Rozdział II - Tajemniczy jegomość

217 27 15
                                    

Śmiech kobiety obudził pacjenta, który po prostu sobie drzemał po południu. W szpitalu nie było zbyt wielu atrakcji, szczególnie jak człowiek był połamany i przykuty do łóżka. A jeszcze szczególniej, kiedy ktoś był tam sam i nie pamiętał nawet, jak się nazywa. Prawdopodobnie to było normalne po uderzeniu w głowę. Przynajmniej tak mu powiedzieli lekarze, od których próbował się czegokolwiek dowiedzieć. To nie zmieniało faktu, że świadomość takiej niewiedzy jest zawsze nieznośna.

Dźwięczny śmiech był rzadkim zjawiskiem w tym przybytku i pozwolił choć na chwilę zapomnieć o nieprzyjemnych aspektach pobytu w szpitalu. Pechowy rowerzysta otworzył oczy i spojrzał na dwoje ludzi, którzy stali na wprost jego łóżka. Kobieta była śliczna, ale miała zapłakane oczy, mimo że się śmiała. – Płacze ze śmiechu? Mężczyzna w policyjnym mundurze obejmował ją ramieniem. – Szczęściarz. – Rowerzysta, kiedy przyjrzał się kobiecie, poczuł coś dziwnego. Takie przeczucie graniczące z pewnością, że kiedyś już ją widział.

Eunika zauważyła, że pacjent otworzył oczy, więc oswobodziła się spod ramienia Wojtka i podbiegła do łóżka.

– Dzień dobry – przywitała się, uśmiechając się najładniej jak umiała. – Jak się pan czuje?

– Dzień dobry – odpowiedział jej, przywołując swój najlepszy uśmiech. – Nie mam pojęcia, ale nie to jest moim największym problemem – dodał.

– Co pan ma na myśli?

– Nie wiem, ale cieszę się, że pani przyszła. Od razu mi się humor poprawił – zachichotał.

Eunika uznała, że rowerzysta musiał rzeczywiście dość mocno uderzyć się w głowę, ale i tak ją rozbawił.

– Cieszę się.

– Czemu pani płakała? – spytał nagle.

– Zmartwiłam się, że pan tak ucierpiał w wypadku – odparła. – To niepojęte, że hulajnoga może wyrządzić takie szkody – sarknęła.

– Hulajnoga... – Rowerzysta powtórzył za nią jak echo.

– Tak. Ta, z którą się pan zderzył.

– Nie pamiętam tego.

– A pamięta pan cokolwiek z wypadku? – wtrącił się Wojtek, który do tej pory przyglądał się im z boku i przysłuchiwał konwersacji Euniki z połamańcem.

– Nie. Absolutnie niczego – odparł mężczyzna. – Pani tam była? – zwrócił się nagle do Euniki, wlepiając w nią swoje oczy.

– Tak. To ja wezwałam pogotowie.

– To już wiem, że pamiętam jedną rzecz z dnia wypadku.

– Co takiego? – zainteresowała się Eunika, a Wojtek się ożywił.

– Pani oczy – odpowiedział połamany rowerzysta z wielkim uśmiechem, a potem przymknął powieki i zrobił rozmarzoną minę.

– Chodźmy stąd. – Wojtek wziął Eunikę za rękę i pociągnął ją w stronę drzwi. – To szpital. Wygląda na to, że pacjent jest zmęczony, a i tak niewiele pamięta. Musi odpoczywać – dodał.

Eunika musiała mu przyznać rację. Nie było sensu dłużej męczyć rowerzysty. Najważniejsze było, że żył i jego stan się poprawiał.

– Przyjdę jeszcze – obiecała mężczyźnie, który kilka dni wcześniej przyjął na siebie efekt jej pecha. – Porozmawiamy. Może coś sobie pan przypomni.

– Może – odpowiedział pacjent i znowu zamknął oczy.

Eunika wyszła ze szpitala, a raczej została wyprowadzona przez aspiranta Wójcika. Ona była jeszcze rozemocjonowana faktem, że rowerzysta się obudził i z nią porozmawiał, nawet jeśli niczego nie pamiętał. Odczuwała ogromną ulgę z powodu tego, że był przytomny i kontaktowy. – Przynajmniej w pewnym zakresie. – Zaraz przypomniała sobie jego zdania wyrwane z kontekstu. Jednocześnie ciągle miała wyrzuty sumienia, że to z jej powodu miał wypadek i mogło być gorzej.

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz