej obiad i Eunika miała coraz lepszy humor. Z rozbawieniem zauważyła, jak szybko Wojtek pochłonął swój deser. Teraz próbował zlizać z górnej wargi odrobinę owocowego sosu, a ona uznała, że to najgorętszy gest, jaki wykonał przy niej do tej pory. Patrzyła jak urzeczona jak jego sprawny język oblizuje górną wargę, a potem jak usta rozchylają się w uśmiechu. – Taki facet, taki uśmiech, ach...

Kiedy skończyli obiad i deser, było już piętnasta. Idealna pora na niedzielny spacer. Wojtek uregulował rachunek, rzucając tylko karcące spojrzenie w stronę Euniki, która próbowała wyciągnąć portfel z torebki. Poddała się szybciej niż chciała, bo argument, że to on ją zaprosił na obiad, kazał jej go posłuchać.

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz