V.5.

128 23 12
                                    

Właścicielka cukierni tylko się zaśmiała.

– Jesteś bardzo bystra, zupełnie jak Halinka – powiedziała, a Eunika już wiedziała, że kobieta musiała znać jej mamę.

– A więc znała pani moją mamę?

– Poprawka. Ja znam twoją mamę – odparła kobieta. – I tatę też.

W tym momencie Eunika pomyślała, że musi być z nią coś nie tak. A jednak, mimo tego ewidentnego odstępstwa od powszechnie rozumianej normy, dziwna kobieta zrobiła na niej raczej dobre wrażenie. Coś jej mówiło, że nie chciała jej krzywdy, a taki niegroźny bzik jeszcze nikomu w życiu nie przeszkodził. Czego jestem przykładem, bo gadam sama ze sobą – pomyślała.

Albo z tajemniczym głosem – zakpił znowu ten ktoś w jej głowie.

– Dziękuję za przypomnienie.

– Ależ nie ma za co – odparła dziwna cukierniczka. – To jak będzie?

Eunika przez chwilę zastanawiała się, co właśnie zaszło. Czy to ona głośno wypowiedziała tę myśl, czy to ta kobieta, Zofia, jak się je przedstawiła, wlazła jej do głowy. A może to był zupełny przypadek?

Nie ma przypadków.

– Pani to powiedziała? – spytała, patrząc sceptycznie na kobietę, która intrygowała ją coraz bardziej mimo ewidentnych objawów braku piątej klepki.

– Ale co, dziecko?

– Nieważne. Moja mama nie żyje od dnia moich narodzin – westchnęła Eunika. – A tata zmarł ponad rok temu.

– Przykro mi. Musi ci być naprawdę ciężko.

– Było. Teraz mam Wojtka i jest trochę lepiej, choć ciągle boję się o niego. Jest policjantem, wie pani?

– Zofia, nie pani.

– Pani Zosiu, ja jestem dzieckiem nieszczęścia – wyznała.

– Nie mów tak. I zastanów się nad pracą u mnie, proszę.

Rzut oka na przyjazną twarz właścicielki cukierni wystarczył, żeby Eunika podjęła decyzję.

– W porządku. Zastanowię się. Do kiedy mam dać odpowiedź?

– Najlepiej jak najszybciej – zaśmiała się kobieta. – Ale rozumiem, że masz jakieś zobowiązania...

– Jeśli się zdecyduję, to postaram się skrócić okres wypowiedzenia w urzędzie – obiecała Eunika. – Może udałoby mi się zacząć pracę od połowy maja.

– To jest dobry termin.

– Świetnie. W takim razie dziękuję i do widzenia. – Eunika zabrała zapakowane ciastka, które pachniały jej coraz mocniej, i wyszła.

Wojtek już był w domu. Ugotował makaron i właśnie robił sos do spaghetti. Rozpromienił się na jej widok.

– Słoneczko, mam nadzieję, że jesteś głodna.

– Jestem, ale ja też coś przyniosłam. – Wskazała na torebkę z logo ich ulubionej cukierni.

– Och, rozpuszczasz mnie. – Puścił do niej oko.

– Ty mnie też.

Podeszła do niego i dała się objąć, a potem czule pocałować. To był jeden z tych momentów, kiedy czuła, że jej życie może być fajne. Choć przez chwilę.

Spaghetti Wojtka było bardzo smaczne, a deser, który ona przyniosła, jeszcze lepszy. Kiedy już objedzeni leżeli sobie na jego kanapie, Wojtek przypomniał sobie, o czym miał wczoraj z nią porozmawiać.

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz