IV.5.

131 23 16
                                    

Eunika zajrzała do swojej kuchni, gdzie policjanci zdążyli sobie nasypać kawy do kubków i czekali aż zagotuje się woda w czajniku.

– Wow, widzę, że samoobsługa – zauważyła z przekąsem.

– Przecież nie będziemy cię męczyć, żebyś robiła nam kawę, słoneczko. Poza tym... lubię twoją kuchnię – odparł Wojtek i puścił do niej oko. Z miejsca zrobiło jej się gorąco, kiedy przypomniała sobie, za co on mógł tak polubić kuchnię. Automatycznie sięgnęła po termometr. Podejrzewała, że temperatura jej ciała mogła niebezpiecznie wzrosnąć po tym, jak przystojny policjant zrobił aluzję do wykorzystania przez nich kuchennego stołu.

– Ochłońcie oboje, bo robi się niezręcznie – zażartował zaraz Mariusz, chcąc ostudzić atmosferę między Euniką a Wojtkiem. – Postawiłbym kogoś na tym całym Czerniku, ale jak facet się zorientuje, to będziemy mieć problemy – zauważył, szybko zmieniając temat.

– Możesz to zgonić na mnie. Zawsze można powiedzieć, że byłem niepoczytalny – zażartował sobie Wojtek.

– A wiesz, że to jest myśl? – Mariusz prawie dał się przekonać. – W sumie masz udokumentowaną czasową amnezję pourazową.

– Przestańcie już gadać przy mnie o pracy i o tym gościu, bo łeb mi pęka – zażądała Eunika. – Pijcie tę kawę. Ja idę się położyć.

Skierowała się do sypialni, a policjanci zostali w jej kuchni. Nie bała się ich tam zostawić. Po pierwsze, ona ufała Wojtkowi. Po drugie, Wojtek ufał Mariuszowi, a więc tym samym Leszcz też stawał się zaufanym człowiekiem. Po trzecie, obaj byli policjantami. A po czwarte, nie miała w domu absolutnie nic cennego. Położyła się więc na łóżku, przykryła kocem i zamknęła oczy.

Kiedy je otworzyła, ktoś akurat całował ją w usta. Z powodu kataru nie poczuła żadnego zapachu ani smaku, ale widok Wojtka ją uspokoił. Przynajmniej do momentu, kiedy uświadomiła sobie, że to najprostsza droga do zarażenia swojego faceta jakimś wirusem.

– Słoneczko, musisz już wstawać, trzeba jechać do lekarza – powiedział Wojtek.

– Naprawdę chcesz się pochorować? – spytała, patrząc na niego z niedowierzaniem.

– Pamiętasz jak kilka dni temu ci powiedziałem, że nigdy nie brałem chorobowego?

– Tak.

– A jak myślisz, dlaczego?

– Bo nie spotkałeś wcześniej mnie i nie nabyłeś mojego pecha.

– Nie, skarbie. Bo złego licho nie rusza. Jak mikrob myśli sobie, że musiałby się ze mną użerać, woli iść gdzie indziej – zaśmiał się.

– A jednak komuś udało się ci zaszkodzić – wychrypiała, bo gardło odmówiło jej współpracy.

– W tym zawodzie to się zdarza, słoneczko. Wiedziałem, na co się piszę, idąc do policji, i wiem, na co się piszę, biorąc pod lupę Czernika. Drań zasługuje na karę za to, co ci robi. Nikt nie ma prawa cię krzywdzić i ja o to zadbam.

Eunika poczuła, że pod powiekami zbierają jej się łzy. Od wielu lat nikt nie troszczył się o nią i nie zrobił dla niej tyle, co jeden Wojtek Wójcik w ciągu dwóch tygodni znajomości.

– Dziękuję – powiedziała cicho.

– Drobiazg – odpowiedział, podając jej ręce. – Ale teraz już chodź do tego lekarza.

Mariusz zawiózł ich do przychodni i obiecał, że niedługo po nich przyjedzie. Chciał ustalić jak najwięcej szczegółów dotyczących śledztwa, ale wolał odstawić tę pechową dwójkę do domu, zanim narobią sobie większych problemów.

SZÓSTY ZMYSŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz