Pałac Jabby i szturmowcy.

2.2K 92 11
                                    

Pognałam coś sił w nogach do pałacu gangsterskiego. Żadna istota, choćby taki Jabba the Hutt nie ma prawa zginąć! Po za tym, ten ślimak ma potężne wojska które mogłyby szybko, zgładzić ostatnich Jedi. I ostatnią nadzieję, na wyzwolenie się z rąk nowo powstanego Imperium. A zresztą, Imperium ma już gotową armię. Z naszych klonów! Tak więc, po jakimś czasie się zmęczyłam, a jeszcze nie wybiegłam z portu kosmicznego Mos Eisley! Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś trzeźwego chłopaka, który łaskawie by mnie podwiózł za darmo. Ale jak na złość, nikogo takiego nieznalazłam. Wtedy zauwarzyłam że na parkingu przed kafejką stoją ścigacze nie strzeżone. Nie no! Najpierw jestem zabójczynią a teraz złodziejem! Postępuję jak łowca nagród! Więc wziełam jeden ze ścigaczy i pojechałam. Szczerze, przez pustynię Tatooine jechało się... Okropnie! Piach sypał mi się do oczu. Mandaloriański hełm, słabo pomagał. Żałowałam wtedy, że nie mam mocy Shaak Ti. Mogłabym wtedy zatrzymać tę burze piaskową. Wtedy zaczełam się zastanawiać, co się dzieje z Shaak Ti. Polubiłam tę zimną i sprytną mistrzynię Jedi z tym swoim poczuciem humoru. JEZU! A jeśli zamordował ją Anakin?! Jak tak to ja go zamorduję! Tak rozmyślając przyjechałam pod pałac. Stanełam pod drzwiami i zapukałam. Drzwi zostały natychmiast, otwarte. Weszłam. W pałacu było strasznie i przerażająco zimno. Nagle z jakiejś komnaty wypełz jakiś Hutt. Był spory. Prawie dorównywał rozmiarami Jabbie. Gdy podszedł bliżej rozpoznałam go. To był Rotta. Rany, wyrósł. A ma dopiero dziesięć lat. Jeżeli Huttowie tak szybko rosną, to ja jestem ciekawa ile będzie miał wzrostu gdy będzie miał czterdzieści lat! Teraz rozumiem! Jak na Hutta to Jabba jest niski. Skoro dziesięcioletni syn, mu prawie dorównuje! Rotta chyba też mnie rozpoznał.
  — Ahsoka, co ty tu robisz?—Zapytał się mnie. Rety! Nauczył się mojego języka! Fajnie, nie znam w ogóle języka Huttów. Mam teraz tłumacza.
  — Muszę pogadać z twoim ojcem zagraża wam niebezpieczeństwo. Musisz zaprowadzić mnie do Jabby—Powiedziałam–I jakbyś mógł być moim tłumaczem.—Rotta zaprowadził mnie zgodnie z życzeniem do Jabby. Przed jego obliczem, ukłoniłam się nisko. W dłoni, trzymał łańcuch, do którego była przykuta jakaś Twi'lekanka o niebieskiej cerze.- Wielki Jabbo. Zagraża tobie wielkie niebezpieczeństwo. W stronę twego pałacu zmierzają szturmowcy, chcący cię zabić. Przygotuj wojsko! A ja mam plan obrony twego pałacu—Tak opowiedziałam cały mój plan obrony. Ja miałam strzec wejścia do pałacu. Tak, ja sama! Miałam zwawić szturmowców do środka. Tam czekało na nich kilka niemiłych niespodzianek, zwiastujących śmierć. Rotta, zamknął się w pokoju na cztery spusty. Wojsko było prawie gotowe. I zawsze jak na złość w tej chwili zaczeli nadchodzić szturmowcy. Pognałam na zewnątrz i wyjełam mój, czerwony miecz świetlny. Na czele stał kapitan Rex.
  —Ani kroku dalej!—Krzyknełam gdy wojsko było 500 metrów dalej.—Nie macie prawa tu nikogo zabijać, ani szantażować!—Czułam się jak polityk, na konferencji z wrogimi wojskami. Tylko że po pierwsze, nie jestem politykiem, po drugie to nie konferencja, to bitwa! Szturmowcy zaczeli chihotać, między sobą.
  — Ty! Zwykła dwudziestolatka na nas wszystkich?! Nie masz żadnych szans!—Krzyknął do mnie Rex wyjmując karabin. Te słowa mnie zdenerwowały naprawdę!
  — Mam szansę, gdyż tylko padawanka Anakina Skywalkera, może pokonać jego wojsko—Odkrzyknełam, wyjmując miecz. Skoczyłam w grupę szturmowców i zaskoczonych wojskowych rozcinałam na pół. Musiałam wygrać bitwę. Dlaczego? Powtórka z pierwszych zdań rozdziału:,, Po za tym ten ślimak ma potężne wojsko które mogłoby szybko zgładzić ostatnich Jedi". Nie chodzi oto że jego wojska są lepiej uzbrojone czy coś takiego. Był by to po prostu atak z zaskoczenia. Imperium gangsterskie, walczyło po naszej stronie w wojnach klonów. Lecz tak czy siak, obrona pałacu świetnie szła. Po jakimś czasie Rex wydał rozkaz.
  —Na pałac! Nikt go niechroni!—Tak Rex i cała reszta klonów, popędziła w stronę wejścia. Otworzyli wrota i... Wpadli w moją pułapkę! W kracie na podłodze, do lochu rancora, była dziura przez którą wpadł by tylko człowiek, lub istota człowiekokształtna. Tak klony zaczeły po kolei wpadać do lochu. A tam, rozszarpywał ich rankorn. Niektórzy, przed pożarciem przeklinali mnie, i grozili że się jeszcze kiedyś zemszczą. Taaaa... Ciekawe jak! Tak więc, szturmowcy byli kolejno pożerani a ja, mogłam rozsiąść się w fotelu z paczką chipsów i podziwiać widoki. Ostatni klon- Rex. Nie dał się nabrać.
  —Proszę, proszę. Jaka odważna. Co za sztuka, zrobić dziurę w kracie? Teraz zginiesz, lub przejdziesz na naszą stronę. Przydałabyś nam się. Jesteś pomysłowa, sprytna i odważna.—Powiedział do mnie.
  —Po pierwsze, nie przejdę na waszą stronę, po drugie, ciekawa jestem co zrobisz, mi tą marchewką, co przez przypadek zamieniła się z twoim karabinem miejscami—Odpowiedziałam. Po tych słowach Rex zorientował się że zamiast swego karabinu, ma marchewkę. Ryknełam śmiechem! Może nie dał się nabrać na numer z rancorem, ale na numer z marchewką, tak.
  —Ha, ha, ha! Mam inną broń na ciebie.—Powiedział wyjmując czerwony miecz świetlny. Ja wyjełam swój. Tak rozpoczeła się walka. Rex nawet nieźle sobie radził z mieczem. Ale miałam nad nim przewagę. W końcu udało mi się go powalić. Gdy miałam mu zadać śmiertelny cios, zaczął krzyczeć.—Tak, dobrze chłopaki! Zabijcie Rottę!—Obruciłam się napięcie. Nie dam Rotcie zginąć! Ale to okazało się tylko zmyłką. Rex wstał i mnie powalił. Mój miecz, poleciał gdzieś daleko.—Taka słaba. Taka bezradna. Z pewnością dostanę od Darhta Vadera order za zabicie ciebie!
  —Zapomniałeś kim ja jestem? Jestem Jedi!—To mówiąc, przyciągnełam do siebie mój miecz i obciełam Rex'owi nogi, ten wpadł do potwora. Jeszcze trochę, krzyczał że się na mnie zemści. Tiaaaa. Akurat! Na uroczystym podziękowaniu, mi za ocalenie pałacu zauważyłam że strażnicy tego ślimaka zaczynają się do mnie powoli zbliżać. Poczułam się dziwnie.- Ok, to ja już może pójdę...
  —Nie tak prędko. Ocaliłaś moje imperium gangsterskie. Jednak to nie znaczy że możesz tak szybko iść.—Strażnicy zaczeli mnie otaczać ciasnym kołem. Kątem oka zauważyłam że Jabba wyjmuje zza pleców nowy łańcuch taki sam jakim trzymał swoją niewolnicę. Twi'lekanka popatrzyła na mnię jakby mówiła: Zaraz podzielisz moje losy. Byłam przerażona. Chciałam uciekać ale byłam sparaliżowana. Nagle dostałam czymś w głowę i zemdlałam.

Star Wars- Ostatnia Jedi (poprawa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz