II.8.

188 30 12
                                    

We wtorek rano Wojtek zdał służbę i wrócił do domu, żeby się wyspać. Praca w policji miała swoje zalety i wady, a jedną z tych zaleto-wad były dobowe służby. Zaletę miały taką, że po nich następował wolny dzień. Wadą był fakt, że połowę tego dnia się przesypiało. Policjant wziął prysznic i położył się do łóżka, ale przed zaśnięciem wysłał jeszcze SMS–a do Euniki: „Właśnie kładę się spać po służbie. Życzę ci miłego dnia :-*".

Eunika nie odebrała od razu SMS-a od Wojtka, bo w pracy miała znowu zawrót głowy. Pocieszała się myślą, że jeszcze kilka dni i skończy się to szaleństwo na koniec kwartału. W sekretariacie zarządu dróg miejskich pracowała od ponad pięciu lat i coraz częściej szczerze miała dość tej roboty. Nie miała jednak alternatywy i nie wyobrażała sobie, że mogłaby robić cokolwiek innego. Do tego trzeba było mieć albo inne, odpowiednie wykształcenie, albo szczególne zdolności. A ona nie miała ani jednego, ani drugiego. Zaciskała więc zęby i robiła swoje, bo tylko to jej zostało. Jako prawdziwe i doświadczone dziecko piątku wiedziała, że nie mogła liczyć na nic lepszego od losu.

Koło trzynastej zrobiła sobie przerwę na drugie śniadanie, bo umierała już z głodu. Kiedy gotowała się woda na herbatę, spojrzała odruchowo na telefon, który wyświetlił jej powiadomienie o nowych wiadomościach. Były dwie. Jedna pochodziła z nieznanego numeru i brzmiała: „Uciekaj stamtąd jak najprędzej, dziewczyno". A druga była od Wojtka, który życzył jej z samego rana miłego dnia. No to mamy dwie wykluczające się informacje od wszechświata – westchnęła, ale uznała zaraz, że pierwsza wiadomość musiała po prostu być pomyłką. Dlaczego ktoś nieznajomy, w dodatku nawet nie znający jej imienia, nie wiedząc, gdzie ona jest, mógłby pisać celowo takie bzdury?

Eunika zignorowała wiadomość od nieznajomej osoby, a Wojtkowi postanowiła odpowiedzieć po pracy. Wracając do swojego biurka, pomyślała jednak, że odpisze mu od razu, żeby nie poczuł się zaniedbany. Wystukała na smartfonie krótką wiadomość: „Kończę pracę o szesnastej. Daj znać, jak się wyśpisz. E." I schowała telefon do torebki w biurku, żeby jej nie kusił, a sama zabrała się z powrotem za pracę.

Po piętnastej znowu zajrzała na telefon, bo była ciekawa, czy Wojtek już wstał. Nie wiedziała, jak długo miał w zwyczaju spać po służbie, ale podejrzewała, że budził się na obiad. Właśnie, obiad. – Na myśl o ciepłym pełnowartościowym posiłku zassało ją w żołądku. I zaraz pomyślała, że nie ma żadnych szans, żeby zjeść coś sensownego, bo pewnie znowu przypali ryż albo inaczej zmarnuje produkty spożywcze. Nawet jeśli lepiej zmarnować jedzenie niż życie, to w jej przypadku nie było wcale pocieszające. To nie była kwestia albo-albo.

W tym momencie dostała następną wiadomość. Ta była od Wojtka. Zupełnie, jakbym go wywołała do odpowiedzi – zażartowała sobie, otwierając SMS-a, który brzmiał: „Ugotowałem ryż z kurczakiem i curry. Jeśli wyślę ci adres, to trafisz? ;-)".

Eunika zaśmiała się do telefonu. Szybko wystukała odpowiedź: „Z nieba mi spadasz, bo umieram z głodu. Po zapachu znajdę, ale adres możesz wysłać :-P". Wysłała. Zaraz potem zastanowiła się czy wytrzyma do szesnastej. Naprawdę była głodna.

Nagle w budynku rozległ się dźwięk alarmu przeciwpożarowego. Przeraźliwe dźwięki wpędziły większość urzędników z biur na korytarz. Każdy chciał sprawdzić, co się dzieje. Ponieważ na korytarzu było trochę dymu i koszmarny smród, ludzie rzucili się biegiem do wyjścia, zanim ktokolwiek zdążyłby zarządzić ewakuację. Eunika powstrzymała odruch wymiotny, bo mimo pustego żołądka aż nią zatelepało z tego smrodu. Potem przypomniała sobie o tylnym wyjściu. Wróciła do biura po torebkę, a następnie pobiegła w kierunku drzwi. Za nią poszła większość urzędników z parteru budynku. Wyszła na zewnątrz i odetchnęła z ulgą świeższym powietrzem. Zaraz wokół niej zaroiło się od kolegów i koleżanek z urzędu, również z innych pięter. W końcu pojawił się i kierownik, Bogaczyk, wyjątkowo spokojny jak na tę okoliczność.

– Proszę państwa, powinniśmy zachować spokój – powiedział głośno. – Pracowników Zarządu Dróg Miejskich zapraszam na ewakuacyjną inwentaryzację.

– Na co???

– Przypominam, że nasz urząd ma regulamin, który obejmuje również procedury w razie próbnej ewakuacji...

– Jakiej próbnej? – krzyknął ktoś z tyłu. – Tam ktoś jakieś gówno podpalił. Śmierdzi tak, że się oddychać nie da!

– Zapewniam państwa, że zaraz będziemy mogli wracać do pracy...

– Mowy nie ma! Nie wrócę tam! – Znowu mu przerwał ten sam mężczyzna. Eunika podejrzewała, kto to był, ale nie widziała go za resztą ludzi. Jednak on jako jedyny ośmielił się zaprotestować, bo był w okresie ochrony przedemerytalnej. Aż tak wyprali nam mózgi? – zastanowiła się.

– W porządku. Zanotuję, że wszyscy stawiliście się na miejscu zbiórki, a skoro nie da się wejść do budynku, to widzimy się jutro w pracy – zdecydował kierownik.

Ludzie zaczęli się rozchodzić, wzdychając z ulgą. I tak mieli skończyć pracę za pół godziny, a powrót do budynku nie wydawał się ani możliwy, ani tym bardziej bezpieczny.

Eunika usłyszała dźwięk syren straży pożarnej, więc przyśpieszyła kroku, żeby wyjść z terenu urzędu zanim pojazdy zastawią bramę. Skierowała się w prawo, bo tylko idąc w tamtym kierunku mogła najszybciej oddalić się od budynku.

Nagle usłyszała irytujący dźwięk elektrycznej hulajnogi. Ostatnio stała się na niego wyczulona, więc od razu spojrzała w tamtym kierunku. Po drugiej stronie ulicy pomykał sobie, jakby nigdy nic, irytujący gościu w szarym garniturze z aktówką w ręce. Spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się w pewny siebie sposób. Eunika wyjęła od razu telefon, chcąc zadzwonić do Wojtka, ale okazało się, że on już biegł w jej kierunku.

– Nic ci nie jest! – Prawie krzyknął na jej widok, kiedy dobiegł, nawet nieszczególnie zdyszany.

– Co tu robisz? Myślałam, że mam przyjść do ciebie.

– Dyżurny zadzwonił do mnie i powiedział, że jest zgłoszenie pożarowe w urzędzie miejskim.

– No i?

– No i chyba nie wyobrażasz sobie, że nie przybiegłbym, żeby sprawdzić, co z tobą?

– No... – Eunika właściwie nie zastanawiała się nad tym. Dotąd nikt szczególnie się o nią nie troszczył, więc uważała to za normalne. – Nie sądziłam, że to ma znaczenie.

– Euniko. – Wojtek złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie lekko, a potem pochylił się i cmoknął w usta. – Idziesz do szpitala, żeby sprawdzić, co się stało z obcymi facetami, którzy ulegli wypadkom, troszczysz się o nich... a myślisz, że ja mógłbym nie martwić się o ciebie?

– No dobrze, jak tak to przedstawiasz, to ma sens – przyznała, ciągle trzymając go za rękę. Drugą oparła o jego silne ramię, które niedawno nosiło ją bez trudu, jakby była wyrośniętą lalką. – Miło mi, że o mnie pomyślałeś.

– Cieszę się. A teraz chodźmy do mnie, bo obiad czeka. – Uśmiechnął się szeroko, po czym objął ją ramieniem i skierował we właściwą stronę.

Eunika zastanawiała się, czy powiedzieć mu o gościu na hulajnodze, ale uznała, że to by tylko opóźniło obiad, na który bardzo liczyła.

Wojtek zrobił pyszne curry. Eunika nie spodziewała się, że w przystojnym policjancie drzemie taki talent kulinarny. Jeśli nawet miała jakieś wątpliwości co do tempa, w jakim rozwijała się ich znajomość, nie mogła narzekać na jego zaangażowanie.

Wojtek z uśmiechem patrzył, jak Eunika pochłaniała niewielką dokładkę obiadu. Był z siebie bardzo dumny, bo ugotował coś, co jej posmakowało. Chyba nawet bardziej niż z faktu, że pierwszy raz przyszła do niego. Kiedy jednak po obiedzie opowiedziała mu, co się stało u niej w pracy i że – zupełnie bez związku z poprzednim – po wyjściu zobaczyła znowu na ulicy tajemniczego jegomościa na hulajnodze, trochę się zdenerwował.



***

Kochani, tak kończy się Rozdział II. Nie chcę Wam niczego sugerować, ale tytuł następnego zapowiada wielkie zmiany ;-).

P.S. Zadający pytania, zgłaszajcie się po rozdziały Patryka na tablicy :-)

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz